Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Argentyńska poezja gauczowska oraz różnice między nią a oryginalnymi pieśniami gauczów. Obrona kabały. Teoria powieści. Paradoks Zenona z Elei. Teologiczny problem piekła. Współczesna (chodzi o początek czwartej dekady minionego już wieku, a więc o Chaplina, Sternberga, Vidora) sztuka filmowa. Porównanie rozmaitych przekładów Homera. Gnostycki herezjarcha Bazylides. Flaubert i bohaterowie jego ostatniej, niedokończonej powieści, czyli Bouvard i Pécuchet. Dwoistość Whitmana-człowieka i Whitmana-poety. Pytania o argentyńską tożsamość. Namiętna filipika przeciw dubbingowi w kinie. Ufff... Wspólnym mianownikiem tej chaotycznej wyliczanki jest oczywiście sam Borges, jego fascynacje i lektury, upodobanie do paradoksu i do gry z przeszłością, a także "niesłychany i permanentny pociąg do trudnych kwestii teologicznych". Nam zaś pozostaje przyjemność wędrówki tropem autora i wynotowywanie co smaczniejszych fragmentów.
Zacznijmy nasz skromny wybór wedle hierarchii, czyli od teologii. Oto paradoks zamykający rozważania na temat "Trwania piekła": "Sądzę, że w naszym niewyobrażalnym życiu, w którym rządzą takie niegodziwości jak cierpienia cielesne, wszelkie dziwactwa są możliwe, nawet wiekuiste trwanie jakiegoś piekła, ale sądzę także, że wiara w nie jest objawem braku religijności". Potem zaś przychodzi wspaniały obraz ze snu. "Dniało: w niewyraźnym rozproszonym świetle pojawił się zarys nogi żelaznego łóżka, surowe krzesło, zamknięte drzwi i okno, nagi stół. Pomyślałem z lękiem: gdzie jestem? i zrozumiałem, że nie wiem. Pomyślałem: kim jestem? i nie zdołałem rozpoznać samego siebie. Lęk narastał. Pomyślałem: to rozpaczliwe czuwanie jest już piekłem, to czuwanie bez celu będzie moją wiecznością. A potem obudziłem się naprawdę: drżąc".
Teraz o literaturze, a ściślej - o pułapce doskonałości, ze szkicu "Nadmierna skrupulatność czytelnika": "Stronica »doskonała«, na której żadne słowo nie może być zmienione bez szkody dla niej, jest najbardziej nietrwała ze wszystkich. Zmiany w języku, w stylu zamazują znaczenia przenośne i odcienie słów... I odwrotnie - stronica, która ma przejść do wieczności, pokona krzyżowy ogień błędów, zbliżonych wersji, nieuważnej lektury, niezrozumienia". Oskarżany o ubóstwo stylu i języka Cervantes wyjdzie cało z nieudolnego przekładu, a "niemieckie, skandynawskie czy hinduskie widmo Don Kichota jest bardziej żywe niż wyszukane sztuczki słowne pisarza-stylisty".
I cytat trzeci, o rozumieniu tradycji: "Koncepcja, że poezja argentyńska powinna obfitować w cechy specyficznie argentyńskie i w argentyński koloryt lokalny, wydaje mi się chybiona". To, co prawdziwie rodzime, obywa się - pisze Borges - bez lokalnego kolorytu. Przywołuje Gibbona, który zauważył, że w arabskim dziele, jakim jest Koran, nie ma wielbłądów, i komentuje, że gdyby istniała wątpliwość co do autentyczności Koranu, wystarczyłby ten właśnie fakt, by potwierdzić jego arabskość. "Nie było powodu, by Mahomet jako Arab wiedział, że wielbłądy są specyficznie arabskie. Stanowiły część jego rzeczywistości, nie było zatem po co okazywać im szczególnych względów. Natomiast jakiś oszust, turysta czy arabski nacjonalista przede wszystkim każdej stronie przydzieliłby po parę wielbłądów i wielbłądzich karawan. Mahomet, jako Arab, był spokojny: wiedział, że może być Arabem bez wielbłądów".
Borges myśli o Argentynie, ale jego uwaga ma znaczenie uniwersalne. I warto się nad nią zastanowić - zwłaszcza, że u nas pasja do umieszczania wszędzie wielbłądów bardzo się ostatnio wzmogła. (Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, ss. 212. Przeł. Joanna Partyka.)