Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Urodziła się 15 maja 1931 r. w Częstochowie jako Irena Librowicz. Rodzice zginęli w Treblince; ona sama, wyprowadzona z getta tuż przed jego likwidacją, przetrwała na „aryjskich papierach”. Po wojnie wyjechała z Polski, przez obozy dipisów dotarła w grudniu 1947 r. do Palestyny, mieszka w Izraelu. Debiutowała późno: „dopiero wtedy, kiedy hebrajski i polski znalazły we mnie pewien rodzaj równowagi, mogłam napisać coś w obu językach”. W posłowiu do tomu jej opowiadań „Osmaleni” (1999) Michał Głowiński napisał: „Bohaterowie są tu osmaleni przez zbrodnię, jakiej dokonano na nich bezpośrednio, na ich bliskich, na społeczności, której częścią się czuli i z którą się identyfikowali. (...) metafora, jaką posłużyła się Irit Amiel, ma szansę, by wejść do języka i na stałe określić sytuację egzystencjalną tych, którzy z Zagłady uszli z życiem, są jednak wciąż jej ofiarami”. Wiersze Irit Amiel też są takim – mocnym poetycko – świadectwem. „Nie zdążyłam do Treblinki na czas / przyjechałam spóźniona o pięćdziesiąt lat / drzewa stały nago bo była jesień...”. To zapis życia na granicy pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, „pomiędzy nocną zmorą a łaskawym porankiem”. Lata płyną, narasta poczucie obowiązku wobec mieszkańców tamtego spalonego świata: matki, ojca, okulałej babki, którą Niemcy zrzucili ze schodów, małego kuzyna Marka, sześcioletniej Sylwii w granatowej aksamitnej sukience, obłąkanej Rywele. Nie mija też irracjonalne poczucie winy: „Ile razy bawię się z moimi wnukami / moi rodzice stoją nad nami milcząco / (...) I nieraz zadaję sobie pytanie: / czy mnie nie sądzą / za samo istnienie?”. Choć, jak w wierszu „Soir de Paris”, ocalenie jest przecież wartością: „Moja pachnąca paryskim wieczorem matka / pozostawiła na świecie szarą smugę dymu, / plik pożółkłych listów żydowskiej dziewczyny, / u progu szczęścia i nieszczęścia, / i moje stare żylaste dłonie / muskające o szarej godzinie / głowy jej sześciu izraelskich prawnuków”.
Kiedy to piszę, zza okna dobiega wielojęzyczny gwar i śpiewy: to pielgrzymi ciągną na Błonia na spotkanie z Franciszkiem. Kraków jest od paru dni miastem radości. Dziś przed południem Franciszek był w Częstochowie i tam też na pewno panowała radość. Może właśnie w takie dni szczególnie warto pamiętać o tym drugim, nieistniejącym mieście Stoczęwacho, o którym Irit Amiel napisała niezwykły wiersz stylizowany na balladę dziadowską? By nie sprawdziły się ostatnie jego słowa: „A Stoczęwacho z ulgą odetchnęło / i po sześćdziesięciu pięciu latach głęboko westchnęło / Ach!!!”. ©℗
Irit Amiel, „Spóźniona / Delayed”. Przełożył Marek Kazmierski. Przedmowa Bogdan Frymorgen. Wydawnictwo Austeria, Kraków-Budapeszt 2016, ss. 208.