Uwikłani w pomoc

„Wiara w Jezusa” nie jest kryterium pomocy dla Syryjczyków. Siostra Chmielewska, apelując o przyjęcie chrześcijan, nie dokonała selekcji – zrobił to krytykujący ją Wojciech Tochman.

28.05.2015

Czyta się kilka minut

Demonstracja przed siedzibą ONZ w Bejrucie (Liban) w obronie chrześcijan z Syrii uprowadzonych przez dżihadystów, 28 lutego 2015 r. /  / Fot. Nabil Mounzer / EPA / PAP
Demonstracja przed siedzibą ONZ w Bejrucie (Liban) w obronie chrześcijan z Syrii uprowadzonych przez dżihadystów, 28 lutego 2015 r. / / Fot. Nabil Mounzer / EPA / PAP

Do redakcji „Tygodnika Powszechnego” przyszedł e-mail. R., mieszkanka dużego miasta, pytała: czy Fundacja Estera, deklarująca pomoc chrześcijanom z Syrii, jest godna zaufania? R. chciałaby użyczyć swoje dwupokojowe mieszkanie jednej z przyjezdnych rodzin. Mieszkanie planowała sprzedać, ale z wspólnie z mężem uznali, że przyda się na dobry cel…

To tylko jeden z gestów oddolnej solidarności po opublikowanym przez nas apelu siostry Małgorzaty Chmielewskiej. Apel był odpowiedzią na inicjatywę Fundacji Estera, która chce sfinansować pobyt Syryjczyków w Polsce – wspólnie z przełożoną Wspólnoty „Chleb Życia” zaapelowaliśmy o jak najszybsze sprowadzenie 300 rodzin. O sprawie informowały także inne media.

Odzew? Internetową petycję podpisało kilkanaście tysięcy osób, premier Ewa Kopacz ogłosiła zaangażowanie się władz. – Decyzja w tej sprawie jest jednoznaczna. Zaczniemy od 60 rodzin – powiedziała.

Wczoraj i dziś urzędnicy państwowi, siostra Chmielewska, popierający petycję internauci, a także anonimowi ludzie chcący realnie pomóc – jak nasza czytelniczka – dowiedzieli się o inicjatywie nowych rzeczy.

Od Wojciecha Tochmana (reportażysty): że „spośród zagrożonych okrutną śmiercią mieszkańców syryjskich miast Siostra proponuje wyselekcjonować tych, którzy wierzą w Jezusa i zabrać ich do Polski” (cytat z Facebookowego profilu reportera); że w apelu zakonnicy daje się poczuć „smród rasistowskiej karmy”; że „dzielenie uchodźców na chrześcijan i innych to podłość” (dwa ostatnie fragmenty pochodzą z felietonu w czwartkowym „Dużym Formacie”).

I najważniejsze: że zakonnica „usiłuje uwikłać w to” (tak w oryginale!) państwo polskie. W tym ostatnim – najważniejszym, jak się zdaje, punkcie manifestu Tochmana, bo dotyczącym neutralności światopoglądowej państwa – w sukurs reporterowi poszedł na antenie radia TOK FM Jacek Żakowski. W rozmowie z nowym ministrem sprawiedliwości dziennikarz powiedział m.in., że rząd – podejmując decyzję o pomocy pierwszej grupie rodzin – „na pierwszy rzut oka naruszył konstytucję, i to w sposób poważny”.

Pomagamy ludziom

Niewiele trzeba, by przekonać się, że nikt niczego nie naruszył. Polski rząd – o czym zresztą pisze w „Gazecie Wyborczej” Ewa Siedlecka (w tym samym wydaniu, w którym można przeczytać felieton Tochmana) – nie podjął decyzji o przyznaniu statusu uchodźców Syryjczykom, a jedynie zadeklarował pomoc w ściągnięciu ich do Polski.

Ważna w tej sprawie jest kolejność zdarzeń. Powtórzmy: to nie rząd (nad czym może wypadałoby ubolewać?) podjął inicjatywę przyjęcia chrześcijan z Syrii. Zrobiła to organizacja pozarządowa. Na jej apel zareagowała siostra Chmielewska – szefowa innej organizacji pozarządowej, od lat pomagającej osobom wykluczonym.

Nawet jeśli w reakcji na te apele premier wypowiedziała słowa mogące zabrzmieć niezręcznie (przy odrobinie złej woli można je interpretować tak: pomagamy Syryjczykom, PONIEWAŻ są chrześcijanami) – to intencje pomysłodawców tej akcji oraz s. Chmielewskiej były od początku klarowne. Postulatu „przyjmijmy syryjskich chrześcijan” nie da się po prostu czytać jako wykluczającego („nie przyjmujmy nie-chrześcijan”) – tak jak postulatu pomocy seniorom nie należy interpretować jako odmowy pomocy ludziom młodym, a akcji ratowania prawosławnej kaplicy – jako wymierzonej przeciw kaplicom katolickim.

„Nie ma znaczenia, kto potrzebuje pomocy. Oczywiście nie pomożemy wszystkim. Nie zbawimy świata. Trudno nam zapobiec wojnom” – mówi w wywiadzie, który drukujemy w nowym numerze „Tygodnika” s. Małgorzata Chmielewska.

I dodaje, odpowiadając na pytanie Błażeja Strzelczyka o selekcję właśnie, jakby uprzedzając burzę wokół inicjatywy: „A jaką ma pan inną możliwość? Nie pomagam nikomu, żeby nie dzielić? Nie żyjemy w utopii. Pomagam tym, którym mogę pomóc. Okazuje się właśnie, że możemy pomóc syryjskim chrześcijanom. Więc jeśli oni pukają do naszych drzwi, powinniśmy otworzyć, ugościć i zapewnić bezpieczeństwo (…) Ja nie pomagam tam, gdzie pomaga Szymon Hołownia. Bo wiem, że on to robi dobrze. Nie buduję studni w Sudanie, bo wiem, że zajmie się tym Janka Ochojska. Nie chodzę do hospicjum, ale wiem, że robi to ksiądz Kaczkowski. Czy dokonuję selekcji? Nie. Pomagam swoim bezdomnym. Każdy chrześcijanin powinien znaleźć sposób, w którym będzie mógł się podzielić tym, co ma”. 

Tak, tak – nie, nie

Można by oczywiście wspomnieć o wzroście liczby ataków na chrześcijan, których dotyczyły rezolucje Parlamentu Europejskiego (deputowani przypominali w nich m.in., że statystyki dotyczące wolności religijnej w ostatnich latach wskazują na to, że większość aktów przemocy religijnej jest dokonywana na chrześcijanach). Także polski Sejm apelował do społeczności międzynarodowej (w uchwale z 26 września 2014 r.) „o zgodną i pilną interwencję, która zapobiegnie zbrodni ludobójstwa” na przedstawicielach mniejszości etnicznych i religijnych w północnym Iraku i Syrii. Ale nie o licytowanie się liczbami tutaj chodzi – nikt nie ma wątpliwości, że muzułmanie (i nie tylko oni) cierpią również z rąk fanatyków z Państwa Islamskiego.

Tochman twierdzi, że apel siostry Chmielewskiej „skreśla z naszego pola widzenia uchodźców z Afryki” („DF”). Jest wręcz przeciwnie – apel wywołał pierwszą w naszym kraju publiczną dyskusję o tym, jak konkretnie pomagać. Przychylna (w większości) reakcja Polaków toruje drogę następnym potrzebującym – chrześcijanom, muzułmanom, wyznawcom innych religii oraz niewierzącym, bo pomagać należy im wszystkim – którzy, miejmy taką nadzieję, znajdą u nas w przyszłości azyl. Tym bardziej, że chrześcijańskie rodziny z Syrii tylko powiększą ogólną liczbę beneficjentów polskiej pomocy. Ogłoszone w środę przez Komisję Europejską szczegóły planu przyjmowania migrantów dotyczą migrantów z Syrii i Erytrei, którzy w ciągu najbliższych dwóch lat dotrą do brzegów Włoch oraz Grecji. Dopiero od wczoraj wiemy, ile dokładnie osób miałoby w ten sposób trafić do Polski – 2659 (KE rekomenduje także przesiedlenie ok. 20 tys. ludzi – w tym 962 do Polski – spoza UE, według wskazań UNHCR). Polska ma konkretną okazję, aby pomóc. I z niej korzysta – na razie w ograniczonym zakresie.

A że przyjmujemy syryjskich chrześcijan? Nie istnieje pomoc „jako taka”, podobnie jak nie istnieją „jako tacy” potrzebujący. Albo inaczej: oni istnieją, ale tylko w artykułach i facebookowych wpisach. 

Czy naprawdę trzeba tłumaczyć oczywistości? Że kiedy ktoś jest zagrożony, ludzie wrażliwi – niewielu ich jest w społeczeństwie, o czym również mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” s. Chmielewska – rzucają się spontanicznie do pomocy? Że wtedy nie ma czasu i miejsca na spekulacje? Że odruch serca, bywa, w pierwszej kolejności kierujemy ku tym, których uważamy albo za najbliższych (jakkolwiek: geograficznie, mentalnie, kulturowo, wyznaniowo), albo za najbardziej zagrożonych? Że lepiej pomóc szybko 60 osobom – być może ratując komuś życie – niż zastanawiać się, czy pomoc ta jest dostatecznie neutralna światopoglądowo?

To nie znana zakonnica dokonała selekcji na „wierzących w Jezusa” i tych innych. To Tochmana zakłuło w oczy coś, czego najwyraźniej nikt wcześniej nie zauważył. Ta milcząca większość założyła najwyraźniej, że pomoc Syryjczykom nie jest pomocą „wyznaniową” (cokolwiek by to znaczyło) – ale zwykłą pomocą potrzebującym. Znany reporter wpisał się w schemat pracowicie od lat umacniany przez krytyków Jerzego Owsiaka. Owszem, powiadają oni, cel szczytny, dzieci dostają sprzęt, szpitale są doposażone, ale… Ale złe hasło, zła ideologia, zła grupa docelowa.

„TAK dla ratowania dzieci – można by streścić ich opinie – NIE dla »róbta co chceta«”.

„NIE dla chrześcijańskich uchodźców z Syrii, TAK dla uchodźców z Syrii” – pisze w „Dużym Formacie” Wojciech Tochman. I może niech tak już zostanie: podczas gdy reporter będzie nadal apelował o pomoc dla ludzi „jako takich” – „Fundacji Estera”, s. Chmielewskiej i wielu innym uda się ulżyć i uratować od cierpienia konkretnych ludzi.

Choć niesmak zostanie. Jeden z komentujących wpis Tochmana na Facebooku nieśmiało polemizował: „Ten temat jest jedyny, który może połączyć ludzi dobrej woli różnych opcji w pokłóconej Polsce”.

Był jedyny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2015