Teheran: marzenie o kontrrewolucji

Czy państwo irańskie stoi na progu przełomu? Ostrożnie z taką tezą: postrzeganie Iranu poprzez nasze zachodnie marzenia i wyobrażenia jest zwodnicze. I niebezpieczne.

08.01.2018

Czyta się kilka minut

Protesty antyrządowe na terenie uniwersytetu w Teheranie, 30 grudnia 2017 r. / STR / AFP / EAST NEWS
Protesty antyrządowe na terenie uniwersytetu w Teheranie, 30 grudnia 2017 r. / STR / AFP / EAST NEWS

Przez tydzień Iran żył w cieniu protestów, które przykuły uwagę świata. Wybuchły 28 grudnia w Maszchadzie – drugim co do wielkości mieście kraju, uznawanym też za miasto najświętsze. Niemal natychmiast rozlały się na inne miejscowości, najpierw okoliczne, a potem po całym kraju, choć do stołecznego Teheranu docierając – w zaskakujący sposób – jakby przygaszone i z opóźnieniem.

Szacuje się, że protestowano w ponad tysiącu miast i miasteczek. W czasie demonstracji wznoszono zarówno hasła socjalne, przeciw drożyźnie i korupcji, ale też otwarcie domagano się ustąpienia przywódcy kraju (rahbara) Alego Chameneiego i prezydenta Hasana Rouhaniego. Czasem też życzono im śmierci. A także odrzucano zaangażowanie Iranu – militarne, polityczne i finansowe – na Bliskim Wschodzie. Padały hasła: „Nie dla Gazy, nie dla Libanu, moje życie dla Iranu!”.

Prezydent Rouhani przyjął początkowo postawę pojednawczą, oznajmiając, że „zgodnie z konstytucją ludzie mają prawo do protestów”. Natomiast konserwatyści z otoczenia rahbara Chameneiego, a wreszcie także on sam – oskarżyli Stany Zjednoczone, Izrael, Arabię Saudyjską i Wielką Brytanię o podżeganie do protestów i zapowiedzieli ich pacyfikację.

Manifestacje od razu były żywiołowe: atakowano siły porządkowe, palono policyjne auta, dochodziło do szabru. Szybko też polała się krew – zginęło co najmniej 20 demonstrantów i co najmniej dwóch policjantów. Setki ludzi aresztowano. W chwili pisania artykułu wydaje się, że fala niepokojów już przygasła. Chociaż… Ale po kolei.

Iran kontra świat

Dla świata zachodniego – głównie, ale nie tylko, dla USA i Izraela – jak również dla większości państw arabskich Iran jest od lat wcieleniem zła: fanatycznym islamskim (szyickim) reżimem, który zaprzecza wszelkim wartościom liberalnym, sponsorem światowego terroryzmu, podpalaczem Bliskiego Wschodu – od Iraku, przez Syrię, Liban i Gazę, aż po Jemen, Bahrajn oraz Arabię Saudyjską. I państwem, które rozwija program nuklearny, aby na początek zniszczyć Izrael.

Upadek reżimu w Teheranie jest nieskrywanym marzeniem polityków i opinii publicznej sporej części świata zachodniego i arabskiego. A w sytuacji, gdy zawodzą presja polityczna, sankcje, groźby militarne i dywersja, to właśnie oddolna rewolucja staje się największą nadzieją na rozwiązanie bezpieczne, humanitarne i zgodne z przekonaniem o nieuchronnym postępie ludzkości.

Protesty w Iranie pojawiają się ze sporą regularnością. Przede wszystkim – to masowe protesty w latach 1978-79 przerodziły się w rewolucję, która obaliła tyranię szacha. Tamta rewolucja została szybko przejęta przez zwolenników ustroju islamskiego, którzy brutalnie złamali nie mniej brutalny opór niedawnych towarzyszy broni. Potem potężne, prodemokratyczne protesty studenckie przetoczyły się przez główne miasta w 1999 r. Z kolei w 2009 r., na fali fałszerstw wyborczych, na ulice przez wiele miesięcy wychodziły miliony przeciwników reżimu (nazwano ich Zielonym Ruchem). Zginęło wtedy kilkadziesiąt osób, tysiące aresztowano.

Obecne protesty są zatem dość powszechnie postrzegane jako kolejny objaw erozji systemu w konfrontacji z wolnościowymi i liberalnymi ambicjami Irańczyków. Jeszcze parę dni temu wielu obserwatorów zapowiadało nawet upadek reżimu. Dziś, już bardziej ostrożnie, zapowiada się jego „początek końca”. Czy słusznie?

Wrażenie przełomu…

W istocie, ostatnie protesty wydają się nieść podręcznikowe przesłanki wskazujące na przełom.

Społeczeństwo jest sfrustrowane zabetonowaną sceną polityczną. Najwyższa władza w państwie spoczywa w rękach praktycznie dożywotniego rahbara, który uosabia niepodlegające kontroli elity. Wybory są ograniczone do zamkniętego kręgu elit i uchodzą za fałszowane (co pokazały protesty w 2009 r.). Tak zwani reformatorzy w ramach elity (m.in. prezydent Rouhani) uchodzą za co najmniej niezdolnych do narzucenia reform. I to właśnie hasła wymierzone wprost we władzę rozbrzmiewały na ulicach w ostatnich dniach. Co ważne, na celowniku demonstrantów pojawił się sam Rouhani, co sugeruje wypalenie się całej klasy politycznej. Albo – również „obiecujące” – ostre walki w elicie (za pierwszymi protestami w Maszchadzie, gdzie atakowano Rouhaniego, miał stać lokalny konserwatywny konkurent do władzy prezydenckiej).

Równie poważny jest aspekt socjalny. Sytuacja gospodarcza nie jest dobra: przez sankcje i duże wydatki na politykę bezpieczeństwa gospodarka pozostaje niedoinwestowana i jest drenowana z kapitału. Liczba 700 tys. miejsc pracy, stworzonych w 2017 r., to dwukrotnie za mało jak na kolejne fale wykształconych baby boomers, którzy wchodzą na rynek pracy. Zduszenie inflacji i kilkuprocentowy wzrost PKB w ostatnim roku idą w parze z obcinaniem subwencji na podstawowe produkty i nie hamują stałego wzrostu cen. Nowością ostatnich protestów jest ich baza społeczna: na ulice wyszli nie studenci i stołeczna klasa średnia (jak wcześniej), lecz młodzi ludzie z konserwatywnej prowincji. Normą są analogie z PRL-u: rok 1956, 1970, 1980…

Wreszcie, protestujący kwestionowali filary polityki zagranicznej: udaną kontrofensywę na Bliskim Wschodzie (de facto antyamerykańską) i pozycję w regionie, jakiej Iran nie miał od stuleci. Odrzucali zagraniczne splendory i – wpisane w konstytucyjne założenia Islamskiej Republiki – ambicje naprawy całego świata w zastępstwie Boga (władza w Iranie sprawowana jest w imieniu Mahdiego, który ma przyjść w końcu czasów). Dla świata to dowód „przegrzania się” Iranu w awanturniczej polityce zagranicznej – bez mała podążanie drogą Związku Sowieckiego w latach 80. XX w., przy jawnym już oporze społecznym.

…i realia

Owszem, Iran stale ma problemy polityczne, gospodarcze i społeczne. Można powiedzieć, że historia Islamskiej Republiki to ciągły kryzys. System polityczny – jak każdy zamknięty system – jest narażony na niespodziewane i spektakularne załamanie. Owszem, obecne protesty są żywiołowym przejawem napięć wewnętrznych.

Ale wolno zaryzykować tezę, że postrzeganie ich – i w ogóle Iranu – przez pryzmat naszych (zachodnich) marzeń i wyobrażeń (a takie postrzeganie zdominowało przekaz medialny na Zachodzie) jest zwodnicze i niebezpieczne.

Przede wszystkim: opisując protesty, zapomina się o ich jednak ograniczonym (przynajmniej na obecnym etapie) charakterze. Choć objęły cały kraj, nigdzie nie zgromadziły więcej niż kilkaset osób i szybko zostały wygaszone. Jak na swoje możliwości, bierne pozostały Teheran czy Tabriz (tradycyjne ośrodki zapalne); bierna była klasa średnia. Nietrudno zauważyć ich żywiołowo-anarchiczny charakter: hasła nie układały się w spójny program, nie było oznak samoorganizacji ani liderów (inaczej niż w 2009 r.).

Potwierdzeniem wrażenia, że władze kontrolują sytuację, jest ich – jednak – dość spokojna reakcja na protesty. Zresztą irańskie władze nie od dziś z uwagą analizują kryzysy u siebie i za granicą – i wyciągają wnioski. Skądinąd Irańczycy są mistrzami zarządzania kryzysem politycznym, interpretowania przemian ­społecznych i sterowania nimi przy pomocy całego wachlarza instrumentów. Na tym wyrosła obecna pozycja Iranu w Iraku i Syrii, a także wśród Kurdów, w Palestynie i Libanie, wreszcie w arabskich państwach Zatoki Perskiej. Iran to nie skostniały Egipt epoki Mubaraka.

Bezpieczniki systemu

To fakt: irańskie elity są podzielone, trwa spór między „konserwatystami” a „reformatorami”, kipią ambicje osobiste. Kraj czeka też wstrząs, jakim będzie nieuchronne odejście Chameneiego (ma 78 lat; tyle miał Chomeini, gdy zaczynał budować Republikę Islamską).

Ale napięcia w systemie są obudowane bezpiecznikami, a sam system stale ewoluuje. Ciągłemu wzmocnieniu ulega pion bezpośrednio podporządkowany rahbarowi (to on de facto decyduje o całokształcie polityki państwa). Postępuje konsolidacja imperium politycznego i gospodarczego Korpusu Strażników Rewolucji (łącznie z fundacjami religijnymi, wyjętymi spod decyzji rządowych, daje to bezpośrednią kontrolę nad połową gospodarki kraju!).

Pozwoliło to przetrwać najcięższy okres sankcji, a po ich zdjęciu rozwijać gospodarkę przy uniknięciu – śmiertelnego dla reżimu – zalewu inwestycjami zagranicznymi (za czym optuje rząd). Z jednej strony reżim utwierdza się w słuszności swojej polityki, z drugiej wie, że poważna zmiana pozbawiłaby go obecnej pozycji. Dlatego po stronie władz nikt, kto się liczy, nie zacznie flirtu z protestującymi (czy z Zachodem), nikt nie pójdzie drogą państw byłego bloku wschodniego czy elit arabskich w czasie niegdysiejszej „wiosny”, gdy przywódców rzucano na pożarcie tłumu (Tunezja, Egipt, Libia), by ochronić własne interesy.

Ponadto reżim umiejętnie rozgrywa kwestie ideologiczne i tożsamościowe. Uniwersalistyczne przez lata idee islamskie wzbogacono o irański komponent państwowy (z akcentem na cywilizacyjny dorobek państwa) i narodowy (perski). Przekonanie o wielkości i sile Iranu znajduje potwierdzenie w zwycięskiej konfrontacji z USA i ekspansji regionalnej. Antywojenne hasła, widoczne w czasie obecnych protestów, bardziej przypominają antywojenne mityngi w USA w 2002 r., przed inwazją na Irak, niż Rosję z roku 1917.

Tym bardziej że wśród Irańczyków powszechne jest poczucie „oblężonej twierdzy”, zagrożenia zewnętrznego, a także potężny resentyment towarzyszący fascynacji wobec Zachodu. I świadomość podsycania napięć wewnętrznych (etnicznych, ideowych), czy to przez Stany (przez długie lata), czy to przez Arabię Saudyjską (najpewniej również w ostatnich dniach).

Inaczej niż w przypadku Europy Środkowej w czasach załamywania się komunizmu, alternatywą wobec obecnej sytuacji nie byłby awans Iranu do klubu wolności, dobrobytu i bezpieczeństwa, lecz pójście drogą Iraku, Syrii, Libii czy Afganistanu, przy zaprzepaszczeniu cywilizacyjnego dziedzictwa. Kiepska to perspektywa.

Granice wyobraźni

Od dobrych 30 lat Iran przerasta granice wyobraźni Zachodu – nie ma nań sposobu. To konstatacja przykra zarówno dla państw zachodnich, jak też dla większości Irańczyków. Zwłaszcza że uwidocznia się w momentach dramatycznych, jak w ostatnich dniach (i pewnie ujawni się jeszcze w nieodległej przyszłości).

Wprawdzie nie wiadomo, co się wydarzy, warto jednak zdystansować się od wygodnych (i naturalnych) klisz, przez które patrzymy na Iran. Ten kraj, jego system polityczny, specyfika społeczno-kulturowa, sytuacja międzynarodowa – nie jest ani PRL-em, ani Związkiem Sowieckim, ani państwem arabskim z czasu niedawnej „wiosny”.

Iran pozostanie sobą. Co nie znaczy, że zawsze będzie taki, jaki jest teraz – podobnie jak np. Chiny Ludowe nie zatrzymały się w czasach Mao (choć droga prowadziła również przez masakrę na placu Tiananmen). Tylko że Iran – inaczej niż Chiny kilka dekad temu – znajduje się dziś w centrum potężnego kryzysu regionalnego – i jest w tym kryzysie jednym z głównych rozgrywających, a jednocześnie oponentem dla poważnych konkurentów (jak USA, Izrael czy bogate państwa Zatoki Perskiej). Słabszym niż Rosja, Niemcy czy Austro-Węgry, które Wielką Wojnę zaczynały w 1914 r. jako potęgi, a po czterech latach zapadły się od środka. To także jeden ze scenariuszy dla przemian wewnętrznych, którego wykluczyć nie można. Ale nie byłby to wariant przyjemny dla otoczenia. ©

Autor jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie, gdzie kieruje działem Kaukazu, Azji Centralnej i Turcji.

Tekst ukończono w piątek 5 stycznia.


CZYTAJ TAKŻE:

Zamieszki w Iranie, rządzonym od czterdziestu lat przez muzułmańskich duchownych, zaczęły się od protestów przeciwko drożyźnie. Jednak szybko przerodziły się w antyrządowe wystąpienia, których uczestnicy domagają się położenia kresu rządom ajatollahów. Wojciech Jagielski rozmawia z Georgem Yacoubem, arabistą >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2018