W białych rękawiczkach
W białych rękawiczkach
Coraz trudniej jest bronić się Unii Europejskiej przed oskarżeniami o bierny współudział w łamaniu praw człowieka uchodźców i migrantów z Afryki Subsaharyjskiej, więzionych w Libii. Kilka dni temu dziennik „The Guardian” ujawnił wewnętrzny dokument Rady UE, w którym pierwszy raz przyznano, że Bruksela nie ma możliwości kontrolowania sytuacji osób przetrzymywanych w ośrodkach libijskiej straży przybrzeżnej. Nie chwaląc się tym zbytnio, w listopadzie Włochy przedłużyły z nią porozumienie o współpracy.
Podpisane w lutym 2017 r. – gdy władzę w Rzymie sprawował centrolewicowy rząd – zapewnia Libijczykom m.in. trening, sprzęt i pieniądze (90 mln euro w ciągu ostatnich dwóch lat). Migranci, cofani do Libii – państwa, nad którym rząd sprawuje tylko częściową kontrolę – za wiedzą i przyzwoleniem Unii trafiają w polityczno-prawną próżnię. W styczniu kilkadziesiąt osób sprzedano handlarzom z miasta Al-Chums zaraz po tym, gdy dostarczyła ich tam straż przybrzeżna. Miesiąc później 22 migrantów, którzy protestowali przeciw warunkom przetrzymywania, torturowano w piwnicach centrum Triq al-Sikka w Trypolisie, znajdującym się vis-à-vis ośrodka ONZ (informacje te podaję za Sally Hayden, która wyniki śledztwa dziennikarskiego w tej sprawie opublikowała w „Foreign Policy”). Na te doniesienia Bruksela zawsze reaguje podobnie: powtarza, że w Libii są właśnie pracownicy ONZ. Ci jednak mają ograniczone możliwości działania, pieniądze zaś, jakie przekazuje agencjom ONZ Unia (od 2016 r. 135 mln euro dla IOM i UNHCR), nie skłaniają ich zapewne do nadmiernej krytyki.
Ujawniony przez „Guardiana” dokument wspomina o „zniknięciach” osób zatrzymywanych przez Libię; podaje liczbę od 17 do 35 ośrodków detencyjnych oraz ponad 5 tys. żyjących w nich pod kluczem osób; przyznaje, że niektóre z tych ośrodków utrzymują kontakty z handlarzami ludźmi; wreszcie powtarza, nagłaśniane od lat przez organizacje praw człowieka, informacje o przeludnieniu ośrodków, torturach, gwałtach i wymuszeniach okupów. Zdaniem jego autorów handel ludźmi stał się w Libii modelem biznesowym.
Polecamy: Uchodźcy i migranci - specjalny serwis "Tygodnika Powszechnego"
W Europie umowa z Libią (oficjalnie: „protokół uzgodnień”) odnosi zamierzony skutek: podczas gdy w 2016 r. do Włoch dopłynęło 119 tys. uchodźców i migrantów, w tym roku, do połowy listopada, było ich tylko 10 tys. W Rzymie i Brukseli wspieranie Libii i Turcji przynosi efekt polityczny. Wywołuje wrażenie stałego powstrzymania migracji, a przy okazji inspirowanego nią w wielu krajach Unii populizmu. Pontony z migrantami już nie niepokoją wyborców na ekranach telewizorów – częściowo za sprawą umowy z Libią, częściowo dzięki pieniądzom, które Bruksela śle innym państwom Afryki oraz Turcji. To właśnie drugi kontekst tej historii.
Odbywa się to w białych rękawiczkach. Od 2015 r. Unia, za pośrednictwem Emergency Trust Fund for Africa, przekazała ok. 400 mln euro krajom Rogu Afryki – na zapobieganie przyczynom migracji i walkę ze szmuglerami. Jednak organizacja humanitarna Oxfam utrzymuje, że na ten cel trafiło tylko 4 proc. tej sumy – pozostałą wykorzystano m.in. do powstrzymywania ludzi na granicach. Dzieje się to na pustyni, z dala od kamer i poza kontrolą z zewnątrz; biorą w tym udział nie tylko żołnierze, ale także prywatne milicje o wątpliwej reputacji. W Sudanie pilnujące granicy z Libią tzw. Siły Szybkiego Wsparcia (RSF) to w istocie oddziały dżandżawidzów, bojówek odpowiedzialnych kilka lat temu za zbrodnie na chrześcijanach w Darfurze. Wsparcie z Zachodu to nie tylko pieniądze: sudański wywiad, którego oficerowie regularnie torturują politycznych dysydentów, otrzymał od UNHCR motocykle.
I choć żaden z unijnych polityków głośno nie pochwali szczegółów tej polityki, nie ma raczej wątpliwości: z etyką ma ona niewiele wspólnego. ©℗
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Podobne teksty
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]