Uczony w czasach ostatecznych

Likwidacja elity IIRP była celem obu okupantów. Ofiarami "likwidacji kierowniczej warstwy narodu" (określenie niemieckie) i"obezhołowienia" (pojęcie sowieckie) padły tysiące uczonych. Po latach można spojrzeć na ich twarze.

24.12.2007

Czyta się kilka minut

Najstarsi mieli ponad 70 lat, najmłodsi ok. czterdziestki. Niektórzy siwowłosi, w sztywnych białych kołnierzykach, dziś już niespotykanych. Wszyscy tak samo zdumieni. Że tak można. Że biegną poganiani pałkami, przewracają się pod ciosami. Że nikt nie zważa na konwencje czy zwykłą przyzwoitość. Jedni trafiali do obozów koncentracyjnych, z których wielu nie wróciło. Inni, jako oficerowie rezerwy, podzielili los ponad 25 tys. obywateli II RP, rozstrzelanych przez Sowietów w Katyniu i w innych miejscach wiosną 1940 r.

W 68. rocznicę najbardziej znanej pacyfikacji intelektualistów - Sonderaktion Krakau - Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przygotowała wystawę "Reżimy totalitarne wobec ludzi nauki". Choć wojenne represje dotknęły wszystkie uczelnie, wystawa - prezentująca na ulicznych planszach twarze i sylwetki uczonych - ogranicza się do UJ jako miejsca symbolicznego, którego wykładowcy szczególnie mocno zderzyli się z terrorami niemieckim i sowieckim.

Docent Wiktor Ormicki - lat 43, wybitny geograf - 6 listopada 1939 r. był w grupie prawie 200 aresztowanych profesorów. Trafili do Sachsenhausen. Wiosną 1940 r., po protestach m.in. Watykanu, część zwolniono z obozu. Niektórych w tak ciężkim stanie, że wkrótce zmarli. Ormicki, u którego Niemcy doszukali się żydowskich korzeni, został przeniesiony do Dachau, a potem Mauthausen-Gusen. Obozowa biurokracja odnotowała, że nie wykazuje poprawy i nadal jest niebezpiecznym polskim szowinistą. Może chodziło o wykłady, które, podobnie jak inni uczeni, organizował dla współwięźniów. W warunkach obozowych, zimnie i niedożywieniu, nie rezygnował też z pracy naukowej: napisał m.in. "O zagadnieniach zaludnienia kuli ziemskiej". Zeszyty przekazał... swym mordercom - niemieckim współwięźniom, którzy dostali polecenie zabicia go, w ramach "likwidowania" więźniów-Żydów.

Z relacji świadków wiadomo, że kaci wahali się, lubili Ormickiego. "To nasz profesor, może zamienimy go na innego?" - zastanawiał się jeden. Ale Ormickiemu udało się zmienić tylko rodzaj śmierci: został powieszony.

Jego życiorys nie jest wyjątkowy. To zwykły los uczonego w czasach barbarzyństwa. Bezbronność ludzi żyjących w światach chemicznych symboli, rozważań filozoficznych i harmonii antycznych przekładów skonfrontowana została z okrucieństwem przekraczającym to, co mogli oni zaobserwować w świecie zwierząt.

Wiktor Ormicki został zamordowany 17 września 1941 r. Jego zdjęcie (gładko ogolona, poważna twarz, kołnierzyk wbijający się w szyję) zawisło na stelażu przy płocie Łazienek w Alejach Ujazdowskich. Obok Władysława Dadeja, lat 54, pediatry i adiunkta UJ, który walczył z gruźlicą u dzieci i którego zamordowano w Charkowie. W Katyniu spoczął 40-letni prof. Włodzimierz Godłowski, psychiatra i porucznik rezerwy, badacz anatomii mózgu, ceniony na Zachodzie. Także w Katyniu zginął prof. Janusz Libicki z Poznania, świetnie zapowiadający się ekonomista. Gdzie byłaby dziś Polska, gdyby tysiące takich ludzi nie zostało "wyeliminowanych"?

W weekendy, szczególnie wiosną i latem, przez Aleje przechodzą tłumy. W krótki, jesienno-zimowy dzień wystawę mija niewielu. Niemal każdy jednak przystaje, choćby na chwilę. Czyta życiorys, ogląda zdjęcie. Ktoś się przeżegna. Z Łazienek na mokry trawnik wyskakuje wiewiórka. Rozgląda się, czy któryś z przystających przechodniów nie przyniósł smakołyków. Ruda kita wznosi się radośnie i w poczuciu bezpieczeństwa.

Okupanci uważali, że "tylko naród, którego warstwy kierownicze zostaną zniszczone, da się zepchnąć do roli niewolników". Realizacji tego celu służyły Sonderaktion Krakau, wymordowanie profesorów uniwersytetu we Lwowie, Katyń.

Kilkaset metrów od miejsca, gdzie zawisły zdjęcia uczonych, w chodnik wmurowana jest tablica. 1 lutego 1944 r. stała tam szczuplutka 14-letnia dziewczyna z warkoczykami. Nie wzbudzała podejrzeń. Elżbieta Dziębowska "Dewajtis" była łączniczką AK. Tamtego dnia dawała sygnał kolegom, że jedzie samochód z Franzem Kutscherą, szefem SS w Warszawie. Po wojnie została muzykologiem, trafiła jako wykładowca na UJ. Naród przetrwał.

"Reżimy totalitarne wobec ludzi nauki 1939-1945. Uniwersytet Jagielloński. Sonderaktion Krakau, Zbrodnia Katyńska" - wystawa zorganizowana przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie i Krakowie, gdzie będzie prezentowana do końca stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej