Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Muszę powiedzieć, że w ciągu tych dziesięciu miesięcy bardzo poprawiły mi się wyniki. Wcześniej odczuwałem bóle po lewej stronie klatki piersiowej, miałem też coraz wyższe ciśnienie. Teraz ciśnienie się unormowało, a bóle ustąpiły.
Postanowienie to podjąłem w Szwecji. Wypoczywaliśmy tam całą rodziną na wyspie Tjörn w letnim domku naszych polsko-szwedzkich przyjaciół. Któregoś wieczora włączyłem telewizor, żeby zobaczyć, jak wyglądają tamtejsze "Fakty"/"Wiadomości"/"Wydarzenia". Powiem krótko: nuda. Nuda, czyli spokój. Spokój, czyli - bardzo dobrze. Główną wiadomością dnia był sukces szwedzkiego lekkoatlety na międzynarodowym mitingu: sukces biegacza, który zajął... trzecie miejsce. Ponadto w serwisie był też długi - jak by to powiedzieć - esej chyba? Otóż esej na temat tego, czy lepiej sprzedawać piwo w puszkach, czy może jednak tylko w butelkach. No bo Szwedzi, wiadomo, dla ekologii zrobią wszystko. Pomyślałem sobie: tak, to jest szczęście.
Tak naprawdę nie idealizuję Szwecji. Po przeczytaniu książki Macieja Zaremby "Polski hydraulik" wiem, że ten spokój, ta nuda mają swoją drugą, ciemniejszą stronę. Niemniej to właśnie wtedy dotarło do mnie, jakich to operacji dokonuje się na mnie, widzu programów informacyjnych. Siedzę i czekam, co będzie dalej, a w tym czasie przyjmuję - nawet jak się we własnym przekonaniu opieram, to i tak przyjmuję - to, co mi zaproponowano: ten a nie inny wybór wydarzeń, tę a nie inną ich interpretację i tę a nie inną ich kompozycję. Kompozycję, co tu kryć, mającą (w przypadku polskiej telewizji) stargać moje nerwy.
Celem programów informacyjnych - w ich obecnej formule - nie jest dostarczanie mi w miarę sprawdzonych informacji na jakiś temat. Gdy np. mowa o polityce lub jakimś ważnym problemie społecznym, zwykle jest tak, że ktoś przedstawia (wyraziście, a najlepiej ostro) pogląd A, a ktoś inny (równie wyraziście, a najlepiej ostrzej) pogląd B. Bardzo często zresztą te poglądy nie są żadnymi poglądami, tylko oskarżeniami rzucanymi ad personam. Czasami, w nadzwyczajnych sytuacjach, prosi się kogoś - o łagodności i manierach, powiedzmy, księdza Bonieckiego - żeby zajął stanowisko koncyliacyjne. Bardzo rzadko z komentarza dziennikarskiego udaje się wyłuskać, o co naprawdę chodzi, czy konflikt jest merytoryczny, czy personalny, i co tak naprawdę stanowi jego jądro, jego najgłębszą przyczynę. Program informacyjny - tak mi to kiedyś ktoś tłumaczył - z założenia nie może zajmować się "najgłębszymi przyczynami". On ma się zajmować płytkimi emocjami. Programy informacyjne bowiem, jak całe media, podryfowały w stronę zaczepiania i zajmowania naszej uwagi, a nie dotykania tych sfer, które identyfikujemy jako "głębokie".
No jasne, że nie piszę tu niczego odkrywczego. Ale piszę w konkretnym celu. Co rusz jestem bowiem nagabywany: a dlaczego nie skomentujesz tej czy tamtej sprawy? Czy twoim zdaniem X był, czy nie był, czy Y powinna była, czy nie powinna... Na ogół odpowiadam zupełnie szczerze: nie komentuję, bo jedyne, co mógłbym zaproponować, to pływanie po powierzchni. W wielu rozpalających głowy kwestiach moim jedynym komentarzem byłaby deklaracja bezradności: nawet gdybym oglądał, słuchał, wiedziałbym mniej więcej to samo. Czyli niewiele lub prawie nic. Po co zatem bić jeszcze wyższą pianę?
A są i takie sprawy, w których żaden komentarz nie byłby do końca uczciwy. W których jedynym uczciwym komentarzem byłoby wyciągnięcie pomocnej ręki.