Utoya: na wyspie śmierci

Andersowi Behringowi Breivikowi grozi 21 lat więzienia. Ale może zostanie uznany za szaleńca i trafi do szpitala. A Norwedzy - i nie tylko oni, bo imigracja czy zmieniająca się tożsamość narodowa, odgrywające w tym dramacie ważną rolę, to problemy całej Europy - będą się zastanawiać, czy zbrodnia człowieka zapewne chorego psychicznie mówi coś także o społeczności?

25.07.2011

Czyta się kilka minut

Utoya to wysepka (kilkaset metrów na kilkaset) na jeziorze Tyrifjorden, porośnięta lasem, niespełna kilometr od brzegu. Na ląd można dostać się stąd tylko łodzią. Jeśli ktoś szuka miejsca jak z folderu turystycznego, odizolowanego od cywilizacji, choć niedaleko od niej (do Oslo 40 km), Utoya jest idealna. Także na wakacyjny obóz: takie obozy dla młodzieży, w wieku od kilkunastu do dwudziestu kilku lat, organizowała na Utoya "młodzieżówka" partii socjaldemokratycznej. Zawsze tu, latem, od dobrych paru dekad.

Również w tym roku na Utoya przebywało ok. 600 młodych ludzi. Miniony piątek, 22 lipca, był dla nich trzecim dniem spędzonym tu pod namiotami. Tego dnia po południu na Utoya dotarła wieść, że w dzielnicy rządowej Oslo wybuchła bomba i zginęło kilka osób. Wywołała poruszenie, jak w całej Norwegii - nie tylko dlatego, że w kraju nie było takich aktów przemocy (ponoć tu nawet zwykłe morderstwa zdarzają się rzadziej). A poza tym Norwegia to społeczeństwo małe, 5 mln ludzi; mówi się, że jeśli nie wszyscy się znają, to każdy zna kogoś, kto zna kogoś itd. Zaniepokojeni młodzi ludzie dzwonili do bliskich.

Niektórzy z nich mówią teraz, że odczuli więc ulgę, gdy zobaczyli łódkę, a w niej człowieka, opisywanego jako wysoki blondyn w policyjnym mundurze. Miał powiedzieć, że przysłano go do ochrony obozu. W Norwegii ufa się policji. Jeśli coś mogło budzić zdziwienie, to fakt, że mężczyzna trzymał na widoku dwie sztuki broni, w tym karabin automatyczny: rzecz w Norwegii niezwykła nawet u policjantów.

Ci, co przeżyli kolejne półtorej godziny, wspominają, że było po siedemnastej, gdy mężczyzna zaczął nagle strzelać. Ci, którzy to widzieli, najpierw nie rozumieli. Dopiero gdy zobaczyli, jak koleżanki i koledzy padają, krwawiąc, pojęli, że dzieje się coś złego. Również policjanci dyżurujący pod numerem alarmowym potrzebowali czasu, nim zrozumieli, czego chcą nastolatkowie dzwoniący z komórek. Przez pierwszych kilkanaście minut strofowali ich: że jeśli rzecz nie dotyczy zamachu w Oslo, powinni się rozłączyć, bo blokują linię. Antyterroryści dotarli na Utoya dopiero po półtorej godziny - nie było śmigłowca, jechali więc autami, potem szukali łodzi...

Można sobie wyobrazić, co działo się przez te półtorej godziny. Można, choć to trudne: wyobrazić sobie sześćset dziewczyn i chłopców, miotających się po liczącej niecały kilometr kwadratowy wyspie-pułapce. I zabójcę, jak chodzi od namiotu do namiotu i strzela, spokojnie, z krótkiego dystansu. Jak widzi biegnących ku niemu czterech chłopaków (zobaczyli policjanta, sądzili, że to pomoc), jak czeka, aż podbiegną i dopiero strzela, po kolei.

Gdyby 32-letni Anders Behring Breivik miał więcej czasu, zabiłby wszystkich, którzy byli na Utoya (poza tymi, co rzucili się do wody, by uciekać wpław; niektórzy utonęli). Miał zapas amunicji. Zabił ok. 90 osób (liczba odnajdowanych zabitych rośnie), ranił sto. Gdy wylądowali policjanci, zaraz się poddał. Przesłuchiwany, miał powiedzieć, że to, co zrobił, było "okrutne, lecz konieczne". Miał przyznać się też do podłożenia bomby w Oslo; zaznaczając, że przyznaje się do czynów, nie do winy. Miał złożyć zeznania, a w nich tłumaczyć, że zaatakował społeczeństwo, by je zmienić.

Jeśli będzie sądzony, grozi mu tylko 21 lat więzienia. Ale pewnie zostanie uznany za szaleńca i trafi do szpitala. A Norwedzy - i nie tylko oni, bo imigracja czy zmieniająca się tożsamość narodowa, odgrywające w tym dramacie ważną rolę, to problemy całej Europy - będą się zastanawiać, czy zbrodnia człowieka zapewne chorego psychicznie mówi coś także o społeczności? Albo czy traktować poważnie jego deklaracje (np. z Facebooka), iż jest zarazem i członkiem masonerii, i konserwatywnym chrześcijaninem, zafascynowanym i Churchillem, i... norweskim ruchem oporu przeciw Hitlerowi...

Jaka była dotąd Norwegia i co mówił o sobie człowiek, który ją zaatakował: o tym piszą w najbliższym numerze "Tygodnika" Nina Witoszek-FitzPatrick , Jussi Jalonen Teresa Stylińska .

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej