Taniec na kraterze. Recenzja "Wulkanu miłości"

Katia i Maurice uciekli do krainy wulkanów kontestując ludzki porządek, oparty na ciągłej walce o zasoby i władzę. Gdy smażą na zboczach wulkanu jajka sadzone, są niczym ostatni i zarazem pierwsi ludzie.

15.08.2022

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Wulkan miłości”, 2022 r. / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Wulkan miłości”, 2022 r. / MATERIAŁY PRASOWE

Nyiragongo, Krafla, Mauna Loa, Mount St. Helens... – głosi na początku „obsada” filmu. Są w niej wymienione nazwy wulkanów, które stały się gwiazdami tego dokumentu niemal na równi z jego bohaterami ludzkimi. Bo z pewnością taki miały status dla Katii i Maurice’a Krafftów, którzy poświęcili swe niedługie życie rozległym badaniom wulkanologicznym. Zostawili po sobie archiwa pełne zdjęć i nagrań filmowych, ale też własną legendę, z czego młoda amerykańska reżyserka Sara Dosa utkała intymną opowieść o tym, jak dwoje francuskich badaczy i marzycieli postanowiło zstąpić do piekieł i wyrwać chtonicznym bóstwom ich tajemnice. A mówiąc prozą: pół wieku temu, kiedy wulkanologia była jeszcze w powijakach, chcieli za wszelką cenę poznać funkcjonowanie wulkanów. Na tyle, by wreszcie przestały być zagrożeniem dla ludzkości i środowiska.

Dystrybuowany na świecie przez ­National Geographic film ma wszelkie cechy wielkiego przyrodniczego spektaklu, jednak Dosę najbardziej ciekawi to, co połączyło geochemiczkę i geologa na zawsze – pasja, która zamieniła się w treść ich życia, stapiając w jedno prywatne i zawodowe. Bezdzietni z wyboru, przemierzyli razem cały świat, od Alaski przez Islandię, Stromboli, Santorini, Indonezję aż po Japonię. I przez cały czas igrali z żywym ogniem. Ponieważ historia opowiedziana została od końca, nie trzeba ukrywać, że w 1991 r. zginęli oboje pod stratowulkanem na wyspie Kiusiu, zmieceni przez tzw. spływ piroklastyczny. Spędzili ze sobą, w towarzystwie licznych wulkanów, 25 pracowitych lat.

Czy byli straceńcami? Takie pytania zadaje się, ilekroć trudno pojąć czyjeś ekstremalne hobby. W filmie mówi się o rosyjskiej ruletce i byciu „kamikadze nauki”, aczkolwiek wiadomo, że małżonkowie od początku odgrywali publicznie pewne role. Ona miała być w tym związku rozważną, drobną kobietką, on zaś, pragnący podejść jak najbliżej wulkanicznego „brzucha” albo przepłynąć kajakiem przez strumień lawy, uchodził za typowego męskiego romantyka. Na jednym z nakręconych przez nich materiałów widzimy łuszczącą się płatami nogę Maurice’a – właśnie przeszedł „chrzest wulkanologa”, wpadając do płynu o temperaturze 140 stopni Celsjusza. Z zachowanych archiwaliów telewizyjnych wynika, iż ceną ich naukowej wolności było właśnie spełnianie oczekiwań w kwestii określonego wizerunku, w imię sprzedającej się w mediach narracji. Musieli też od czasu do czasu powracać między ludzi, żeby uporządkować wyniki badań i zarobić na kolejne wyprawy.

Mimo to bohaterowie „Wulkanu miłości” zdają się działać całkowicie na własnych warunkach. Realizują swoje ambicje bez oglądania się na konkurencję, przy czym dogłębne poznawanie nie ma dla nich nic wspólnego z kolekcjonowaniem czy akademickim klasyfikowaniem. Każdy wulkan to ponoć inna osobliwość. Im wystarczył prosty podział na „czerwone” i „szare”; te drugie, szczególnie niebezpieczne, stały się przedmiotem ich największej miłości. Zresztą sposób, w jaki fotografują bulgocące oceany ognia i skłębione chmury pyłu, ma posmak tyleż infernalny, co niezwykle zmysłowy, wzbogacony w dokumencie Dosy przez nienachalne animacje.

Filmowi Katia i Maurice mają w sobie coś ze zbuntowanych, acz wielce pożytecznych hippisów. Uciekli do krainy wulkanów kontestując ludzki ­porządek, oparty na ciągłej walce o zasoby i władzę. W srebrnych kombinezonach ochronnych wyglądają na kosmitów, a gdy smażą na zboczach wulkanu jajka sadzone i obracają w palcach naturalne rzeźby z tufu, są niczym ostatni i zarazem pierwsi ludzie, jakkolwiek Dosa daleka jest od romantyzowania ich misji. Wszak codzienność wulkanologów to nie tyle mistyczne uniesienia czy tańce na kraterze, ile mało efektowna harówka: zbieranie próbek gazów do analizy, żmudne obserwacje, pomiary, obliczenia. ­Misja Krafftów naznaczona była także ­przytłaczającą odpowiedzialnością – za siebie nawzajem, za innych towarzyszy podróży, wreszcie za tysiące ludzi, którym przyszło mieszkać od pokoleń u stóp wulkanu i trwać w biernym wyczekiwaniu na jego nieprzewidywalne humory.

Niewątpliwie jednak rządzi w tym filmie dyskurs miłosny, choć o tym, że zaglądanie do kraterów łączy się z erotyczną obsesją bądź ma jej wyraźny posmak, wiadomo nie od dzisiaj. Susan Sontag w powieści „Miłośnik wulkanów”, wydanej w 1992 r. (w Polsce pięć lat później), opowiadała o namiętności w cieniu Wezuwiusza u schyłku XVIII wieku, z udziałem historycznych postaci. Na gruncie kina takim miłośnikiem jest od lat Werner Herzog. Już w roku 1976 nakręcił krótkometrażowe „La Soufrière”, w którym odwiedził z kamerą Gwadelupę, by w towarzystwie miejscowych „ostańców” wyczekiwać na erupcję tytułowego wulkanu. Z kolei w „Spotkaniach na krańcach świata” (2007) rozmawiał z ekscentrycznymi wulkanologami pracującymi na Antarktydzie, co rozwinął w „Infernie” (2016), dostępnym na Netfliksie. Dokument zrealizowany wespół z badaczem Clivem Oppenheimerem to już prawdziwy list miłosny – do potoków lawy, wulkanicznych wyziewów i do całego „plemienia” dzielącego z reżyserem tę miłość (są wśród nich i Krafft­owie). Z połączenia natchnionego wykładu, podróżniczego reportażu, operowych arii powstał esej na temat roli, jaką niesamowite wykwity natury odegrały w mitologiach rozmaitych kultur. Gorzej z mitami bardziej współczesnymi. Zrealizowana w tym samym czasie fabuła „Salt and Fire” traktowała o przygodach amerykańskich naukowców, którzy badają katastrofę ekologiczną boliwijskiego solniska wśród pomruków drzemiącego w jego pobliżu superwulkanu Uturuncu, i okazała się dziełem wybitnie nieudanym.

Ciekawe, co wniesie do tematu dokument „The Fire Within: A Requiem for Katia and Maurice Krafft”, ukończony przez Herzoga niedługo po powstaniu „Wulkanu miłości” i również bazujący na materiałach autorstwa nieustraszonych Francuzów. Czy dołączą do grona pięknych dziwaków, na czele z Fitzcarraldem i Grizzly Manem? Lecz nawet filmowemu antropologowi i twórcy rozkochanemu w różnej maści obsesjonatach trudno będzie przebić pasję, z jaką Sara Dosa traktuje Krafftów w swoim filmie. Nie mówiąc o narracyjnym nerwie tej historii, gdzie tony rodem z melo­dramatu lub katastroficznego thrillera bynajmniej nie przesłoniły refleksji nad urządzeniem tego świata ani dokumentalnej pokory wobec żywiołu. Słychać ją chociażby w komentarzu czytanym za kadrem przez Mirandę July, głosem ściszonym i jakby trochę złamanym, pozbawionym efektownego gawędziarstwa. Czasami ten odautorski głos milknie na dłużej, z zachwytu i w poczuciu autentycznej grozy. ©

WULKAN MIŁOŚCI („Fire of Love”) – reż. Sara Dosa. Prod. USA/Kanada 2022. Dystryb. Against Gravity. W kinach od 19 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2022