W liczbie pojedynczej

Wokół człowieka samotnego jest pustka, singiel zaś nie pozostaje w stałym związku, ale ma do kogo pójść. Jego problemy są inne.

10.06.2008

Czyta się kilka minut

/fot. Nikko/Machina Fotografika /
/fot. Nikko/Machina Fotografika /

- Nikogo nie dziwi, że Szymborska jest sama - mówi Anna Garwolińska, singielka po czterdziestce. - A gdy to dotyka zwykłych ludzi, nagle robi się wielkie halo.

Single - co do tego socjologowie są zgodni - urośli do rangi nowej grupy społecznej. Inaczej niż jeszcze kilkanaście lat temu, taki styl życia jest opcją. Według danych ze spisu powszechnego w roku 2004, liczba kawalerów wzrosła w porównaniu z rokiem 1998 o 32 proc. Panien przybyło o 38 proc.

Singiel rozgościł się w popkulturze. Stał się bohaterem kultowych seriali i reklam. Wzorcem. Tyle że wymarzony przez marketing singiel - świetnie zarabiający, prowadzący lekkie życie pełne imprez i konsumpcji - to singiel wirtualny. Może i istnieje, ale znika wśród prawdziwych.

Może kiedyś, na razie nie

Socjolog Peter Stein dzieli singli z jednej strony na tych z wyboru i z przymusu, z drugiej - na przejściowych i stałych. W teorii wygląda to prosto.

Anna Garwolińska, rocznik 1965, zdążyła już być w życiu dziennikarką, rzecznikiem prasowym w ministerstwie, negocjatorem. Jest po dwóch rozwodach. W 1994 r. założyła firmę zajmującą się PR i komunikacją. Dziś pracuje nad ważnymi projektami, od Japonii po Bliski Wschód.

- Gdybym nie chciała być sama, pewnie bym nie była. Wybieram opcję kariery - stawia sprawę jasno. - Chcę zostawić po sobie to, czego dokonam, a nie nowe pokolenie. Nie interesuje mnie "kupka, zupka i dupka".

Emilia ma 26 lat. Od ośmiu miesięcy w Warszawie, pracuje dla międzynarodowej korporacji świadczącej usługi księgowe. Praca nudna, nie podoba się jej. Ale Emilia ćwiczy też jogę, uczy się salsy i hiszpańskiego, ogląda włoskie i hiszpańskie filmy, podróżuje.

- Bycie singlem to nie jest moje motto - zapewnia. - Teraz jest czas na karierę. A niedobór mężczyzn na poziomie ułatwia mi wybór.

Monika ma 30 lat, mieszka w miasteczku 90 km na wschód od Warszawy. Jest weterynarzem, pracuje w kilku klinikach naraz.

- Jestem singlem i to w tej chwili świadomy wybór - mówi. - Choć nie twierdzę, że tak ma być zawsze.

Marek żyje w małej miejscowości między Gorzowem a Szczecinem. Ma 27 lat.

Pisze do prasy, założył firmę internetową świadczącą usługi redakcyjne. Brunet z profesjonalnym uśmiechem.

- Może zdarzy się kiedyś, że pożegnam się ze statusem singla - mówi. - Ale teraz jestem szczęśliwy.

Michał jest aktorem, mieszka we Wrocławiu. Po trzydziestce, cztery lata temu rozstał się z partnerką. Mają ośmioletniego syna.

- Chciałbym się ożenić - zapewnia. - Ale nie ma kandydatek. Do tego jestem znany i ciężko powiedzieć, czy kobieta chce się ze mną związać, czy tylko pokazać.

Jola ma 32 lata. Prosi, by podpisywać ją Yola. Jest kierownikiem działu zakupów w zagranicznej firmie z branży technicznej. Mieszka w Katowicach, zarabia 4,2 tys. zł brutto i zapewnia, że to za mało. Singielka od dwóch lat, bo tak się ułożyło. Na jednym z portali społecznościowych jest w dwóch grupach dyskusyjnych dla singli, kilku matrymonialnych, kilku o rozrywce i wreszcie w tych dla zawodowców.

- Singiel to nie mój wybór i mam nadzieję, że to stan przejściowy - przyznaje. - Mam potrzebę bycia w związku, ale co ma być, to będzie.

Marcin, dyrektor oddziału dużej międzynarodowej firmy, mieszka w centralnej Polsce, uprawia drogi i elitarny sport (żeby zachować anonimowość, nie mówi jaki) i organizuje związek jego amatorów. Czasu nie starcza mu na nic więcej. W tym na życie osobiste.

- Nie muszę na siłę szukać partnerki - wyjaśnia. - Jeśli coś ma się zdarzyć, zdarzy się i tak.

Anna Garwolińska jest wyjątkiem. Inni nie wykluczają, że może kiedyś... Ale na razie nie, z wielu przyczyn. Yola ma własną typologię: - Są single z wyboru. Są tacy, którzy się sparzyli. Inni nie nadają się do związku. Jeszcze inni czekają na wielką miłość.

Aleksandra ma 30 lat i zmęczony głos. Jest ekonomistką, ocenia wnioski o unijne dotacje. Przez trzy lata, podczas studiów za granicą, związana z pewnym Hiszpanem. Prawie wyszła za mąż. Ale później nie udało się utrzymać związku na odległość. Od tej pory jest singielką.

- Czy z wyboru? - pyta. - Single tego nie wiedzą.

Niemożność, która się pogłębia

Marek opowiada, że uraz został mu po wielkiej miłości z czasów liceum. Po szkole średniej była uczelnia wojskowa, po której poczuł się naprawdę pewny siebie. - Tylko raz związałem się na dłużej, czyli 3-4 miesiące - wspomina. Najzabawniejsze, że na początku brak związków był moim wyborem: gdy się dystansowałem, kobiety widziały we mnie wyzwanie. Potrafiłem skreślić partnerkę, bo miała nieładne uszy. Nie mam problemu z nawiązywaniem znajomości. Ale gdy chcę czegoś poważniejszego, odkrywam się: dzwonię, piszę, kupuję kwiaty, robię niespodzianki.

Tydzień, dwa i albo dziewczyna się płoszy, albo jest mnie już tak pewna, że przestaję być dla niej atrakcyjny.

Yola: - Może single mają wygórowane wymagania? Ale nie chcę być z pierwszym lepszym, bo to już czas albo tak wypada. Albo spotkam tego jedynego, albo będę sama.

Aleksandra widzi, ile się w niej zmieniło. - Gdy człowiek się uniezależnia, niemożność znalezienia kogoś się pogłębia - mówi. - Singiel zasklepia się w swoim domu, w myślach. Druga osoba denerwuje go.

Przeszkadza choćby to, że ktoś inaczej odstawia naczynia po zmywaniu albo zmienia porządek dnia. - Mam swoje dziwactwa - dodaje Aleksandra. - Wiem, że to mój problem, a nie partnera. Ale musiałabym spotkać kogoś, na kim by mi naprawdę zależało, by to w sobie zmienić.

Gdyby Marcin miał się związać na stałe, miałby dylemat. - Organizuję działalność sportową, odpowiadam za istnienie czegoś ważnego dla wielu ludzi. Otoczenie się do tego przyzwyczaiło - wyjaśnia. - I im dłużej w tym będę, tym trudniej mi będzie zrezygnować.

Co Monika mogłaby zmienić w swoim trybie życia? - Zmienić? A niby czemu? - odpowiada pytaniem. - Nałogów nie mam i trzymam się od nich z daleka. Za to nie zniosłabym chrapania, rozstraja mnie nerwowo. Życie ze mną - dodaje - jest jak w pruskim wojsku: rzeczy mają swoje miejsce.

Ostatniemu mężczyźnie wystawiła walizki za drzwi. - Pozbyłam się maminsynka, wygodnego faceta zrzucającego na mnie wszystko - tłumaczy. - Mogę się poświęcać tylko do pewnego stopnia.

Elżbieta Wiater jest teolożką, mieszka w Krakowie. Singielka, odkąd ostatni partner zaczął mieć problem z alkoholem. Postawiła mu warunki, a on, jak mówi Elżbieta, wybrał łatwiejsze rozwiązanie. - Nauczyłam się ostrożności w budowaniu relacji - przyznaje. - Nic na szybko.

- Single mają problem z budowaniem głębszej relacji - tłumaczy. - Dzięki komórkom i sieci łatwo się komunikować, ale to komunikacja zapośredniczona. Tworzy się awatara, ale potem nosi się go także na co dzień i nie umie zdjąć. Albo szuka się księcia z bajki. Wielu singli to dzieci, które oczekują od partnera, że będzie rodzicem.

Michał zna singli ze stereotypu: - Wygodne mieszkanie, żadnych związków na dłużej, żeby nie rezygnować z przyzwyczajeń, życie tylko dla siebie. - opowiada. - I imprezy, teatr, a jeśli kino, to Almodóvar, bo na komercyjny film nie wypada. A ja? Ja nie żyję tylko dla siebie.

Bo sam ma dziecko. - Związałem się w szkole średniej. Za wcześnie. Jeszcze się nie wyszalałem. Potem ostre imprezy co drugi dzień. Dopiero, gdy zostałem wyrzucony z domu, zrozumiałem rolę ojca - mówi. - Na pokaz odstawiłem alkohol i nawiązałem nowe relacje z synem. Poszedłem nawet na grupę AA, chociaż nie czułem potrzeby. Ale tam nauczono mnie, co może spotkać dziecko w takiej sytuacji.

Wybory Michała dotyczące paru kobiet też oparły się na synu. - Żadnego związku nie traktowałem przelotnie, ale ciężko było dostosować do nich wyjazdowy tryb życia - opowiada. - A gdy już wracałem do Wrocławia, poświęcałem czas synowi, brałem go do domu na noc. Dla kobiet był to problem.

Przełamywanie status quo

Emilia często zaczyna dzień od stretchingu albo pilates, czyli ćwiczeń rozciągających. Potem osiem godzin w pracy, po niej przyjaciele, kino, impreza kulturalna. Jest dumna, że potrafi się zorganizować. - Wyrabiam się w ośmiu godzinach, nie jestem z tych, którzy w pracy zostają do nocy - mówi.

I jest pewna, że gdyby przyszło się związać, nie miałaby problemu. - Nie co dzień nie ma mnie do późna, podróżować można razem, pasje można dzielić - zapewnia. - W związku też byłabym dobrze zorganizowana. To nie tak, że musiałabym z czegoś rezygnować.

Marek przez rok pracował jako menedżer ds. eksportu w międzynarodowej firmie handlowej. - Tam faktycznie byłem stereotypowym singlem - mówi. - Kontrakt menedżerski, spore pieniądze, po 14 godzin w firmie, a w weekend wielka impreza. Tyle że to nie był mój model życia.

Teraz rano sprawdza pocztę i jedzie pobiegać do lasu. Pracę zaczyna około 10, spędza nad nią 4-6 godzin. - Potem robię obiad, żeby nie było, że single jedzą codziennie mrożonki - śmieje się. - Wczoraj była pomidorowa z krewetkami, przepis własny.

Po obiedzie sjesta, potem basen, może sauna, czasami jazda w plener z aparatem albo strzelbą. - Czuję się jak na wakacjach i dojrzewam do pracy, w której będę miał bat nad głową, adrenalinę i tempo.

Monika mieszka w przestronnej, minimalistycznie urządzonej kawalerce z kotem Kapslem. Blisko stąd do kliniki weterynaryjnej i do lasu. Pracuje tyle, że potem czasu starcza tylko na nicnierobienie. Ma mini­ogródek na balkonie, czyta, czasem sięga po DVD. Kiedyś nałogowo uprawiała fitness, teraz brak jej mobilizacji. - Ale to nie tak, że nie mam czasu na kontakty z ludźmi. Przecież moja praca się na tym opiera. Zdarza się, że moi klienci składają mi jakieś propozycje - mówi. - Czasem z nich korzystam. Ale do tej pory nic poważniejszego z tego nie wyszło.

Emilia i Marek są przed trzydziestką, Monika już po. Podobno to trzydziesty rok życia jest przełomowy, po jego przekroczeniu trudniej przełamać status quo.

Aleksandra tłumaczy, czym się różni singiel od osoby samotnej: - Wokół samotnego jest pustka. Singiel nie pozostaje w stałym związku, ale ma do kogo pójść.

Zapewniają, że nie są odludkami, doskonale wiedzą, jak ważne są kontakty z ludźmi. Może single wiedzą to szczególnie dobrze. Według Elżbiety Wiater singiel bez tego przestaje się rozwijać. - Bez relacji z ludźmi człowiek karleje wewnętrznie - mówi teolożka. - Single, którzy mają długi i namiętny związek z własną pracą, stają się z jednej strony potwornie samotni, z drugiej zaś ludzie im przeszkadzają.

- Znam takich, którzy oszukują, że muszą zostać po godzinach - obrusza się Emilia. - I to nie single, lecz fałszywi pracoholicy, którzy wolą grzebać w fakturach, niż zjeść obiad z żoną i dziećmi.

Elżbieta zauważa, że katechizm zobowiązuje rodziny do troski o samotnych. Sama przyjaźni się z małżeństwem, u którego ostatnio świętowała obronę swojego doktoratu.

- Jestem singlem i podchodzę do tego twórczo - deklaruje. - Realizuję się w przyjaźniach i w pracy naukowej. Pewnie, to też można by nazwać namiętnym związkiem z własną pracą. Ale ona nie zajmuje całego mojego czasu.

Aleksandra patrzy na to dużo chłodniej. - Słowo "singiel" wymyśliła pewnie jakaś kobieta - mówi. - Żeby nie mówić "stara panna".

By być królami życia

Wakacje dla singli wynalazł słynny Club Med, który powstał jako niedochodowa organizacja, chcąca z tej formy spędzania czasu uczynić wydarzenie społeczne. Dziś organizuje ekskluzywny wypoczynek w ogrodzonych obozach, z nieustanną zabawą. Pierwszy klub dla singli otwarto 4 czerwca 1950 r. w Alcudia na Balearach. W pierwszym sezonie było tam 2,3 tys. osób. Chętnych - 10 tys.

- Chodziło o to, by singli ze sobą spotkać - tłumaczy Magdalena Boratyńska, prezes polskiego Club Med. - By może przestali być singlami. To zaprzeczenie hotelu, w którym schodzi się wieczorem do baru i siedzi samotnie przy drinku.

Za nieustanną rozrywkę odpowiadają przeszkoleni pracownicy. Formuła all inclusive ma pozwolić zapomnieć o pieniądzach i poczuć się jak w raju.

- Jadą tam, by być królami życia - mówi i opowiada o szoku, jaki wywołały u niej ostatnie statystyki. - W Polsce uważamy się za klub rodzinny. Tymczasem okazało się, że 48 proc. moich klientów to single.

Sprzedająca wycieczki przez internet firma TravelPlanet.pl w listopadzie 2005 r. uruchomiła ofertę dla singli. - To osoby mogące wyjechać na urlop kilka razy do roku, również poza sezonem - tłumaczy Alicja Krawczyńska z marketingu firmy. - Jeszcze w 2002 r. było to 6 proc., natomiast w roku 2005 już 9 proc. wszystkich wykupionych u nas wycieczek. Odtąd ten poziom się utrzymuje. Single wybierają wyjazdy z możliwością aktywnego wypoczynku, zabawy i zwiedzania, gdzie można korzystać z miejscowych dyskotek i imprez.

Nieco inaczej do sprawy podeszła Kasia Adamowicz. Prywatnie jest singielką, zawodowo od kilku lat właścicielką Klubu Singla Połówki Pomarańczy, a od kilku dni również twórczynią pierwszego w Polsce "nierandkowego portalu singlowego".

Singlem jest - z przerwami - od 11 lat, odkąd powiedziała mężowi, że odchodzi. Miała 25 lat, a za sobą sześć lat wychowywania dziecka i nieudanego małżeństwa. Klub powstał trzy lata temu, gdy przy kawie z przyjaciółmi gawędzili o tym, że po trzydziestce traci się znajomych, bo wszyscy się pobierają.

Klub to cykliczne imprezy zamknięte w największych miastach. - Nie kojarzymy par - deklaruje Kasia - Chcemy, by podobni do siebie ludzie mogli się spotykać bez zobowiązań w przyjaznym otoczeniu. Dziś klub liczy kilkanaście tysięcy członków. Spotykają się w rozsianej po kraju sieci tzw. miejsc przyjaznych, gdzie np. mają zniżki: w fitness-klubach, sklepach, pubach, restauracjach czy salonach piękności.

- Jesteśmy sami między innymi dlatego, że się boimy - mówi Kasia Adamowicz. - Im dłużej to trwa, tym większy lęk. Poznaję człowieka. Jest prąd. Ale każdy ma swój świat. Ważymy: czy to, co dostanę, zrekompensuje to, z czego trzeba będzie zrezygnować. Z czasem stajemy się coraz bardziej przewrażliwieni. U mnie dochodzą wysokie wymagania. To zresztą chyba domena takich jak ja: wykształconych, prowadzących ciekawe życie. Wejście w związek to rewolucja, a żeby kompromis nie szedł zbyt daleko, powinien być z kimś, kto podobnie czuje.

Kasia też chce stałego związku. - W biznesie jestem mocna baba, ale w związku chciałabym być słabą kobietką, którą w końcu ktoś się zaopiekuje.

- Każdy, kto był sam dłużej niż pół roku, próbuje internetu - zapewnia Aleksandra. Internet zapewnia intymność. Pozwala poprawić swój wizerunek. I jest 24 godziny na dobę. Owo "nierandkowy" w nazwie portalu Kasi Adamowicz nie dziwi, bo większość portali okazuje się właśnie randkowymi.

Michał też próbował internetu. Poznał w ten sposób dwie kobiety, z jedną był dość długo. - Udawanie można wykryć po tym, jak ktoś pisze. Po dłuższej wymianie korespondencji - mówi.

Yola też szuka przez sieć. - Nieważne, gdzie poznam mojego księcia z bajki. Równie dobrze w sklepie, w samolocie czy w internecie. Oczywiście - dodaje - jestem ostrożna.

Aleksandra kilka razy się nabrała. Na zdjęcia sprzed lat albo na zwykłe kłamstwa o sobie. - Albo w pierwszych słowach ktoś pytał, czy idziemy do mnie, czy do niego.

Marcin próbował, ale poczuł, że nie pasuje. - Celem tych ludzi jest znalezienie drugiej osoby już, zaraz. A tej się nie da znaleźć w wirtualnym świecie.

Zresztą imprezowe wakacje z biurem też uważa za wirtualny świat.

Elżbiety Wiater nie dziwi, że większość portali, wbrew stereotypowi singla, nie utrzymuje, że fajnie być singlem, tylko nastawia się na kojarzenie par. - Nie ma co tworzyć ideologii szczęśliwego singla - mówi - gdy się nim nie jest.

***

Elżbieta mówi o swoim singlowaniu jako o biblijnym talencie: - Staram się go wykorzystywać. Mam np. czas na prowadzenie bloga, który jest dla wielu ludzi łącznikiem między teologią a kościelną praktyką. Można być samemu - dodaje, powołując się na tradycję Kościoła. - Ale to musi mieć cel i sens większy niż własna wygoda.

Anna Garwolińska: - Singiel to człowiek jak każdy, tyle że bardziej odpowiedzialny. Odpowiadam za siebie, bo nikt za mnie nic nie załatwi. Ale odpowiadam też za moją mamę czy 7-letnią córkę chrzestną, gdy np. biorę ją na wakacje. I jest to odpowiedzialność przez wybór, a nie z biologicznego musu.

Aleksandra wolny czas poświęca sobie. Mówi, że coś trzeba wybrać. Że nie mogłaby łączyć pracy z domem, wychowywaniem dzieci. I nie czuje się na tyle silna, by działać charytatywnie.

- Egoistka? Tak! - odpowiada. - Oczywiście. Ale co innego mogłabym robić...?

Współpraca: Przemysław Wilczyński

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2008