Unifikacja powołań

Stwórca mógł wykreować świat nieprzewidywalny, bez żadnych praw, ale najwyraźniej zostawił nam czytelny podpis na Swym dziele w postaci matematyczności przyrody.

18.03.2008

Czyta się kilka minut

Nie każdy wybór drogi życia można opatrzyć wzniosłym terminem "powołanie". Z pewnością jednak dotyczy to kapłaństwa, a także pewnych nielicznych, wyjątkowych zawodów, które wymagają pełnego oddania i poświęcenia. Niepowtarzalny fenomen osoby Michała Hellera, który od lat z powodzeniem łączy w sobie dwa różne powołania, budzi zdumienie. W jaki sposób "wzniosłe" kapłaństwo można harmonijnie pogodzić z "przyziemną" nauką? Odpowiedzi udzielił sam Heller w jednej ze swych wczesnych książek "Wszechświat i słowo" (1976): "Księdzem zostałem dlatego, gdyż chciałem dawać ludziom to, co jest dla nich najważniejsze; naukę zacząłem uprawiać, by… wiedzieć. Ale nauki nie traktuję jako ubocznego zajęcia, tak się nie da".

To wyznanie ściśle koresponduje z encykliką "Fides et ratio" ("Wiara i rozum"), w której Papież pisał o "dwu skrzydłach, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy"; albo z przytaczanym często poglądem Einsteina: "Nauka bez religii jest ułomna, religia bez nauki jest ślepa". Używając języka fizyków teoretycznych można powiedzieć, że w Hellerze dokonała się "unifikacja powołań". Jedno nakierowane jest na Stwórcę, drugie - na Jego dzieło.

Trudna sztuka właściwych pytań

W życiu niektórych ludzi pojawia się moment, w którym naturalna i spontaniczna ciekawość dziecka względem otaczającego świata przekształca się w metodyczną dociekliwość naukowca. Tak właśnie rodzi się powołanie do nauki, ale nie wszystkim jest ono dane. W większości przypadków ten początkowy okres życia, pełen nieustannych pytań "jak" i "dlaczego", nieodwracalnie się kończy. Stopniowo zanika także głód wiedzy, a jego miejsce zajmuje przyziemna potrzeba stabilizacji. Każda próba przystępnego przybliżenia nowego odkrycia naukowego napotyka na protest lub dyskretne znudzenie. Pojęciem, które najskuteczniej odstrasza, jest niewątpliwie matematyka: niezmiernie bogaty świat rozmaitych bytów, których nie sposób dotknąć i zobaczyć inaczej, jak tylko czystą myślą. Jest ona zdumiewająco różnorodna, doskonała wewnętrznie i odporna na czas, czyli - nieśmiertelna. Dla fizyka teoretyka może być kluczem do sekretów Wszechświata, co jest samo w sobie zagadką, ponieważ - w zasadzie - mogłoby tak nie być. Zagadkę tę zwie się racjonalnością przyrody.

Filozofia w nauce

Popularnonaukowe programy oraz wywiady w prasie przybliżyły wiele aspektów pracy Hellera. Szczegółów nieprzemiennej geometrii, którą się zajmuje, nie da się jednak wyjaśnić w sposób przystępny. (Jest to skrajnie trudna koncepcja matematyczna, którą, wraz ze swymi warszawskimi współpracownikami, stosuje od kilkunastu już lat jako ambitną i obiecującą próbę zrozumienia praw przyrody na jej najgłębszym, najbardziej fundamentalnym poziomie). Jego relacja do nauki to nawet więcej niż wspomniane na wstępie powołanie; to autentyczna, niemal intymna potrzeba serca - bez zbędnej egzaltacji, ale z pełną pokorą i realizmem. Praca naukowa w dziedzinie fizyki teoretycznej oraz nauk pokrewnych, takich jak kosmologia czy astrofizyka, wymaga wielkiej cierpliwości, odwagi oraz intuicji. Obraz uczonego, który po "otrzymaniu starannego wykształcenia" podejmuje pracę, w której przez osiem godzin dziennie beznamiętnie coś "odkrywa", a po robocie nie myśli o problemie - nie ma wiele wspólnego z powołaniem; jest to raczej rzemiosło.

Spośród licznych osiągnięć Hellera chciałbym zwrócić uwagę na jedno, może nie najbardziej efektowne, ale jak sądzę nader ważne. Chodzi o pewną klarowność metodologiczną. "Filozofowie zbyt często mówią o takiej nauce, jaką by chcieli mieć, a nie o takiej, jaka jest w rzeczywistości" - pisał. Pogląd brutalnie szczery, ale poparty licznymi dowodami z historii. Co zatem robić, aby nie rozprawiać o nauce fikcyjnej? Otóż, zamiast dotychczasowej filozofii nauki należy uprawiać filozofię w nauce. Zmiana mająca pozornie charakter drobnego retuszu, a jednak zasadnicza. Chodzi o filozofię skuteczną, do której przepustką może być jednak tylko dogłębne zrozumienie konkretnego problemu czy teorii. Nie można owocnie filozofować na temat istoty czasu i przestrzeni, ignorując współczesną teorię tych pojęć, tj. teorię względności Einsteina. Opanowanie tej ostatniej wymaga, rzec jasna, sporego wysiłku. Jest to cena niemała, ale godziwa. W przeciwnym razie ryzykuje się oderwanie od rzeczywistości. Przestrogą są deklaracje Kanta, który "zadekretował" pewne twierdzenia o fizycznej przestrzeni. Nie wytrzymały one jednak konfrontacji z odkrytymi później faktami. Dywagacje Hegla na temat teorii Newtona były zaś tak mętne, że - jak powiedział Heller - "konia z rzędem temu, kto coś z tego zrozumie".

Trafiają się głosy ludzi utytułowanych i zasłużonych, jakoby filozofia nauki była zbędna, ponieważ nie daje konkretnych wskazówek; co gorsza - argumentują oni - w przeszłości filozofowie dawali autorytatywne, a przy tym błędne, wręcz szkodliwe rady, które hamowały rozwój nauki. To prawda. Nie taka jednak jest rola filozofii. Wskazuje ona na naturalne granice poznania matematyczno?empirycznego. W ten sposób, niejako przy okazji, dochodzi się do interesującej koncepcji: świat jest racjonalny, bowiem tak powstał najpierw w zamyśle Stwórcy. Stwórca mógł w zasadzie wykreować świat nieprzewidywalny, bez żadnych praw, ale najwyraźniej zostawił nam jakby czytelny podpis na Swym dziele w postaci wspomnianej racjonalności, dokładniej: matematyczności przyrody.

Ślady

Wybitni uczeni minionych lat, których suche życiorysy wypełniają encyklopedie, a teorie - podręczniki akademickie, są pozbawieni wielu cech ludzkich. Zdążyły one na dobre rozmyć się w czasie, który dzieli nasze życie od ich życia. Jeśli jednak ma się szczęście znać osobiście wybitnego człowieka, wówczas pamięć ubogacają wspomnienia autentyczne i wciąż żywe. Przechowywane troskliwie, niby stare fotografie z rodzinnego albumu, przywoływane od czasu do czasu.

Niniejszy tekst sprawił, że przejrzałem na nowo listy i pocztówki od Michała Hellera, te tradycyjne, sprzed epoki elektronicznych e-mai­li. Przechowuję je z pietyzmem i wzruszeniem. Zawsze rzeczowe, pełne praktycznych rad i życzliwości. W czasach nieustannej konkurencji, która często prowadzi do naukowej dżungli z jej walką o przetrwanie i bezlitosną eliminacją słabszych, życzliwość nie jest częstym zjawiskiem.

"Przed chwilą przeczytałem Twoją polemikę w »Wiedzy i Życiu«. Jest doskonała i to wcale nie z tego powodu, że mnie zacytowałeś. Cieszę się, że mam pomocnika i następcę w próbowaniu rozjaśnienia w głowach odrobinę za twardych. Zresztą dotyczy to również nadgorliwych obrońców Pana Boga" (1993 r.). (Chodziło o sprzeciw wobec pewnego "dowodu" na istnienie Boga, który, choć logicznie spójny, był mocno na bakier z osiągnięciami współczesnej fizyki i opublikowany bez komentarza wzbudziłby tylko śmiech wśród fizyków).

Ten ostatni fragment cytowanego listu jest paradoksalny: ksiądz katolicki powstrzymujący tych, którzy szukają Boga w przyrodzie? Czy nie powinien ich raczej do tego zachęcać?

tak juz bywało. Kiedy w listopadzie 1951 roku papież Pius XII w przemówieniu do Akademii Papieskiej wyraźnie poparł pogląd Sir Edmunda Whittakera, jakoby kosmologia natknęła się na akt stworzenia w postaci pierwotnego Wielkiego Wybuchu, potwierdzając w ten sposób doktrynę religijną. Wówczas to Georges Lemaître, wybitny kosmolog belgijski, skądinąd również ksiądz katolicki, zajął stanowisko sceptyczne. Nauk przyrodniczych nie należy - choćby i w najlepszej wierze! - dekretować, ale pokornie odkrywać: z pomocą teleskopów, akceleratorów lub matematyki.

Sławny i ważny list "Do Wielebnego Ojca George’a Coyne’a, S. J., dyrektora Obserwatorium Watykańskiego", napisany przez Jana Pawła II w roku 1988, na treść którego Michał miał niemały wpływ, dowodzi wyraźnie, że w tej kwestii nie ma już pochopnych deklaracji, lecz panuje zdrowa powściągliwość, wzajemny szacunek nauki i religii oraz pełna metodologiczna klarowność.

Garść wspomnień

Pod koniec lat 70. rozpoczęła działalność Krakowska Grupa Kosmologiczna, prawdopodobnie największa tego typu na świecie: kilkanaście osób. I na początku nieoczekiwana, bardzo sympatyczna sugestia naszego Mistrza: - Proponuję, żebyśmy wszyscy przeszli na ty. - Ale zaskakująca była dalsza argumentacja: - Bo tak będzie bardziej po angielsku!

Odbywały się regularne spotkania, intensywna praca, obrony kolejnych doktoratów, nabieranie naukowej dojrzałości, samodzielność. Dominowała kosmologia: początkowo klasyczny model Friedmana, potem modne wówczas wielowymiarowe modele Kaluzy?Kleina. Na jedno ze spotkań naszej grupy ktoś przyniósł własny artykuł odrzucony przez czasopismo. Autor wiązał z nim spore nadzieje i był w związku z tym rozżalony na bezduszność anonimowego recenzenta. Michał wysłuchał i skomentował: - To na pewno nie ostatnia odrzucona praca. Trochę więcej pokory!

Jak zauważył jeden z moich kolegów: - Jeśli masz jakikolwiek problem naukowy, zreferuj go Michałowi. On z uwagą wysłucha, zawsze coś poradzi i na pewno będzie to pożyteczne.

Z zasady jednak nigdy nie angażował się w jawne (rzadkie na szczęście) konflikty międzyludzkie. I trudno się dziwić: czy warto tracić czas na coś tak płaskiego, mając do wyboru rzeczy wzniosłe?

Spotkania odbywały się m.in. w krakowskim Obserwatorium Astronomicznym, miejscu zawsze bardzo malowniczym (a wtedy jeszcze na dodatek bardzo przyjaznym). Pewnego razu staliśmy na szczycie stuletniego austriackiego fortu, podziwiając widok na Las Wolski, gdzie wśród morza drzew widać w oddali wieże klasztoru Kamedułów.

- Wiecie co? - zaproponował nagle Michał. - Mam pomysł: wstąpimy wszyscy do Kamedułów, a potem wygryziemy tych, co nie zechcą zajmować się kosmologią!

Ten ambitny pomysł nie został, niestety, zrealizowany.

Były też kilkudniowe wyjazdy w teren, na gościnne plebanie zaprzyjaźnionych proboszczów. Jeden z nich, do Kamienicy, wypadł w czasie ostrej zimy w lutym 1985 roku. Nowy kościół był jeszcze w stanie surowym, a największe wrażenie robiła kaplica przerobiona ze starej wiejskiej szopy, o ubóstwie stajenki betlejemskiej, gdzie trzeba było przynosić gorącą wodę w butelce, by nie zamarzła w czasie Mszy św. Ksiądz Heller przy skromnym ołtarzu i jego kosmologowie.

Bywały też sytuacje, które wtedy, ponad dwadzieścia lat temu, potrafiły skutecznie popsuć nastrój naukowym żółtodziobom: referaty naukowe w Warszawie, czyli wystawienie się na zmasowane ataki stołecznych astronomów. Zdarzyło się, że jeden z kolegów referował oryginalne, czysto matematyczne podejście do modeli gwiazd w języku tzw. układów dynamicznych. Podejście nieznane zgromadzonym, a więc z definicji niedobre, skazane na rytualne zniszczenie. Po wstępnych atakach z sali zanosiło się na typowe ostre strzelanie ku uciesze gawiedzi. Co gorsza, zarzuty szły w absurdalnym kierunku, zdradzając jednoznacznie brak nie tylko dobrej woli, ale i zrozumienia: - A jeśli my dostaniemy nowe dane z Los Alamos do modelu, to czy pan wtedy też zmieni swoje równania matematyczne?

I wtedy, na szczęście w samą porę, rozległ się spokojny, pojednawczy głos Michała (spodziewając się ataku, uprosiliśmy go, by wykroił trochę czasu i przybył z odsieczą; wiedzieliśmy, że Jemu to nawet oni nie podskoczą):

- Nie chcemy konfrontacji. Wasze podejście oparte jest na obserwacjach. Nasze podejście jest inne, matematyczne. Nie ma między nimi żadnej sprzeczności. Jednak na granicy obydwu podejść może pojawić się coś ciekawego. My zatem zapoznamy się z waszym podejściem, wam proponujemy nasze.

Zapadła cisza, wrócił rozsądek. Referent był ocalony. Co więcej: warszawiacy zostali zaproszeni na kolejny wyjazd na plebanię.

Zamiast typowych dla wielu ludzi stanów irytacji natura wyposażyła Go w inną cechę, która do pewnego stopnia ją zastępuje. Jest nią ironiczne współczucie dla tych, którzy nie chcą czy nie lubią zajmować się nauką. I wreszcie to cudowne poczucie humoru, refleksyjne, subtelne, błyskotliwe, w rozmowie często ? propos aktualnego tematu, ale zawsze zmuszające do myślenia. Nawet dedykacje własnych książek ozdobione delikatną aluzją lub grą słów. Słyszałem o takiej (do książki "Wszechświat i słowo"): "...wraz z dobrym słowem, bo Wszechświatem nie dysponuję".

Po obronie doktoratu w maju 2007 r. staliśmy z Michałem w bramie PAT?u na Franciszkańskiej, wspominając rozmaite zabawne epizody z dawnych lat: ks. Stanisław Wszołek, dziekan wydziału filozoficznego, ks. Janusz "Jasio" Mączka, niezastąpiony organizator, i ja. Po bardzo erudycyjnej obronie i niezbędnych formalnościach, po wykwintnym obiedzie zdominowanym przez dyskusję o geometrii nieprzemiennej - konieczna chwila odprężenia. Na koniec ks. Janusz zaproponował, że, odwożąc Michała na plebanię na Widoku, "po drodze" (raczej okrężnej) podwiezie i mnie do domu.

- Wy jedziecie? - zapytał ks. Stanisław. - Nie, dziecię nie wyje - odparł Michał. Przez ułamek sekundy, znacznie dłuższy niż kosmiczna inflacja, patrzyliśmy na niego zaskoczeni, nie wiedząc, o co chodzi.

***

Kapłan, teolog, filozof, kosmolog, matematyk, fizyk?teoretyk, historyk nauki, popularyzator wiedzy… I w każdej z tych dziedzin człowiek tytanicznej pracy i trwałych osiągnięć. Wśród tych określeń brakuje na pewno jednego, modnego ostatnio: wąska specjalizacja. U Niego nie ma specjalizacji: jeśli coś może poszerzyć horyzonty, to trzeba to poznać.

Każdy z nas, kiedyś "chłopców Hellera" z Jego Krakowskiej Grupy Kosmologicznej, dziś samodzielny naukowiec, byłby na pewno uboższy, gdyby nasze czasoprzestrzenne linie świata nie przecięły w którymś momencie Jego linii.

Dr hab. Krzysztof Maślanka jest pracownikiem naukowym w Instytucie Historii Nauki PAN Warszawa/Kraków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2008