W napięciu

Andaluzyjska gmina El Ejido to od lat prawicowy bastion Hiszpanii. To także region rolniczy, korzystający z pracy imigrantów. Jak to funkcjonuje? Pojechaliśmy tam z wizytą.
z El Ejido (Hiszpania)

25.10.2021

Czyta się kilka minut

Pracownik sezonowy z Gambii w szklarni, której właścicielem jest Juan Jose Bonilla, do niedawna koordynator prawicowej partii VOX w El Ejido. Hiszpania, 2019 r. / JUAN MEDINA / Reuters / Forum
Pracownik sezonowy z Gambii w szklarni, której właścicielem jest Juan Jose Bonilla, do niedawna koordynator prawicowej partii VOX w El Ejido. Hiszpania, 2019 r. / JUAN MEDINA / Reuters / Forum

Kupujący dźwigają ogromne plastikowe torby, w powietrzu unosi się zapach świeżych pomarańczy. W ogólnym gwarze dominują głosy przekrzykujących się straganiarzy: „Dwa kilo za jedno euro!”, „Najwyższa jakość!”, „Tanio!”. Najpierw po hiszpańsku, później także po arabsku. Jest środa, trwa cotygodniowy mercadillo: targ, na który zjechali się ze swoimi produktami sprzedawcy z pobliskich miejscowości.

Moją uwagę przykuwa rozmowa pewnego Mauretańczyka (jak się później okaże) z dwiema kobietami przy stoisku z damską odzieżą. Widząc mój aparat fotograficzny, chyba specjalnie stara się mówić głośniej. – Nie chcę tu dłużej mieszkać! – rzuca impulsywnie. Dopytuję, o co chodzi. – Przecież słyszałaś. Nie chcę tu mieszkać i już! To miasto jest rasistowskie.

Mężczyzna zapala papierosa, a drugą ręką próbuje założyć na manekin spodnie dresowe. – Ja do moich sąsiadów Hiszpanów zwracam się „señor”, „usted” – przywołuje tradycyjne formy grzecznościowe. – A oni do mnie „negro” czy „moreno”. Mam być dla nich czarnuchem? To niesprawiedliwe. Żyję tu 10 lat i mam dość – ucina rozmowę.

Trochę dalej, wśród straganów z warzywami, dwóch Hiszpanów usiadło przy stoliku i zajadają się winogronami. Obok stoi 50-latek w białym T-shircie z logo własnej firmy. – Spójrz, nie ma jeszcze trzynastej, a im już nie chce się pracować – mówi do mnie, wskazując na mężczyzn, i zaczyna się śmiać.

Vincent mieszka w oddalonej o niespełna 40 km Almerii i przyjeżdża tu co tydzień sprzedawać warzywa i owoce. – El Ejido nie jest tolerancyjne. Jest znane jako jedno z najbogatszych miejsc w Hiszpanii, ale poziom tolerancji wynosi tu zero – rzuca. – Dla mnie nie ma znaczenia kolor skóry czy rasa. Rozumiem, że imigranci szukają lepszego życia i nie mam nic przeciwko. Ale niech przyjeżdżają z pozwoleniem na pracę – zaznacza.

Jedna trzecia

Od 1991 r. burmistrzem El Ejido (stolicy gminy o tej samej nazwie) jest polityk centroprawicowej Partii Ludowej (PP). Tak jest również i dziś – choć po wygranych dwa lata temu wyborach regionalnych ludowcy z rady miasta podzielili się władzą ze skrajnie prawicową partią VOX, która urosła do rangi drugiej siły politycznej i ma sześciu przedstawicieli w 25-osobowej radzie. Jednak w lutym tego roku doszło do zmiany lokalnej koalicji rządzącej – powodem miały być wzajemne nieporozumienia – i teraz Partia Ludowa współrządzi w El Ejido razem z socjalistami z PSOE (to partia obecnego premiera rządu centralnego w Madrycie, Pedro Sáncheza).

Według danych Instituto Nacional de Estadística z ostatniego roku, aż jedną trzecią spośród 84 tys. mieszkańców gminy El Ejido stanowią imigranci.

– W skali całego kraju partia VOX zyskuje najbardziej dzięki temu, że krytykuje dążenia niepodległościowe Katalonii – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” prof. Pablo Pumares Fernández, socjolog i dyrektor Centrum Studiów Migracyjnych z Uniwersytetu w Almerii (to 200-tysięczna stolica prowincji Almeria, w regionie Andaluzja). – Natomiast w zależności od tego, o jaki region Hiszpanii chodzi, lokalnie VOX odwołuje się do różnych innych kwestii i emocji. To może być antyfeminizm, sprzeciw wobec rosnącej roli kobiet, a także nacjonalizm czy migracje. Tutaj, w El Ejido, kluczowa jest właśnie kwestia migracji.

Partia VOX istnieje od ośmiu lat, a od dwóch jej reprezentanci zasiadają także w centralnym hiszpańskim parlamencie: w izbie niższej (Kongresie Deputowanych) zajmują niemało, bo 52 z 350 miejsc. A popularność VOX wciąż rośnie. Według sondażu dziennika „El Mundo” z września tego roku, gdyby ogólnokrajowe wybory parlamentarne odbyły się dziś, władzę w kraju przejęłaby Partia Ludowa, która aby uzyskać większość, prawdopodobnie weszłaby w koalicję ze skrajnie prawicową VOX (jej sympatycy woleliby zapewne określenie: narodowo-konserwatywna).

Nie chcą się nauczyć

Wracając z mercadillo, mijam kobiety w hidżabach, które na ławkach w cieniu wydają się odpoczywać po udanych zakupach. Obok postawiły wypchane po brzegi torby. W drodze na dworzec autobusowy widzę kobietę siedzącą z może 10-letnim synem przed ośrodkiem zdrowia. Zadaję kilka pytań, kobieta się uśmiecha, wydaje się rozumieć, ale na każde z pytań odpowiada tylko „tak”, „nie” lub „dobrze”. Po chwili prosi syna o przetłumaczenie.

Fátima mieszka tu od siedmiu lat, wraz ze swoją rodziną z Maroka żyją na przedmieściach El Ejido. To tutaj częste: kiedy imigranci muszą załatwić np. sprawy urzędowe, zabierają ze sobą swoje dzieci, które znają już język i występują w roli tłumaczy. One bowiem uczą się hiszpańskiego w lokalnych szkołach.

Na problemy językowe z imigrantami narzeka 89-letni Juan, który mieszka w pobliżu cmentarza. Wokół jego domu powstało mnóstwo szklarni, przy których zamieszkali pracujący w nich Marokańczycy.

– Przyjeżdżają tu bez znajomości języka i wcale nie chcą się go nauczyć. Nie integrują się. To trudne mieć przy sobie tylu ludzi i nie móc z nimi porozmawiać – mówi Juan, który od śmierci żony mieszka sam. Ich siedmioro dzieci już wiele lat temu wyprowadziło się z domu. Juan czuje się samotny. Żeby sobie z tym poradzić, przelewa słowa na papier, a wiersze gromadzi w szufladzie.

Na sprzedaż, na wynajem

Kiedy na głównym dworcu autobusowym czekam na miejski bus linii 11 lub 21, zagaduje mnie mężczyzna w średnim wieku. – Jedziesz do Almerimar, prawda? To zawsze przyciąga turystów – dodaje.

To prawda, w mieście nie ma wielu przyjezdnych, choć liczne plakaty informują o rozpoczynającej się następnego dnia 44. edycji Festiwalu Teatralnego. Nieliczni, którzy tu docierają, są raczej przejazdem w drodze na plaże w Almerimar.

Coraz mniej Hiszpanów chce mieszkać w centrum El Ejido. Przeprowadzają się do oddalonego o 8 kilometrów wspomnianego Almerimar, nadmorskiego kurortu. W efekcie koszt wynajmu mieszkania w El Ejido staje się niższy i bardziej przystępny dla imigrantów. Teraz, przechadzając się po mieście, niemal na każdej ulicy można znaleźć napisy: „Se vende, se alquila” (na sprzedaż, na wynajem).

Imigranci z El Ejido – pracujący we wszechobecnych tutaj szklarniach, gdzie uprawia się warzywa, owoce i kwiaty – dawnej pomieszkiwali w tzw. asentamientos, osadach nazywanych też dzielnicami biedy. Położone były one poza miastem, zwykle w pobliżu miejsca pracy. Obecnie wokół El Ejido pozostały zaledwie dwie takie typowe osady. Dla porównania: w całej prowincji Almeria jest ich wciąż około setki. Trudno to dokładnie oszacować, ponieważ ciągle powstają nowe, a niektóre są burzone.

Morze plastiku

Szklarnie, czyli ciągnące się kilometrami plastikowe tunele (plastik zastąpił używane kiedyś szkło w ich konstrukcji, ale nazwa pozostała), to cecha rozpoznawcza El Ejido. Okalają centrum miasta i rozpościerają się od Morza Śródziemnego aż po zbocza pobliskich gór. Łącznie zajmują 31 tys. hektarów, stanowiąc prawdopodobnie największe skupisko szklarni na świecie. Widoczne na zdjęciach zrobionych z kosmosu, z takiej perspektywy określane są jako sea of plastic, morze plastiku.

To właśnie szklarniom El Ejido zawdzięcza intensywny rozwój, zapoczątkowany w latach 80. XX w. (sama nazwa El Ejido znaczy dosłownie „pole na obrzeżach miasta”). Z czasem stały się one podstawą tutejszej gospodarki i źródłem zamożności mieszkańców. Uprawia się tu głównie paprykę, pomidory i cukinię: produkty, które trafiają na sklepowe półki w całej Europie, także w Polsce. Dzięki szklarniom uprawa warzyw może trwać cały rok.


PRÓBA OGNIA

KRZYSZTOF STORY: Jesienią 2021 roku południe Europy podsumowuje nie tylko wpływy z turystyki, ale też największe od lat pożary lasów. Wracają również wspomnienia.


Szacuje się, że El Ejido produkuje ponad 3 mln ton żywności rocznie, co zapewnia dochód o równowartości ponad 6 mld zł. Przyczyniają się do tego także imigranci z Afryki Subsaharyjskiej i Maroka, którzy stanowią dziś większość pracowników szklarni.

Gdy imigrant robi swoje

Pewne napięcie pomiędzy jednoczesną krytyką migracji i masowym zatrudnianiem imigrantów w szklarniach widział Juan Enciso, były burmistrz El Ejido i niegdyś członek Partii Ludowej. Jak mawiał: „O ósmej rano imigrantów jest mało. O ósmej wieczorem jest ich mnóstwo”. Była to – czytelna tutaj – aluzja do faktu, że o poranku, gdy potrzeba rąk do pracy, właściciele szklarni chętnie zatrudniają imigrantów i wręcz narzekają, gdy nie znajdą ich w odpowiedniej liczbie. A potem, już po wykonanej robocie, ci sami ludzie najchętniej chcieliby, aby imigranci zniknęli z ich pola widzenia.

– Łamane są ich prawa dotyczące płacy minimalnej, warunków, w jakich pracują, czy prawa do odpoczynku – wylicza José García Cuevas ze Związku Zawodowego Pracowników Andaluzji SOC-SAT. I dodaje, że wielu polityków ma udziały w dużych firmach rolnych, które uprawiają warzywa. – Do tego dochodzi spektakularny rozwój tego miasta w tak krótkim czasie, migracja ludzi z różnych części świata i brak mieszkań. Już wiele lat temu doprowadziło to do ogromnej eksploatacji pracowników-imigrantów, ich marginalizacji oraz wykluczenia – uważa José García Cuevas.

Przykładem polityka-rolnika był Juan Jose Bonilla, do lipca koordynator partii VOX w El Ejido. Odszedł, jak uzasadniał lakonicznie, z powodu „rozbieżności” z partią. Wcześniej znany był jako polityk VOX, który swój kapitał publiczny budował na antyimigracyjnych hasłach. Zapytany w 2019 r. przez agencję Reuters, dlaczego w swoich szklarniach zatrudnia imigrantów, stwierdził, że w El Ejido potrzeba pracowników, natomiast nie potrzeba nielegalnych imigrantów i przestępców. „Zatrudniłem moich pracowników i pomogłem im zdobyć dokumenty” – mówił.

Zabójstwa i zamieszki

Na początku 2000 r. ojciec Bonilli został zamordowany przez Marokańczyka. W tamtym czasie, w ciągu zaledwie dwóch tygodni, miały tu miejsce trzy zabójstwa miejscowych Hiszpanów. Doprowadziło to do zamieszek w mieście. Czarę goryczy przelała ostatnia śmierć: 26-letniej Encarnación López, z rąk Marokańczyka, który leczył się psychiatrycznie.

Organizujący się mieszkańcy El Ejido przez trzy dni palili samochody i meczety, napadali na sklepy z obco brzmiącymi szyldami, a także na samych imigrantów, którzy w obawie chronili się na komisariatach policji. Aby zapanować nad chaosem, do El Ejido przybyły policyjne posiłki z Malagi, Walencji i nawet Madrytu. Podczas tamtych starć ranne zostały 22 osoby.

W księgarni w pobliżu Plaza Mayor, gdzie siedzibę mają władze miasta, znajduję książkę opowiadającą o tamtych wydarzeniach: „El Ejido: la ciudad-cortijo” (El Ejido: miasto-farma), którą napisali politolodzy i socjolodzy z Uniwersytetu w Almerii. Gdy proszę pracowniczkę księgarni o pokazanie książki, ta zaznacza z dumą, że mieszka tu od urodzenia, czyli od 46 lat. Gdy jednak zaczynam dopytywać o wydarzenia z 2000 r., jej twarz gwałtownie zmienia wyraz. – Przyjmujemy ludzi z całego świata, a później nazywają nas rasistami – oburza się. – Nie pozwolę, żeby ktoś źle mówił o El Ejido, proszę stąd natychmiast wyjść.

Każdy ma swoje życie

Temat jest drażliwy nie tylko dla Hiszpanów. Na ulicy Manolo Escobar, nazywanej Dzielnicą Arabską – ze względu na przewagę obco brzmiących szyldów sklepów i restauracji – ponawiam pytanie o atmosferę w mieście.

– Każdy ma swoje życie. Ja nie szukam problemów, chcę żyć ze wszystkimi w zgodzie. To wszystko – rzuca Omar i ucieka na zaplecze marokańskiej restauracji, w której pracuje.

Jednym z jej klientów jest Muhammad, od 15 lat mieszkający w Hiszpanii. – Wcześniej żyłem na północy Andaluzji, w Jaen. Spędziłem tam rok, pracując przy oliwkach, ale praca jest tam tylko w sezonie, dlatego przyjechałem tutaj. Teraz staram się o dokumenty dla mojej żony – opowiada.

Na ulicy Manolo Escobar spotykam też 17-letnią Fátimę i 19-letnią Jasminę, które spacerują wraz ze swoją mamą, ubraną w hidżab. Wracają właśnie ze szczepienia.

– W Hiszpanii jest dużo rasizmu – mówi Fátima perfekcyjnym hiszpańskim. – Pewnego dnia przechodziłam tędy i powiedzieli mi, żebym wracała do mojego kraju – dodaje. – Jestem pochodzenia marokańskiego, ale przecież urodziłam się tutaj. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Gdy to mówi, jej mama zaczyna krzyczeć na nią po arabsku. Najwyraźniej zrozumiała i nie spodobało jej się to, co powiedziała córka.

Bezrobotna

Tymczasem według hiszpańskiego MSW w lipcu poziom bezrobocia w El Ejido po raz pierwszy od siedmiu lat wzrósł do blisko 19 proc. (w całym kraju w drugim kwartale 2021 r. poziom bezrobocia wynosił ok. 15 proc., czyli trochę mniej niż przed wybuchem pandemii).

Na brak pracy skarży się wielu Hiszpanów, wśród nich rudowłosa María. Rozmawiamy przed jej zniszczonym domem, tuż za cmentarzem. Warunki życia w jej domu, jak sama mówi, są tak złe, że gmina odmówiła jej zameldowania. – Od dłuższego czasu staram się o pracę w szklarniach czy firmie sprzątającej i nic. Trzy miesiące temu złożyłam dokumenty, aby dostać pomoc od państwa, ale powiedzieli mi, że nie jestem do tego uprawniona – opowiada.

Pracownicy organizacji pozarządowych przyznają, że praca imigrantów jest zwyczajnie tańsza niż praca Hiszpanów, bo ci pierwsi zgadzają się nie tylko na więcej godzin pracy, lecz także na niższe stawki. Przypominają, że imigranci z Afryki, którzy nie znają języka i tutejszych przepisów prawa pracy, łatwo padają ofiarami nadużyć.

Nie chcą, ale potrzebują

– Zależność tego regionu od sektora rolnego sprawia, że trzeba zatrudniać pracowników najemnych, czyli w praktyce imigrantów. To klucz do zrozumienia konfliktowej sytuacji w El Ejido. Z jednej strony mieszkańcy nie chcą imigrantów, ale z drugiej strony ich potrzebują. Rolnictwo jest przecież motorem wzrostu gospodarczego El Ejido – uważa Pablo Pumares Fernández z Uniwersytetu w Almerii.

Socjolog zauważa, że każda strona tego konfliktu ma swoją wersję – imigranci, którzy czują się wykluczeni i wykorzystywani do pracy, oraz mieszkańcy-Hiszpanie, którzy uważają, że przez ogromną liczbę imigrantów przestają być obywatelami we własnym kraju. Fernández uważa, że trzeba wypracować spójną politykę migracyjną i odrobić „zaległą lekcję z integracji”, by nie powtórzyły się wydarzenia z 2000 r.

11 września El Ejido obchodziło el Día del Municipio, Dzień Gminy: tego dnia minęło 39 lat, odkąd oddzieliło się od pobliskiej gminy Dalías. Z tej okazji radni VOX opublikowali na swojej stronie na Facebooku nagranie wideo. Radna Almudena Martínez zauważa w nim, że od tego czasu El Ejido czterokrotnie zwiększyło liczbę mieszkańców. Mówi: „Stało się to dzięki przedsiębiorcom i rolnikom, a także ich rodzinom, które imigrowały do naszego miasta z innych miejscowości prowincji Almería, a także z la Alpujarra granadina”, czyli ze wspólnoty 24 gmin z prowincji Granada.

W całym nagraniu nie ma padło ani jedno słowo o imigrantach z Afryki, którzy swoją pracą przyczyniają się do zamożności gminy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2021