Tam, gdzie zaczyna się kraj

Spytany wprost o śmierć syna na wojnie, Dawid Grossman odpowiedział, że nie pozwolił sobie na odczuwanie rozpaczy. Owo niepozwolenie przenika całą jego nową powieść.

08.11.2021

Czyta się kilka minut

Dawid Grossman. Mevasseret Syjon, Izrael, sierpień 2020 r. / CORINNA KERN / LAIF / FORUM
Dawid Grossman. Mevasseret Syjon, Izrael, sierpień 2020 r. / CORINNA KERN / LAIF / FORUM

Scena rozgrywa się na początku lat 50. zeszłego wieku na chorwackiej wysepce. Znajduje się na niej łagier, przez tych, którzy go przetrwali, ironicznie przezwany „adriatyckim Alcatraz”. Na szczycie obmywanego przez morze klifu, dzień w dzień, stoi 30-letnia więźniarka. Słońce parzy ją w policzki, oszczędza jednak oczy: od przebywania w obozie, który marszałek Tito urządził dla swych przeciwników (i oskarżonych o bycie nimi), zdążyła oślepnąć. Nie może więc zobaczyć tego, czemu – taki jest praktyczny sens tej tortury – swoim ciałem daje cień: sadzonce kwiatu, przywiezionej na wyspę przez jedną ze strażniczek.

W „Gdyby Nina wiedziała”, najnowszej powieści Dawida Grossmana (pierwszej po Międzynarodowym Bookerze za „Wchodzi koń do baru”), więźniarka nazywa się Wera. Grossman nie zmyślił tej historii, była udziałem kobiety o innym imieniu. Usłyszał o niej w 1989 r., kiedy izraelska telewizja wyświetliła serial dokumentalny nakręcony przez serbskiego pisarza Danila Kiša.

Serial opowiadał o Evie Panić, urodzonej w 1918 r. bałkańskiej Żydówce. Na początku lat 50. była żoną Radego Panicia, wysoko postawionego jugosłowiańskiego wojskowego i zwolennika prosowieckiego kursu – czyli tego, na który nie zgadzał się Tito. Pewnego dnia Panicia aresztowała tajna policja pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Stalina; w więzieniu popełnił samobójstwo. Wówczas tajniacy odwiedzili jego żonę – i postawili przed wyborem. Albo potwierdzi, że mąż był szpiegiem, albo trafi na Goli Otok – tak nazywa się wysepka na Adriatyku – a jej córeczka na ulicę. Wybrała to drugie.

Grossman był poruszony serialem, a dowiedziawszy się, że po zwolnieniu z więzienia w 1953 r., odzyskaniu wzroku i odnalezieniu córki Panić wyemigrowała do Izraela, zamieszkała w kibucu i wyszła ponownie za mąż – odnalazł ją. Ich spotkanie zaowocowało przyjaźnią, trwającą aż do śmierci kobiety w 2015 r.

„Moja historia nie była dla mnie ważna. Ja nie byłam dla samej siebie ważna” – odpowiada Panić, kiedy w jednej z rozmów Kiš pyta, dlaczego nigdy nie opisała swoich losów. Rozmowy prowadził, bo chciał napisać o niej powieść; nie zdążył, umarł w tym samym roku, w którym historię niegdysiejszej więźniarki poznał Grossman. Ten jednak przez trzy dekady znajomości z Evą Panić stronił od uczynienia jej bohaterką któregoś ze swych utworów.

Doświadczenie

Juan Gabriel Vásquez powiedział kiedyś o Grossmanie, że pozostaje może najbardziej politycznym ze wszystkich współczesnych pisarzy, bo „dostrzega publiczne w prywatnym. Jest i tłumaczem ludzkich serc, i detektywem śledzącym ruchy wielkich społecznych sił”. Kto prześledzi jego biografię, może uznać, że był na taką rolę skazany.

Urodzony w 1954 r. w Jerozolimie, w rodzinie emigranta z polskiego Dynowa, w dorosłość wchodził w Izraelu w szczególnym momencie – epoce wojny sześciodniowej (1967) oraz Jom Kipur (1973). Te dwa konflikty radykalnie przemodelowały żydowski sposób autoidentyfikacji. Jeśli wcześniej wśród Izraelczyków panowało przygnębienie, spowodowane sytuacją państwa otoczonego przez liczniejsze i większe odeń kraje arabskie, starcia przełomu lat 60. i 70. obudziły poczucie, że niewielki kraj jest w istocie regionalnym hegemonem. To zaś spowodowało wzrost izraelskiego nacjonalizmu, za którym przyszło osadnictwo na Zachodnim Brzegu.

W 1973 r. Grossman służył w armii. I choć nie brał udziału w walkach, to, co zobaczył w wojsku, zostało z nim – by po dekadzie stać się prozą. Jego debiutancki „Uśmiech owcy” był rozpisaną na cztery głosy opowieścią o Urim, izraelskim żołnierzu stacjonującym na terytoriach okupowanych. Jeśli Uri, urodzony już po 1948 r., reprezentował Żydów pragnących znaleźć z Palestyńczykami porozumienie i niegodzących się na metody, jakimi Izrael prowadzi politykę wysiedleń, to jego dowódca – starszy o dwa pokolenia pułkownik Katzman – był zaprzeczeniem tego podejścia. Ocalały z Holokaustu, wierzył tylko w walkę i budowanie silnego państwa żydowskiego. Współczucie, umiejętność kochania, przebaczenia, zrozumienia drugiego – to wszystko zostawił za sobą, w Szoah.

Czy zatem Grossman zrównywał to, co hitlerowcy zrobili Żydom, z tym, co Żydzi robią Palestyńczykom? Nie. Stawiał jednak tezę, że tragedia, jaka w Europie spotkała jego naród, zatruwa świadomość Izraelczyków. O ile w debiucie zdawał się przejawiać nadzieję, że gdy umrze pokolenie Żydów, które doświadczyło koszmaru, świadomość owa się oczyści – w powieści, która uczyniła go sławnym, było już inaczej.

Jednym z bohaterów „Patrz pod: miłość” (1986) Grossman uczynił przebywającego w obozie zagłady pisarza Anszela Wassermana. Wasserman jest odwrotnością Szeherezady: co wieczór opowiada jednemu ze swych oprawców historie, nie po to jednak, by ocaleć. Przeciwnie: ponieważ pragnie uwolnić się od obozowego piekła, na jego prośbę za każdą z opowieści esesman doń strzela. Bez skutku, więźnia nie da się zabić. Kto jest Żydem – zdawał się mówić Grossman – nigdy się od potworności Szoah nie uwolni.

Najbliższa rodzina Grossmana nie doświadczyła Zagłady – ojciec wyemigrował do Palestyny na pięć lat przed II wojną światową, jego matka tam się urodziła. Owa okoliczność była źródłem zarzutów wobec książek Grossmana – niektórzy uważali, że tak jak on pisać może tylko ktoś, kto nie poznał na własnej skórze, z czym jego rodacy zmierzyli się w Europie, i kto nie pojmuje, o jaką stawkę idzie na Bliskim Wschodzie.

Doświadczenie przyszło wtedy, kiedy polityczne zaangażowanie Grossmana osiągnęło apogeum. W końcu lat 80. został zwolniony z pracy – był spikerem w publicznym radiu i, wbrew przełożonym, przeczytał depeszę o Jasirze Arafacie kwestionującym prawo Izraela do istnienia; pryncypałowie nie chcieli, by taki głos w ogóle się pojawił na antenie. Na przełomie stuleci Grossman stał się, obok Amosa Oza, najbardziej rozpoznawalnym adwokatem tych, którzy optowali za pokojową koegzystencją państw żydowskiego i arabskiego.

10 sierpnia 2006 r. obaj wystąpili na konferencji prasowej, domagając się zawieszenia broni w wojnie z Libanem. Dwa dni później, na kilka godzin, nim postulowany rozejm wszedł w życie, czołg, którym kierował syn Grossmana – absolwent jerozolimskiego liceum – wybuchł trafiony rakietą Hezbollahu. Chłopiec miał na imię Uri, jak młodziutki żołnierz-idealista z Grossmanowego debiutu. Spytany wprost przez zagranicznego dziennikarza, Grossman powiedział, że nie pozwolił sobie na odczuwanie rozpaczy. Owo niepozwolenie przenika całą jego nową powieść.

Warunki pamięci

Gdy Uri ginął, Grossman pracował nad „Tam, gdzie kończy się kraj”. Bohaterka powieści, Ora, twierdzi, że Izrael to państwo, w którym lęk i nienawiść wysysa się z mlekiem matki. Sama przekazała je walczącemu na wojnie synowi – i w jej żyłach także płyną, wzmagane codziennym oczekiwaniem na wiadomość: żyje? Pragnie się od nich uwolnić, ucieka na izraelską granicę – i w ten sposób porzuca syna.

Opowieść o Orze traktowała o tym, gdzie Izrael ma swój metaforyczny i dosłowny kres, natomiast „Gdyby Nina wiedziała” mówi o jego metaforycznym początku, którego treścią również jest porzucenie. Spotyka ono Ninę, córkę Wery – skazaną na poniewierkę, kiedy jej matka, postawiona przez wyborem takim jak Eva Panić, trafia do łagru. Gdy po kilku latach Nina przyjeżdża wraz ze zwolnioną z więzienia Werą do Izraela, nie jest zwyczajną nastolatką. Przez chłopaków w szkole przezywana Sfinksem („przedrzeźniali jej chód (...). Pewnego razu przyłapała na tym dwóch chłopaków i sprała ich na kwaśne jabłko. W kibucu nie widziano jeszcze nikogo, kto by się tak bił”), Nina najpierw rozkochuje w sobie Rafaela, nowego przyrodniego brata – Wera, tak jak Panić, w Izraelu powtórnie wychodzi za mąż – i pozbawia go dziewictwa, by wkrótce zniknąć i, jak się potem okazuje, pracować w Jerozolimie jako prostytutka.

Kilka lat później wraca do kibucu, płodzi z Rafaelem narratorkę powieści, Gili – i znowu rozpływa się w powietrzu. Gdziekolwiek jednak przebywa, wciąż nie potrafi zrozumieć, dlaczego matka kiedyś ją opuściła. I nie zauważa, że to samo doświadczenie funduje swojej córce. W Izraelu pojawia się znowu dopiero w 2008 r.: Rafael wciąż ją kocha, Gili jest już dorosła, Wera świętuje 90. urodziny. Przywozi straszną wiadomość: dotknął ją alz­heimer, zapomni wszystko. Czy jest, pyta bliskich, coś, co powinna pamiętać bezwarunkowo?

Oczywiście – orzeka rodzina. Powinna pamiętać, co spowodowało i jej ucieczki, i to, że jej córka również nigdy nie umiała się ustatkować. Powinna znać przyczyny traumy, która przeniknęła jej życie i którą w swoich genach przekazała dalej. Ba!, gdy już całkiem straci pamięć, winna mieć to doświadczenie na wyciągnięcie ręki, zapisane na płycie DVD.

Wraz z córką, Rafim oraz Werą Nina jedzie na Goli Otok. Tam mają nagrać film, w którym matka opowie, dlaczego ją opuściła – i co się z nią działo, gdy to zrobiła.

Uwolnienie

Wycieczka na Gali Otok posiada w dzisiejszym Izraelu oczywisty odpowiednik. To wyprawy do miejsc Zagłady, na jakie izraelscy licealiści wyjeżdżają, by zobaczyć nie tyle to, co spotkało ich przodków (ci mogli wszak urodzić się w Mandacie Brytyjskim), ile – naród. Wyjazdy te mają swych przeciwników: dwie dekady temu, gdy dyskutowano wprowadzenie ich obligatoryjności (nie wprowadzono), była lewicowa minister edukacji Shulamit Aloni stwierdziła, że budzą w niej wstręt, bo pod płaszczykiem humanitaryzmu stały się sposobem na przekazywanie traumy, skutkującej u Izraelczyków kłopotami psychicznymi. Podobnie w 2020 r. argumentował socjolog Idan Yaron, który wziął udział w kilku takich wyprawach i stwierdził, że efekt wizyt w obozach jest jeden: wzrost instynktów nacjonalistycznych.

Gdy na Golim Otoku Wera opowie już koleje swego cierpienia, przechodzi do tego, które stało się udziałem jej rodziców, zgładzonych w Szoah – i milknie w pół słowa. „Możemy jej w ogóle opowiadać o Auschwitz?” – pyta Ninę. Ta nie rozumie: „jej”? Wera tłumaczy: tej, którą się staniesz. Żydówką, lecz taką, która wszystko zapomniała. „Wyobraź sobie (...). Szansa zapomnienia o Auschwitz. Jakiż to dar” – mruczy Rafael do ucha Gili. Choć bohaterowie Grossmana go nie zauważają, czytelnik prędko dostrzega absurd pytania Wery. Czemu Nina powinna wiedzieć, co stało się na wysepce w pobliżu Chorwacji, oszczędzona ma zaś jej być wiedza o Auschwitz? Jaka jest różnica?

Różnicy, powiada Grossman, nie ma żadnej. To jednak Auschwitz obrosło w jego ojczyźnie mitem, który sprawia, że – pisała w „Polanim” Karolina Przewrocka-Aderet – „producenci leków przeciwlękowych i antydepresantów znajdują w Izraelu spory rynek zbytu. Trauma ocalałych z Zagłady jest transgeneracyjna”. I Auschwitz, i „Hawaje Tity” – kolejne z ironicznych określeń Otoku – to miejsca, z których pochodzi to, czego Grossman wyrzekł się po śmierci Uriego: rozpacz. We wnętrzu ludzkiego ciała z rozpaczy rodzi się nienawiść i lęk, którego nie chciała przekazać synowi Ora – ale przekazała, bo w Izraelu nie dało się inaczej.

Tak Grossman twierdził w powieści z roku 2008, ale w „Gdyby Nina wiedziała” już nie twierdzi. Tytułowa bohaterka będzie od nich wolna. W pewnym bowiem momencie chwyci kamerę, na której nagrano opowieść Wery, i z klifu, na którym wystawała matka, zrzuci ją do morza.

Takie sumienie

Ayelet Gundar-Goshen, z młodej generacji hebrajskich pisarzy, stwierdziła niedawno, że w Izraelu nie sposób tworzyć najsubtelniejszą nawet psychologiczną prozę, która by nie miała znaczenia politycznego. W przypadku „Gdyby Nina wiedziała” to znaczenie jest szczególnie istotne, podobnie jak moment, w którym Grossman przełożył historię Evy Panić na fikcję, dając jej córkę i wnuczkę związane ze swoim krajem (córka Evy, Tiana, z Izraela wyjechała dawno temu). Prawdziwe dzieje więźniarki Tity poznał wkrótce po tym, jak Jasir Arafat ogłosił powstanie Autonomii Palestyńskiej i zaczynało stawać się jasne, że pokojowa koegzystencja obu krajów nie jest możliwa. Nową powieść napisał za panowania Beniamina Netanjahu, który nie tylko nadzwyczaj często angażował się w konflikt z Palestyńczykami, ale też polityczną pozycję budował na prezentowaniu Żydów jako narodu, który doświadczył tylu krzywd, że jedyne, co może robić, to wydzierać innym swoje terytorium.

Próbował przy tym uciszać przeciwników. W 2019 r. minister kultury w rządzie Likudu oznajmiła, że państwo nie będzie dotować przekładów dzieł Grossmana, gdyż przedstawia on Izrael w złym świetle. Pisarz oparł się naciskom, a w czasie, gdy był obiektem politycznej nagonki, nie tylko otrzymał najważniejsze wyróżnienia w karierze, ale po śmierci Amosa Oza w 2018 r. przejął rolę pisarza-sumienia narodu.

Nową powieścią zdaje się Izraelowi mówić: dosyć. Jeśli, powiada, ktoś będzie mógł w nim pamiętać tylko jedną rzecz, niech się nią nie okaże wyznanie matki o potwornościach, które spotkały ją dekady temu. Narodu nie powinna kształtować, stwierdza, spirala przekazywanych z pokolenia na pokolenie traum. Niny w istocie też nie ukształtowało porzucenie, ale – jak mówi Rafiemu w finale powieści – „cała miłość, jaką miałeś do mnie... Wiesz o tym, prawda? To największy dar, jaki dostałam w życiu od kogokolwiek”. By to zrozumieć, jego bohaterka musi jednak najpierw zgodzić się na zapomnienie.©

Dawid Grossman GDYBY NINA WIEDZIAŁA, przeł. Magdalena Sommer, Znak, Kraków 2021

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2021