Trzmielojad klaszcze

Dziwny drapieżnik, który łapie osy, trzmiele, szerszenie, całe to towarzystwo w pasiakach. Zawsze się bałem, że go przegapię, że jak wielu niedoświadczonych obserwatorów pomylę z myszołowem.

25.09.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Jean Mayet / AFP / EAST NEWS
/ Fot. Jean Mayet / AFP / EAST NEWS

24 VII. Ciemna plama dojrzałego lasu spływa po schodkach poziomicy i znika w bagiennych prążkach. Mapa wabiła odludziem, ale za chwilę dopędza mnie trajkocząca trójka dziewczynek na rowerach. Ich koła grzęzną w piaszczystej drodze, przez parę minut poruszamy się w podobnym tempie. Wreszcie, chichocząc, rozpędzają się ze szczytu wydmy i znikają mi z oczu. Przez chwilę słyszę ciche stukanie dzięcioła, gdzieś w koronach wścieka się czubatka. Ale nie widzę wśród gałęzi jej pękatej sylwetki ani bursztynowego oczka, ani srebrzystego czubka. Widzę tylko stojące na baczność sosny. I słyszę leśną ciszę. Brzęczenie komarów, skrzypienie rozhuśtanych pni i tajemnicze szelesty w poszyciu. Co to właściwie jest cisza i co to za dźwięk, który „aż dzwoni w uszach”?

Szykuje się upalny dzień. Może dlatego ptakom nie chce się śpiewać? Zresztą po co śpiewać pod koniec lipca. Rok przekroczył połówkę, dnia ubywa, a z nim światła. Organizm przestał tłoczyć hormony. Samce stają się mniej zadziorne, samice mniej zalotne. Młodzież już raczej odchowana i wykarmiona. Nie ma sensu dłużej bronić zdobytego wiosną terytorium. „Tst”, przerywa mi konfidencjonalnie śpiewak. Zrywa się wśród arabesków paproci i przysiada na gałęzi. Patrzy na mnie z niepokojem okiem czarnym i błyszczącym jak dojrzała jeżyna. Zrywa się, kiedy na ścieżce zjawia się rowerzysta. Drozd odlatuje bezgłośnie, a ja usuwam się z drogi. Rowerzysta mija mnie, śpiewaka i cały las w pędzie. Nie zaszczyca nas spojrzeniem. Wzrok ma wbity w ziemię kilka metrów od przedniego koła. Wracam do szlabanu.

Przy kapliczce, zamiast jechać prosto, skręcam w prawo. Na chybił trafił. W alei olch podrywają się trznadle, błyskając białymi sterówkami. Jak wszystkie ziarnojady połykają drobne kamyki z pobocza dróg. W ich żołądkach te drobinki zamienią się w żarna do mielenia zjedzonych nasion. Bezchmurne niebo, powietrze drży, idealna pogoda na szybujące drapieżniki. Duży, ciemny kształt odrywa się z beli siana. Nie ma rozjaśnienia na piersi, które szybko demaskuje myszołowy. Skrzydło od spodu brązowo-czarne, z niewielkim kontrastem, wierzch jaśniejszy. „Dłoń”, czyli palczaste lotki, wyraźna. Orlik krzykliwy zatacza nade mną szerokie, powolne kręgi. Tymczasem od południa sunie ślizgiem inny ptak. Wymierzam w niego lornetkę i widzę jasne, pasiaste skrzydła i ciemne plamy tam, gdzie lekko ugina się skrzydło. To miejsce nazywa się „nadgarstkiem”. Faktycznie, pod warstwą piór pokrywowych i cienką skórą ukryty jest staw i wychodzące z niego trzy kostne palce. Rozpędzony ślizgiem ptak raptem wznosi się, a kiedy osiąga szczyt sinusoidy, klaszcze skrzydłami nad szarą, kukułczo wysuniętą głową. Raz, dwa, trzy, cztery... Osiem razy. Zbyt wiele razy studiowałem jego sylwetkę w atlasie, czytałem o niezwykłym locie tokowym, by teraz mieć wątpliwości. Nareszcie jest, nowy gatunek do życiowej listy, numer 266. Trzmielojad, dawniej pszczołojad, Pernis apivorus, dziwny drapieżnik, który żywi się żądłówkami. Łapie osy, trzmiele, szerszenie, całe to towarzystwo w pasiakach. Obserwuje je, a później plądruje ich gniazda. Zawsze się bałem, że go przegapię, że jak wielu niedoświadczonych obserwatorów pomylę z myszołowem.

21 VIII. Wędrujemy z P. skrajem puszczy. Z dwóch stron doliny rzeczki celują do siebie łowieckie ambony, jakby cienka struga była pasem ziemi niczyjej na linii frontu. Na tej łące muszą się dziać rzeczy straszne. Ale teraz, w promieniach zachodu, ucieka nam do lasu jastrzębica. W lornetkach widzimy jej zdecydowany lot, który wprawia w popłoch drobnicę. Jastrzębica ma jednak pilniejsze sprawy niż pościg za spanikowanymi makolągwami. A nad wałem, w przeciwnym kierunku, smukły i pełen gracji, leci uważnie zapatrzony błotniak łąkowy. Uderza głęboko skrzydłami, a ich spopielała szarość chwilami fosforyzuje w niskim słońcu. W Anglii nazywają go Montagu Harrier, od George’a Montagu, podpułkownika, który był na dobrej drodze, by zostać zapomnianym generałem, ale się zakochał. Był już żonaty, więc wybuchł skandal i wyrzucono go z armii. Zamieszkał ze swoją nową wybranką i oddał się przyrodniczej pasji. Napisał dwutomowy „Słownik ornitologiczny”, obserwował pierwszego w Anglii cierlika i oddzielił błotniaka zbożowego od łąkowego. Aż w końcu stanął na zardzewiałym gwoździu. Był rok 1815.

22 VIII. Ludzi interesują szczególnie ptaki drapieżne. Imponują swoją zabójczą charyzmą. Majestatyczne orły i śmigłe sokoły, których postać przybierali bogowie. Albo kolorowe piękności. Papugi. Trzymane w klatkach symbole statusu. Czy szczygły. Bardziej plebejscy, polni, wesoło trajkoczący towarzysze. Podziw budzą wyniosłe, dumne żurawie. W blasku świtu u Malczewskiego. Albo na ascetycznych japońskich grafikach. Smakoszy cieszą tłuste kaczki, skryte wśród liści słonki czy zrywające się z furkotem kuropatwy. Zwykle powieszone za zwiotczałe szyje na niderlandzkich obrazach. W wiosenne wieczory zachwycają trelowaniem i kląskaniem słowiki. Bohaterowie niezliczonych wierszy.
A co z pełzaczem, którego przecież nie malował Rembrandt? Brązową, pierzastą myszką, która niezauważona wdrapuje się cicho po pniach drzew. Co z gajówką, której charakterystyczną cechą jest brak jakichkolwiek charakterystycznych cech? Niewielki, brązowy ptak, a odzywa się tak, jakby ktoś skrzypiał palcem po szybie. Co z kropiatką, kuzynką derkacza, która kryje się w podmokłych łąkach? Jej głos, jak świst wierzbowej witki, jednak nie zainspirował żadnego Haendla. Nie da się równie zajmująco pisać o muchołówce szarej i orle przednim. Orzeł jest w mitach, na sztandarach i monetach. A muchołówka? Czy wystarczy opisać jej subtelną urodę i zręczne łowy na owady? Jak zaciekawić kogoś, komu nie wystarczy widok małego, szarego ptaka? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2016