Turkmenistan: dentysta zamknie Wrota Piekieł

Prezydent Turkmenistanu kazał zgasić Wrota Piekieł, płonące od 50 lat złoże gazu na pustyni Kara-kum. Dodatkowa troska o poddanych ma też ugasić ewentualne pomysły na rewolucję.
w cyklu STRONA ŚWIATA

19.01.2022

Czyta się kilka minut

Płonące od pół wieku złoże gazu nazywane Wrotami Piekeł. Turkmenistan, 2020 r. / fot. AP/Associated Press/East News /
Płonące od pół wieku złoże gazu nazywane Wrotami Piekeł. Turkmenistan, 2020 r. / fot. AP/Associated Press/East News /

Wrota Piekieł to ziejąca ogniem dziura w ziemi, szeroka na 70 metrów, głęboka na 20, położona pośrodku pustkowia pustyni Kara-kum w Turkmenistanie, 250 kilometrów od stołecznego Aszchabadu. Nocami jasną łunę widać z daleka na kamienistym bezludziu. Wydobywające się z Wrót płomienie wzbijają się na kilka, kilkanaście metrów nad ziemię. Niezwykle wygląda to też ponoć z perspektywy samolotu.

Ognista dziura być może powstała podczas odwiertów w poszukiwaniu gazu ziemnego, którym natura wyjątkowo szczodrze obdarowała Turkmenię. Wgryzając się w pustynię, wiertniczy przebili się do położonego wyjątkowo płytko złoża, a nagły spadek ciśnienia spowodował, że ziemia się zapadła, grzebiąc koparki i maszyny wiertnicze i tworząc głęboki krater, z którego ulatniał się gaz. Mając do wyboru, czy do atmosfery będzie ulatniał się metan, czy też dwutlenek węgla, z dwojga złego radzieccy uczeni wybrali CO2 i zalecili podpalić dziurawe złoże. Zapewniali, że wszystko wypali się po kilku dniach – ale dziura w ziemie płonie żywym ogniem do dziś.

Miało się to dziać pół wieku temu, gdy Turkmenia była częścią Związku Radzieckiego. To najczęstsza wersja powstania Wrót Piekieł. Inne mówią, że ziemia zapadła się co najmniej dziesięć lat wcześniej, jeszcze inne, że ogień zapalił się dziesięć lat później. Jedno jest pewne: nigdy nikomu nie udało się go zgasić. Choć w 2010 roku nakazał to prezydent Berdimuhamedow, który od 2006 roku niepodzielnie rządzi Turkmenistanem i każe rodakom tytułować się „Arkadagiem”, czyli „Opiekunem”.

Najbliżej ognistego krateru leżała wioska Derweze, zamieszkana przez niespełna pół tysiąca osób z koczowniczego plemienia Teke. W 2004 roku władze nakazały ich przesiedlić. Dziś w promieniu stu kilometrów nie ma żadnych ludzkich osad. Obozowiska w okolicy rozbijają jedynie pasterze, wędrujący po pustyni z owcami i kozami. W chłodne noce grzeją się ze stadami przy ognistym kraterze. Zachowują jednak czujność, bo ciepło przyciąga z pustyni także żyjące tam skorpiony i węże.

Lśnienie pustyni

W 2018 roku Arkadag ogłosił, że miejsce znane wśród Turkmenów jako „Wrota Piekieł” nazywać się odtąd będzie „Lśnieniem Kara-kum” i powinno przynosić krajowi zyski jako atrakcja turystyczna. Żeby ją rozsławić, osobiście wybrał się tam w 2019 roku i jako niezrównany mistrz kierownicy, filmowany przez dziennikarzy z nadwornej telewizji, kręcił wokół Wrót Piekieł bączki terenowym samochodem.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ


65-letni dziś Arkadag stara się służyć Turkmenom jako natchnienie i wzór do naśladowania we wszelkich możliwych wcieleniach – pisze książki, a raczej księgi, które stają się narodowymi epopejami, układa wiersze, komponuje i śpiewa podniosłe pieśni patriotyczne oraz zwykłe piosenki, które natychmiast stają się przebojami w rządowych rozgłośniach. Rysuje plany architektoniczne stolicy i stale upiększa ją osobiście wymyślanymi pomnikami z marmuru i złota (wystawił je m.in. pochodzącym stąd i okrzykniętym turkmeńską dumą psu rasy ałabaj i koniowi rasy achal-tekińskiej). Strzela do celu (i zawsze trafia) z kuszy, pistoletów, karabinów maszynowych, bierze udział (i zawsze wygrywa) w zawodach jeździeckich i kolarskich, dźwiga ciężary i ćwiczy sporty walki.

Swoimi wyczynami Berdimuhamedow niezmiennie przyciąga uwagę świata. Przyciągnąłby pewnie i cudzoziemskich przybyszów (kazał nawet wybudować w stolicy wspaniałe lotnisko w kształcie pustynnego sokoła za 2,5 miliarda dolarów), gdyby nie to, że wciąż nie może się zdecydować, czy wpuszczać do swojego państwa cudzoziemców i na nich zarabiać, czy też nie i zamknąć Turkmenistan na wszelkie obce wpływy. W rezultacie turkmeńscy urzędnicy z rzadka przyznają cudzoziemcom wizy wjazdowe (najczęściej wbijają jedynie tranzytowe, kilkudniowe), wspaniałe lotnisko świeci pustkami i poza garstką najwytrwalszych zapaleńców nikt nie odwiedza Lśnienia Kara-kum.

Niewiele zmieniła w tej materii także wyprawa kanadyjskiego podróżnika i odkrywcy George’a Kourounisa, który jesienią 2013 roku jako pierwszy i jedyny jak dotychczas człowiek przekroczył Wrota Piekieł. Po rocznych przygotowaniach, wyposażony w specjalny kombinezon, zszedł na samo dno krateru. „Nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi. Kiedy schodzisz na dół wśród płomieni, zdaje ci się, że występujesz w jakimś filmie z gatunku fantastyki – opowiadał potem „National Geographic”. – Wszędzie wokół ogień, na dnie ogień, ściany w ogniu i wszystko od ognia pomarańczowe. I wszędzie kłęby trującego gazu. Jakby się było na innej planecie”. Kanadyjczyk pobrał z dna Wrót Piekieł próbki gruntu, a uczeni, którzy je potem zbadali, stwierdzili w nich obecność bakterii, które nigdzie więcej na Ziemi nie występują.

Ugasić piekło

Na początku stycznia gazeta „Neutralny Turkmenistan” podała, że Arkadag nakazał swoim ministrom zamknąć Wrota Piekieł. Polecił ugasić ogień, a dziurę w ziemi – zasypać. „Trzeba coś z tym w końcu zrobić” – mówił w telewizyjnym orędziu do narodu. Tłumaczył, że gaz i dymy wydobywające się z Wrót trują ludzi i przyrodę. „A poza tym nie wolno nam marnować cennego skarbu, jakim jest gaz ziemny, i musimy wykorzystać każdy jego litr, by życie w naszej ojczyźnie było jeszcze dostatniejsze i szczęśliwsze” – powiedział.

Na gazie ziemnym opiera się cała turkmeńska gospodarka. Tamtejsze złoża uważane są za szóste największe na świecie, po rosyjskich, irańskich, katarskich, amerykańskich i saudyjskich. Dochody ze sprzedaży paliwa miały też być fundamentem satrapii, jaka wyrosła na gruzach Związku Radzieckiego. Gazodolary miały opłacić godne życie 6 milionów Turkmenów i przekonać ich, by w zamian za święty spokój i dostatek wyrzekli się obywatelskich swobód i pogodzili z tyranią, jaką zaprowadził pierwszy przywódca, były komunistyczny władyka Saparmurad Nijazow, który zaraz po proklamowaniu niepodległości ogłosił się dożywotnio „Turkmenbaszą”, „Wodzem Wszystkich Turkmenów”.

W 2006 roku niespodziewanie umarł, a na aszchabadzkim tronie zastąpił go jego nadworny lekarz, Gurbanguly Berdimuhamedow (dentysta z wykształcenia), który umocniwszy się u władzy, poszedł w ślady Turkmenbaszy.

Ani gaz, ani Nijazow, ani nawet Arkadag nie odmienili jednak ubogiego życia Turkmenów. Owszem, cierpliwie znosili oni tyranię i kult jednostki, ciesząc się fundowanymi przez państwo darmowymi albo prawie darmowymi: prądem, paliwem, wodą i podstawowymi artykułami żywnościowymi. Ale ceny surowców energetycznych, które Turkmenom, Kazachom czy Azerom miały przynieść takie miliony, jakie stały się udziałem szejków znad Zatoki Perskiej, zamiast rosnąć w nieskończoność stanęły w miejscu, a nawet zaczęły spadać. Budżety układane w nadziei na gwarantowane zyski przestały się dopinać, a zamiast popuszczać pasa, trzeba było go jeszcze bardziej zaciskać. Nawet Arkadag musiał wycofać się z dotychczasowych dotacji i odebrał poddanym marchewkę, która miała im osłodzić ciosy kijem.

Zadowolony pasterz

Kiedy Berdimuhamedow nakazywał zgasić i zakopać Wrota Piekieł, w sąsiednim Kazachstanie trwały uliczne rozruchy. Iskrą stały się podwyżki cen paliw, ale prawdziwą przyczyną był gniew i bunt Kazachów, od lat znoszących pychę i korupcję władz na każdym szczeblu. W ulicznej wojnie, stłumionej dopiero przez rodzime wojsko i wezwanych na pomoc żołnierzy z sił Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, zginęło ponad 200 osób, tysiące zostało rannych. Troska, z jaką Arkadag tłumaczył w telewizji rodakom, że dla ich zdrowia i dostatku musi zamknąć Wrota Piekieł, miała przekonać ich, że myśli o nich i robi wszystko, by nie działa im się krzywda.

Na wszelki wypadek, Arkadag polecił też urzędnikom, żołnierzom, prokuratorom, policjantom z jawnej i tajnej służby, by wzmogli czujność, baczniej śledzili, czy to, co ludzie, przede wszystkim młodzi, piszą w internecie (turkmeński uchodzi za najwolniejszy na świecie), nie zagraża panującym w Turkmenii porządkom. Kazał sprawdzać, kto dokąd i po co jeździ (nie tylko za granicę i z zagranicy, ale z wilajetu do wilajetu, a nawet z miasta do miasta), kto kogo odwiedza i o czym rozmawia.

W mieście Mary, dawnym, starożytnym Merwie, wprowadzono nawet nocną godzinę policyjną, a za dnia policjanci zatrzymywali i legitymowali ludzi, jeśli zbierali się w kilku na ulicy lub parku na pogawędkę czy papierosa. Tłumaczyli, że gromadzić się nie wolno z powodu groźnego koronawirusa, tego samego, który według Berdimuhamedowa do Turkmenistanu, jako chyba jedynego państwa na świecie, w ogóle nie dotarł.

Nawet urzędnicy z Mary byli wzywani przez policję na rozmowy ostrzegawcze. Przypominano im, że stracą pracę, jeśli nie upilnują swoich córek i synów, a młodzi dadzą się wplątać w sprawy, które władze uznają za działalność wywrotową. Wilajet Mary i pobliski wilajet Lebap, położone przy granicy z Afganistanem i Uzbekistanem, należą do najuboższych, najbardziej zacofanych i zaniedbanych. W ostatnich dwóch latach dochodziło tu do niespotykanych gdzie indziej w Turkmenii ulicznych protestów i antyrządowych wystąpień.

Na początku stycznia, zaraz po wygłoszeniu w telewizji noworocznego orędzia i nowego, własnoręcznie napisanego poematu „Ojczysty Turkmenistan”, Arkadag wybrał się do Mary z gospodarską wizytą. Odwiedził pola gazowe, przeciął wstęgę otwierając uroczyście nową fabrykę i spotkał się z miejscowymi pasterzami.

Jednego z nich przywódca zastał na pustyni, siedzącego na rozłożonym na ziemi dywanie. Berdimuhamedow przysiadł się obok, a pasterz nie mógł się nachwalić, jak mądrze i sprawiedliwie rządzi Arkadag – wszystko to filmowała, ma się rozumieć, nadworna telewizja – jak dba o swój lud i jak prężnie rozwija się pod jego gospodarskim okiem turkmeńska ojczyzna. Na koniec powiedział, że ostatnio w oazie Mary spadły obfite deszcze, które sprawiły, że pustynia porosła łąkami i jego stada mogły się do syta najeść. Arkadag przyjmował pochwały i hołdy łaskawym uśmiechem.

W prognozie pogody podawanej w nadwornej telewizji po wieczornych wiadomościach nie wspomniano o raporcie rosyjskiej gazety internetowej „Meteożurnal”, która wyliczyła, że zeszły rok był w Turkmenii najsuchszy od 130 lat, a najgorsza susza utrzymuje się od lat właśnie w wilajecie Mary.

Komu tron?

Berdimuhamedow nie ma jeszcze nawet siedemdziesiątki i jak zapewniają lekarze, cieszy się znakomitym zdrowiem i krzepą, ale jak na zapobiegliwego przywódcę przystało, już dziś dokłada starań, by wybrać godnego następcę. Od dwudziestu lat na swojego dziedzica szykuje jedynego syna, 40-letniego Serdara (w wielu krajach Azji słowo to oznacza „dowódcę”, więc syn nie będzie nawet musiał wymyślać przydomka). Serdar na razie trenuje na rozmaitych stanowiskach. Zajmował się już dyplomacją i produkcją żywności (departament wina i piwa bezalkoholowego), energetyką i bezpieczeństwem. Jest też prezesem Stowarzyszenia Turkmeńskiego Psa Ałabaja i Międzynarodowego Stowarzyszenia Hodowców Koni Rasy Achal-Tekińskiej. Jest posłem, był gubernatorem wilajetu achalskiego, z którego tradycyjnie wywodzi się cała turkmeńska elita. W zeszłym roku został wicepremierem od informatyki i wynalazków.

Rozruchy w Kazachstanie zaniepokoiły Arkadaga, ponieważ pokazały fiasko tamtejszej sukcesji tronu. Nursułtan Nazarbajew, który rządził od połowy lat 80., nie miał syna, a mężom swoich trzech córek nie zaufał na tyle, by powierzyć im całe państwo (a jedynie znaczną część gospodarki). Ostatecznie, wiosną 2019 roku oddał prezydenturę byłemu szefowi dyplomacji Kasymowi-Żomartowi Tokajewowi, w zamian za gwarancje majątku i nietykalność dla siebie i swojej rodziny. Kazachska Zima wszystko to unieważniła.

Udana i pokojowa sukcesja nie powiodła się zresztą w żadnym z państw posowieckiej Azji Środkowej. Isłam Karimow, prezydent-założyciel Uzbekistanu, umarł na urzędzie w 2016 roku nie wskazując dziedzica, a starająca się o ten tytuł starsza córka, Gulnara, siedzi dziś w więzieniu, skazana za złodziejstwo, podatkowe kanty i nadużywanie władzy ojca. W Kirgizji przekazanie władzy z ojca na syna nie powiodło się ani pierwszemu prezydentowi Askarowi Akajewowi (1990-2005), ani jego pogromcy i następcy Kurmanbekowi Bakijewowi (2005-2010). Obaj zostali obaleni wskutek ulicznych rewolucji i musieli uciekać z kraju. Trzeci prezydent, Ałmazbek Atambajew (2011-2017), dotrwał do końca kadencji, ale dziś siedzi w więzieniu za nadużywanie władzy, a jego następca, Sooronbaj Dżeenbekow (2017-2020), został obalony w kolejnej ulicznej rewolucji.

W Tadżykistanie panujący od 1992 roku Imam Ali Rahman także przygotowuje do objęcia władzy swojego syna, 35-letniego dziś Rustama, byłego piłkarza, od pięciu lat sprawującego urząd burmistrza stołecznego Duszanbe, a od dwóch lat także marszałka tadżykistańskiego parlamentu.

Sukcesję tronu udało się przeprowadzić jedynie w roponośnym Azerbejdżanie, na zachodnim brzegu Morza Kaspijskiego. W 2003 roku starego patriarchę Hejdara Alijewa (rządzącego w latach 1969-87 jako komunistyczny sekretarz z nadania Kremla i 1993-2003 jako prezydent niepodległego Azerbejdżanu) zastąpił syn Ilham. Od pięciu lat wiceprezydentką jest jego żona, Mehriban. Wspólnie wychowują na dziedzica tronu jedynego syna (mają też dwie córki, ale one zajmują się interesami), 25-letniego Hejdara juniora. W Azerbejdżanie, podobnie jak w Kazachstanie i Turkmenii, rządzący kupują posłuszeństwo poddanych petrodolarami zarabianymi na kaspijskiej ropie. W Baku także obawiają się, by i tam nie zawitała ze wschodu Kazachska Zima i towarzyszący jej burzowy front.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej