Toast za Lily

Jeśli traficie do baru, gdzie dojrzycie na lustrzanej półce sławny sto lat temu wermut Noilly Prat, wypijcie koniecznie i podwójnie za spokój cieni Lily Pastré.

25.07.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Jon Feingersh / HORIZONTAL / AFP
/ Fot. Jon Feingersh / HORIZONTAL / AFP

Słyszałem, że „dobrozmienne” kierownictwo Instytutu Książki chce podsuwać światu przekłady Conrada, bo to polski pisarz był. Całkiem nieświadomie autorzy tego pomysłu poruszają ważną dla mnie strunę: do jakiego stopnia można być Polakiem nie dając sobie narzucić chomąta prostackiej etniczności? Wiedział coś niecoś o tym kolega Conrada, razem z nim zabiegający u progu Wielkiego Przetasowania w roku 1918 o polskie sprawy, Józef Retinger. Czuję do tego oryginała miętę i toczę z nim regularne przekomarzanki, gdy po drodze do redakcji mijam tablicę pamiątkową na domu przy Wiślnej, gdzie się urodził.
– No i co, Józiu, podoba ci się ten pstrokaty, kosmopolityczny tłum? – spytałem, wskazując na morze niebieskich plecaczków, wyróżniających wielojęzyczną pielgrzymią młodzież. Wiedziałem, że się zezłości, bo, co prawda, był jednym z najskuteczniejszych w zeszłym stuleciu uniwersalistów i promotorów idei paneuropejskiej, ale od Kościoła trzymał się z daleka. – A idźże mi precz! Pięknie się wymieszali, nie masz Żyda ni Greka, ale posłuchaj, jak oni barbarzyńsko wyją – krzywi się cień Retingera i zatyka uszy. Nie rozumie, że o ile religia pochodzi od łacińskiego „religare” – „wiązać”, to śpiew jako forma przeżycia więzi nie podlega zwykłym kryteriom muzycznego gustu.

Z drugiej strony, w oczekiwaniu na Franciszka można było urządzić na rynku parę dobrych koncertów. Pasja Mateuszowa Bacha, prometejski Beethoven, tetralogia Wagnera – wyliczał papież swoje zamiłowania w pierwszym wywiadzie. Ale przede wszystkim: „kocham Mozarta, unosi cię do Boga”, i uściślał: „Mozarta granego przez Clarę Haskil”. Kogo stać na pół godziny skupienia, niech wysłucha w sieci koncertu d-moll nr 20, nagranego przez nią tuż przed śmiercią w 1960 r. Nie trzeba wyrobienia muzycznego, żeby przeżyć jej granie jak najprawdziwsze rekolekcje. Jest w tym prosta jak uśmiech Franciszka energia nadziei, wydobytej spod korca przez cierpienie, napór życiowej siły w smutku, determinacja w radości bez pustego triumfalizmu. Piękno pulsujące nieśmiało, lecz bez najmniejszego zawahania, pokora niedająca dostępu upokorzeniom.
Clara Haskil zagrała ten sam koncert w 1942 r. w pewnej willi pod Marsylią. Przebywała tam, goszczona przez filantropkę, mecenaskę muzyczną i teatralną Lily Pastré, wraz z tuzinami ludzi zbiegłych z Paryża. Marsylia stała się tymczasowym przytuliskiem dla tysięcy takich artystów, intelektualistów, polityków, nie tylko żydowskich, chcących uciec dalej, w słusznej obawie, że „wolna” strefa rządów Vichy nie gwarantuje im bezpieczeństwa. A Pastré nie była sama w swoich wysiłkach. Najlepiej znane są zasługi Amerykanina Variana Fry’a, który przez rok ocalił parę tysięcy ludzi, pokonując dziki opór Departamentu Stanu, niechętnego napływowi uchodźców. Opuszczając Europę miał przed oczami twarze nie tych, których udało się wyekspediować do Ameryki – jak choćby Hannah Arendt, Marca Chagalla czy Wandy Landowskiej – ale jeszcze liczniejszych, których nie zdążył wydobyć z pułapki. Przeważnie bezimiennych, bo ślad po pechowcach łatwo znika.

U Clary stwierdzono guza mózgu. Niezawodna Lily sięgnęła do przepastnych kieszeni – była dziedziczką fortuny winiarskiej – i ściągnięto z Paryża sławnego chirurga, który przeprowadził dyskretnie trepanację czaszki w marsylskim szpitalu. Clara była tylko w miejscowym znieczuleniu, dla kontroli przytomności wygrywała palcami utwory Mozarta. Po krótkiej rekonwalescencji w willi, żeby uczcić powrót do życia, zagrała właśnie koncert d-moll. Relacje opowiadają o powalającej potędze muzyki wydobytej przez kruchą, obandażowaną kobietę, która ledwo mogła dojść do fortepianu. Wkrótce potem udało się ją przeszmuglować do Szwajcarii.

Myślę teraz często o tej sieci solidarności i oporu, o nielicznych dzielnych, szczodrych, energicznych ludziach, o prostych uczciwych wyborach, które wojna na nich niejako wymusiła. Pięknie jest czytać o tych losach. I strasznie, bardzo strasznie. A dziś mój dawny kolega Piotrek Semka wypisuje dla ministra duby smalone o tym, że wojna hartuje i uszlachetnia, zatem muzeum wojny nie może podkreślać tylko gehenny cywilów.

Może i hartuje, ale nielicznych. Pozwala doświadczyć budujących dramatów, ale nielicznym. Cała reszta to miazga – jaki kamień trzeba mieć zamiast serca, żeby się na to godzić? Clara Haskil przeżyła i mogła cieszyć uszy młodego Bergoglia. Ale taka np. Irène Némirovsky, wielka pisarka francuska z kijowskich Żydów zrodzona, nie miała tyle szczęścia, Niemcy udusili ją pestycydem jak karalucha w higienicznej komorze Auschwitz. ©℗

Czy też tak macie, że dopiero dzięki Jamesowi Bondowi odkryliście, iż jego wstrząśnięte „martini” nie ma nic wspólnego z rynkową marką wermutu? Teorie pochodzenia nazwy są mętne, jedno jest za to pewne: oprócz ginu lub wódki potrzeba wytrawnego, francuskiego wermutu (Włosi późno wprowadzili swoją wytrawną wersję, zresztą nadal w porównaniu z francuską jest paskudnie lepka i słodkawa). Zarówno sama idea wina z macerowanymi ziołami, jak i robione z niego koktajle są już mocno staroświeckie – agent 007 to przecież goguś wycięty z lat 50. Ale jeśli traficie do baru, gdzie dojrzycie na lustrzanej półce sławny sto lat temu wermut Noilly Prat, wypijcie koniecznie i podwójnie za spokój cieni Lily Pastré. To dzięki temu produktowi miała wielki majątek i mogła tworzyć artystom azyl. Gdybym tylko wiedział, co teraz warto pić, żeby wzbogacić właściwą osobę, która może pomóc mi zwiać z kotła, gdzie rzekomo „hartują się charaktery”...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2016