Trudny życiorys

Nikt o nim nie pamięta. A przecież był czas, po wydaniu przez niego dwóch tomików “Poranek goryczy" (1930) oraz “Kobiety i konie" (1931), że uważano go za najbardziej fascynujące objawienie się młodego talentu, za polskiego Rimbauda.

24.08.2003

Czyta się kilka minut

Urodził się w 1909 roku, więc debiutował wcześnie. Podbijał jakimś magicznym darem opowiadania metaforycznymi obrazami o rzeczach zwykłych i być może odpowiadał na oczekiwanie rozbicia zbyt ładnej linii skamandryckiego wiersza. Terminował u Peipera, a potem z nim się pokłócił. Jego nauczyciele w Nowym Sączu mogli mniej więcej przewidzieć przyszłość tego czarniawego kogucika-awanturnika. Z powodu awantur musiał zdawać maturę w Gorlicach, następnie studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, ale go stamtąd za politykę wyrzucono. Po czym ów polski Rimbaud, zdawałoby się, głównie zainteresowany zmysłowymi obrazami kobiet i koni, zwrócił się ku rewolucji jako radykalny działacz Stronnictwa Ludowego. Pisał wiersze coraz bardziej upolitycznione, tudzież dostawał wyroki więzienia i odsiadywał je w kilku miejscach; znalazł się nawet w Berezie Kartuskiej. Zwrócił się też do powieści i w 1937 roku wydał “Cynk".

Kiedy wybuchła wojna, już w październiku 1939 aresztowali go sowieci i siedział we Lwowie, w Charkowie, w Odessie oraz w łagrach, skąd wyszedł po tzw. amnestii i wstąpił do armii Andersa. Zdążył też przeżyć tyfus, czego śladem stała się autobiograficzna powieść: “Tyfus - teraz słowiki". W Jerozolimie redagował “Gazetę Polską" i został przeniesiony do cywila, czyli najwidoczniej nie szło mu dobrze z dyscypliną wojskową. Następnie widzimy go w Londynie, gdzie uprawiał przeróżne zawody: kucharza, barmana, kelnera, robotnika budowlanego oraz zasilał prasę emigracyjną swoimi wierszami i prozą. Rzec można, że zrealizował swój przedwojenny ideał proletariusza i piewcy życia proletariackiego, jak o tym świadczą kolejne tomy wierszy.

Podaję jednak ten krótki opis jego dziejów bynajmniej nie z chłodnego obowiązku kronikarza. Marian Czuchnowski był dla mnie kimś, czyja technika pisarska na mnie wpłynęła. Wydana przeze mnie i Zbigniewa Folejewskiego w 1933 roku “Antologia poezji społecznej" zawiera pięć jego wierszy, na cztery Juliana Przybosia, i trzy Józefa Czechowicza. Cała ta antologia, nieco kuriozalna, zasługiwałaby na zbadanie jako zamiar sprozaizowania poezji, czemu, notabene, oddają się dzisiejsi młodzi mało wiedzący o swoich poprzednikach. Czuchnowski obficie metaforyzował, wydłużał wersy i rymował z rzadka, jak to doradzał Tadeusz Peiper. Kiedyś pomagał mu w tym młodzieńczy głód doznań wzrokowych, bo niewątpliwie był poetą opisu rzeczywistości, później uwydatniły się wady wynikające z braku rozeznania różnicy pomiędzy poezją i prozą.

Myślę, że zarówno poezja Czuchnowskiego, jak moja antologia stanowią świadectwo o pewnym momencie w dziejach polskiej poezji, skąd wyruszono w różne strony, tak że nastąpiło jego przezwyciężenie i nic nie kusiło do powrotu wstecz. Natomiast Czuchnowski dalej uprawiał to, od czego zaczynał: nietrudno w jego londyńskich wierszach znaleźć te same, co w czasach młodości, obsesje, przeważnie sensualne opisy kobiet podpatrywanych w ich przeróżnych codziennych czynnościach. I podczas kiedy, na przykład, w poezji angielskiej u Larkina widzimy proletariackie przedmieścia Londynu oglądane z góry, z pozycji wykształconego obserwatora, proletariackie wiersze Czuchnowskiego dają wgląd w szarość i bylejakość egzystencji robotników, szwaczek, praczek, pracownic biurowych. W tym utożsamieniu się z robotniczym Londynem widzę paradoksalny los niegdysiejszego rewolucjonisty.

I gdyby ktoś dzisiaj chciał wskrzesić Czuchnowskiego, jak to starał się zrobić Jerzy Kryszak wydając jego “Poezje wybrane" (Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1978), na tę miejskość i przedmiejskość musiałby przede wszystkim zwrócić uwagę. Ale piszę to nie ulegając przekonaniu, że Czuchnowski jest poetą niesłusznie zapomnianym i że kryje się w nim nieujawniony potencjał. Jego przygody łączyły się jakoś z jego wadami. Opisywać świat? Ale trzeba też wiedzieć, że przychodzi moment postawienia kropki, a z kompozycją u niego nie było najlepiej. Gdyby nie wyniosło go poza Polskę, może by trochę inaczej ułożyła się jego literacka kariera, a zważmy, że na emigracji przyzwyczajonej do poetyki Skamandra musiał wyglądać na raroga. Zgarniał jednak jakieś nagrody. Dożył osiemdziesiątki, umarł w 1991 roku. Jeden z jego tomów nosi tytuł “Trudny życiorys".

Jestem w posiadaniu jego tomiku wydanego w Londynie w 1954 roku, “Dama w jedwabnym płaszczu deszczowym", z serdeczną dedykacją autora. Wyjmuję stamtąd wiersz “Przedmieście na przedzimiu"

W ciasnym staniku z cienkiej gazy

Tęga blondyna kręci włosy

W oknie. Nad gazem grzeje rurki,

A potem szybko, pół ubrana

Palcami ściska czerwone żelazo.

Gdy syknie, chwieje nim w powietrzu.

A później świetnie zwija loki.

Ciężkie i niejasne obłoki.

Czarne, niezdarne pagórki przedmieścia.

Bocznica kolejowa. Wodna wieża

Z szarego cementu wkopiowana w niebiosy.

Żaden obraz. Życiowe przyzwyczajenie

Z niezdrową, spękaną cegłą kościoła

Opasanego przez niskie, cmentarne murki.

Zapada zmierzch w powietrzu czarnym.

Z kościoła dzwon bezmyślnie woła.

Blondyna zamyśla się na mgnienie.

Z chmur lecą twarde, śliskie krupy,

A potem szumią pierwsze płatki śniegu.

Dziewczyna unosi rurki i szorstko przykłada je,

Zbijając kędzior za kędziorem w złote grudki

Wreszcie wyfiokowana głowa świeża

Zastygła w kruchych kwiatach z rusztu.

W mieszkaniu z wonią mięsnej zupy

Zapach złotych włosów przygrzanych rurkami się miesza.

Za oknem śnieg z kaszą perłową cicho pada.

Zabielona trawa w kurzu śniegowej rosy

Błyszczy, jak zimne, szklane oczy tłustej młódki

Która skończyła w kuchni kręcić włosy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2003