W gwarze przestępczej „ryży” to złoty. A kaczor?

Zbadamy historię tego słowa w słownikach od początków polskiej leksykografii.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

 /
Stanisław Mancewicz / FOT. GRAŻYNA MAKARA

Wicepremier polskiego rządu Jarosław Kaczyński podczas jednego ze swych wystąpień określił konkurenta politycznego Donalda Tuska słowem: ryży. Określenie to miało mieć i miało wydźwięk pejoratywny. Dzisiejsze nasze rozważania poświęcimy zatem słowu „ryży”. Zbadamy jego historię pojawiania się i znaczenie, oprzemy się na dostępnych nam słownikach od początków polskiej leksykografii.

Pierwszym porządnym słownikiem języka polskiego w historii naszego niezwykłego narzecza było dzieło Samuela Bogumiła Lindego. Sześć tomów ukazało się w latach 1806--1815. Nasz egzemplarz jest reprintem wydania drugiego z roku 1859 r. Oto w tomie piątym na stronie 180 na temat ryżu czytamy m.in.: „jest jarzyna abo kaszywo, kształtem niejako podobne do kąkolu”. O byciu ryżym nic nie ma, ale zauważyliśmy na stronie wcześniejszej słowo „rysawy”, które jest dobrym tropem. Rysawy wedle Lindego jest „rydzy”, co zbliża nas do twierdzenia, że słowo ryży jest innym określeniem rudości. Linde przytacza takie cytaty z dostępnej mu literatury: „Był Bolesław włosów gęstych, kędzierzawych, rysawych...”, „Dawid był rysawy i piękny na obliczu...”. Nie widać tu złych intencji, złośliwości czy chęci obrazy. Kolor to kolor. Kropka.

Następne w kolejności pomnikowe dzieło to słownik zwany wileńskim. Ukazał się w 1861 r., autorami było sześciu uczonych z Wilna, m.in. Aleksander Zdanowicz, Michał Bohusz Szyszko i January Filipowicz. O jakości słownika sporo dyskutowano, chwalono go i bardzo krytykowano, czyli rzec można, że o całości świadczy to jak najlepiej. W części drugiej, na stronie 1431 (całość to 2280 stron) znajdujemy potwierdzenie naszego przypuszczenia. Oto przy słowie rysawy mamy odsyłacz do rudego. Rudy to kolor rudy żelaza. Łatwe. Definicja ryżu zaś zaczyna się, ku naszemu niemałemu zdumieniu, od słów: „człowiek ryży, czerwonowłosy”, dopiero potem mamy mikrowykład o ryżu, to jest o roślinie, z której można zrobić arak. Gdzieś kiedyś przeczytaliśmy, że autorzy słownika wileńskiego nie zawsze byli trzeźwi w pracy. Do rzeczy – i w Wilnie w XIX wieku ryży nie był wyzwiskiem.

Oto mamy przed nosem Słownik Języka Polskiego zwany warszawskim z 1912 r., stworzony przez Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego. Tom piąty, strona 801: „Ryży, patrz rudy”. Patrzymy więc na rudego na stronie 765 i czytamy: „rudy, ryży, rydzy”, i że wyszło z użytku słowo „rusy”. A wszystko to znaczy: „śniado brudnoczerwony, żółtoczerwony”, że człowiek może mieć – powiadają autorzy – „rude włosy”. Przytoczone przykłady są neutralne. Ponieważ intencje Jarosława Kaczyńskiego były inne niż analiza kolorystyczna, musimy jego wokabularza poszukać gdzie indziej. Badania nad mową współczesną nie mogą się obejść bez giganta branży, czyli Słownika Języka Polskiego Witolda Doroszewskiego z 1965 r. Zaglądamy do tomu siódmego, na stronę 1453 i pod hasłem „ryży” czytamy to, co poprzednio, o kolorze, plus takie coś: „ryży w znaczeniu rzeczownikowym, pospolicie człowiek mający ryże włosy”. Lubimy takie tłumaczenia.

Opisywanie człowieka za pomocą jego cech fizycznych jest zabiegiem zawsze kiepskim. Słowo „ryży” od dość dawna należy do wokabularza nizin. Rudość ma swoje w polszczyźnie konotacje – „co rude, to fałszywe”, powiada polska mądrość, biorąca się niechybnie z obserwacji koloru włosów p. Judasza na przedstawiających go obrazach. Tak to się plecie w naszej znakomitej polityce, to jest ten poziom. Na koniec, na wszelki wypadek, otworzyliśmy sobie kultowy „Słownik tajemnych gwar przestępczych” Klemensa Stępniaka z 1993 r., który z jakichś powodów wydał nam się idealnie dziś pasujący. Obecny tam „ryży” to kolor złoty. Uśmialiśmy się. Ale zerknęliśmy też na znaczenie słowa kaczor. Kaczor w tajemnej gwarze przestępców (str. 207) to „mężczyzna małego wzrostu”. Też nam tajemnica, chciałoby się rzec. Prawdą nieśmiertelną jest też inna mądrość tutejsza, że oto „kto się przezywa, ten sam się tak nazywa”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: To ci kaczor