Talon na prezydenta

Odkąd Patrice Talon rządzi Beninem, ten niewielki kraj położony w zachodniej Afryce z prymusa demokratycznych przemian wraca do dawnej postaci kieszonkowej dyktatury.
w cyklu STRONA ŚWIATA

14.04.2021

Czyta się kilka minut

Jeden z lokali wyborczych w Kotonu w południowym Beninie, 11 kwietnia 2021 r. Fot. PIUS UTOMI EKPEI/AFP/East News /
Jeden z lokali wyborczych w Kotonu w południowym Beninie, 11 kwietnia 2021 r. Fot. PIUS UTOMI EKPEI/AFP/East News /

Gdy pięć lat temu ubiegał się o prezydenturę uwiódł 12 milionów rodaków swoją energią, pewnością siebie, aparycją i majątkiem, a przede wszystkim – składanymi na wyborczych wiecach obietnicami. Zapowiadał, że położy kres politycznemu pieniactwu, paraliżującemu coraz bardziej wszelkie poczynania rządzących, i w ogóle unowocześni całe państwo, by działało bez zarzutu jak „nowiuśki mercedes”. Patrice Talon obiecywał też, że ze wszystkim upora się w pięć lat, po czym odda władzę i o drugą, przysługującą mu zgodnie z prawem kadencję, w ogóle nie będzie się ubiegał. „Lepiej ustrzec się przed samozadowoleniem” – mawiał.

Bawełniany król

Był młody (nie miał jeszcze sześćdziesiątki), ale tak bogaty, że jego rodakom trudno było to sobie nawet wyobrazić. Dorobił się na bawełnie, a także porcie w Kotonu, którego stał się właścicielem. Zagraniczne gazety szacowały jego majątek na pół miliarda dolarów, nazywały „królem bawełny” i uważały za jednego z kilkunastu najbogatszych ludzi na południe od Sahary. Do wszystkiego doszedł sam i wszystko zawdzięczał swojej smykałce do interesów, wyczuciu i pracowitości. Interesami zajął się, gdy legło w gruzach jego największe marzenie: chciał być pilotem i zdał nawet egzaminy do paryskiej akademii lotniczej. Nie przeszedł jednak testów zdrowotnych.

Do polityki został właściwie wciągnięty przez Thomasa Boniego Yayi, prezydenta kraju z lat 2006-2016. To on namówił energicznego przedsiębiorcę, by został jego doradcą i chętnie pozwalał, by Talon z własnej kieszeni opłacał jego wyborcze kampanie. Wpływy bogacza w pałacu prezydenckim nie podobały się innym towarzyszom Boniego. Robili, co mogli, by zaszkodzić jego interesom, poróżnić z prezydentem, a w 2012 r., gdy przebywał za granicą w podróży służbowej, oskarżyli go o próbę otrucia prezydenta i przejęcia władzy w państwie. Ścigany we własnym kraju listami gończymi dwa lata przebywał na wygnaniu, aż prezydent ułaskawił go i pozwolił wrócić do domu.

Talon wrócił i poprzysiągł swoim wrogom zemstę. W 2016 r., gdy upłynęła druga i ostatnia kadencja Boniego, „król bawełny” stanął do prezydenckiej elekcji jako kandydat niezależny. Pierwszą rundę przegrał, ale w dogrywce, obiecując rodakom rządy nowego rodzaju, jakich jeszcze nie znali, zwyciężył zdobywając dwie trzecie głosów.

Odnowiciel

Pod jego zarządem, jak obiecał, gospodarka Beninu zaczęła się wspaniale rozwijać. Niewielkie państwo stało się jednym z największych w całej Afryce eksporterów bawełny i co roku notowało 5-procentowy wzrost gospodarczy. Rozwój wyhamowała dopiero światowa epidemia Covid-19, ale nawet w tak kryzysowych czasach Benin, w przeciwieństwie do wielu innych afrykańskich krajów, nie utonął w długach, a zachodni finansiści uważają, że można mu pożyczać pieniądze i mieć pewność, że zwróci na czas dług z procentami.

Za panowania Talona wyremontowano drogi, linie energetyczne i wodociągi, a także skomputeryzowano urzędy. Z miejsca zabrano się też za walkę z korupcją i nieudolnością urzędników. Prezydent kazał zwalniać z pracy każdego, kogo przyłapano na braniu nawet najdrobniejszych łapówek. Powtarzał też, że Benin i cała Afryka są w stanie dogonić resztę świata tylko wtedy, jeśli uwierzą, że to możliwe. „Jest perfekcjonistą. Wystarczy, że wejdzie do twojego gabinetu i od razu wie, co jest nie tak, co nie działa” – nie mogli nachwalić się prezydenta jego doradcy i urzędnicy.

Za poczynania w gospodarce zbierał wyłącznie pochwały. Natomiast próby uporządkowania i wprowadzenia nowych porządków w polityce ściągnęły na Talona zarzuty o dyktatorskie ciągotki.

Pionierzy demokracji

Mieszkańcy Beninu są bardzo dumni z tytułu pioniera demokracji w Afryce, jaki został im przyznany na Zachodzie, gdy jako pierwsi, po dziesięcioleciach wojskowych zamachów stanu i tyranii, wyrosłych w czasach zimnej wojny, zwołali w 1990 r. okrągły stół, wprowadzili demokrację wielopartyjną, a rok później przeprowadzili pierwsze od niepodległości w 1960 r. wolne wybory.

Już to było niespotykanym w Afryce wyczynem. Niespodzianką stała się natomiast wyborcza przegrana rządzącego dyktatora gen. Mathieu Kerekou, a prawdziwą sensacją – pokora, z jaką pogodził się z porażką i oddał władzę zwycięskiemu kandydatowi opozycji.

Odtąd wybory urządzano co pięć lat, a wszystkie uznawano za wolne i uczciwe. Kerekou odzyskał władzę już w następnej elekcji, w 1996 r., a pokonany urzędujący prezydent Nicephore Soglo, zwycięzca pamiętnej elekcji z 1991 r., nie protestował. Kerekou rządził dwie, dozwolone przez konstytucję kadencje i nie próbował zmieniać prawa, by rządzić dłużej. Co więcej, za rządów Kerekou, nawróconego demokraty, a niegdyś wojskowego dyktatora, zapatrzonego w marksizm i jednopartyjne tyranie, przyjęto prawo stanowiące, że kandydat na prezydenta Beninu nie może mieć więcej niż 70 lat, co poza wyczerpanym, kadencyjnym stażem dodatkowo uniemożliwiało mu przedłużanie rządów. Klauzula wieku wykluczała z wyborów w 2006 r. jego odwiecznego rywala, Nicephore’a Soglo. Znów nie protestował i przyznawał, że pora, by starzy ustąpili miejsca młodym.

W wyborach w 2011 r. zwyciężył bankier Thomas Boni Yayi. Pięć lat później wygrał reelekcję, a w 2016 r. bez szemrania złożył prezydencki urząd, przejęty od niego przez Talona. W uznaniu zasług Beninu w krzewieniu demokracji w Afryce – w latach 60. i 70. był rekordzistą pod względem liczby wojskowych puczów – ogłoszono go demokratycznym pionierem i prymusem, stawiano reszcie Afryki za wzór.

Zapał mieszkańców Beninu do demokracji sprawił, że w niewielkim kraju działało 200 politycznych partii, a wszystkie chciały uczestniczyć w wyborach i podziale władzy. Polityczne targi przeciągały się tygodniami, a zawiązywane koalicje popadały w kłótnie, co wiązało ręce rządzącym. Talon postanowił z tym raz na zawsze skończyć.

Grabarz demokracji

Żeby ukrócić partyjne rozdrobnienie w parlamencie głosami posłów partii prorządowych przeforsował nową ordynację wyborczą, która wprowadziła 10-procentowy próg wyborczy, dopiero po przekroczeniu którego polityczne partie mogą ubiegać się o podział poselskich mandatów w parlamencie (dotąd dzielono je proporcjonalnie do zdobytych głosów). Drugim ograniczeniem mnogości partii politycznych w wyborach stał się obowiązek wpłaty prawie pół miliona dolarów za zgłoszenie własnej, partyjnej listy do elekcji (wcześniejsze opłaty były symboliczne).

Nowe przepisy wykluczyły z wyborów parlamentarnych w 2019 r. prawie wszystkie partie opozycyjne, a te, które spełniały postawione warunki, w proteście przeciwko nowym regułom wyborczej gry postanowiły elekcję zbojkotować.

W rezultacie w dzień wyborów głosować poszła ledwie czwarta część obywateli, a w nowym, 83-osobowym parlamencie znaleźli się niemal w komplecie posłowie wspierający prezydenta. W kraju doszło do rozruchów, a od kul policji zginęło 7 osób, kilkaset zostało rannych.

W zeszłym roku opozycyjne partie według identycznego scenariusza zostały wykluczone z wyborów samorządowych. W rezultacie wszyscy burmistrzowie i radni w kraju są politykami związanymi z obozem rządzącym.

Przesądziło to w znacznej mierze o przebiegu, a także wyniku niedzielnych wyborów prezydenckich. Kolejna poprawka w ordynacji wyborczej z 2019 r. wprowadziła przepis, że w prezydenckiej elekcji uczestniczyć mogą jedynie kandydaci, którzy zdobędą poparcie co najmniej 16 posłów, samorządowców lub burmistrzów. W rezultacie do wyborów dopuszczonych zostało jedynie trzech kandydatów – dwóch nieliczących się praktycznie polityków i urzędujący prezydent, już 62-letni Talon, który wbrew złożonej pięć lat temu obietnicy postanowił jednak ubiegać się o drugą kadencję. „Muszę dokończyć, co zacząłem” – stwierdził. „Odkąd przywróciliśmy w Beninie wielopartyjną demokrację, są to pierwsze wybory, w których nie ma żadnego wyboru” – powiedział zagranicznym dziennikarzom jeden z miejscowych badaczy benińskiej polityki.

Opozycja znów, już po raz trzeci w ostatnich trzech latach, wezwała do bojkotu wyborów, a w tygodniu poprzedzającym elekcję w Beninie znów doszło do rozruchów, padły strzały, zginęło kilka osób, kilkadziesiąt zostało rannych.

W zapaści

Zanim zaczął wprowadzać dyskwalifikujące opozycję poprawki do ordynacji wyborczej Talon przejął pod swoją kontrolę sądy i trybunały, które poobsadzał powolnymi mu sędziami. Swojego osobistego adwokata awansował na prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

Kazał też powołać trybunałowi całkiem nowy sąd, Trybunał do Walki z Przestępczością Gospodarczą i Terroryzmem (CRIET). Miał się zająć aferami korupcyjnymi, ale na razie tak się składa, że sądzi i skazuje wyłącznie politycznych rywali i nieprzyjaciół Talona. W przedwyborczym tygodniu uciekł z Beninu jeden z sędziów CRIET, a zagranicą ujawnił, że trybunał feruje wyroki na podstawie instrukcji prezydenta i prezydenckich dworzan, a od niego żądano, by oskarżył Reckyę Madougou, pierwszą w Beninie kobietę, która chciała ubiegać się o prezydenturę. Była ostatnią, która mogła zagrozić w wyborach Talonowi, ale i ona nie została do nich dopuszczona. W marcu została aresztowana i oskarżona o knucie terrorystycznego spisku.

Wszyscy inni najpoważniejsi rywale już dawno zostali skazani przez CRIET i wtrąceni na długie lata do więzień, osadzeni w aresztach domowych (jak b. prezydent Boni Yayi) albo z wyrokami wydanymi zaocznie przebywają na wygnaniu. Na koniec 2019 r. Talon, w imię pojednania, ogłosił amnestię, ale okazało się, że objęła ona głównie policjantów i oficerów służb bezpieczeństwa, oskarżanych o brutalność i nadużywanie władzy podczas rozruchów sprzed dwóch lat.

W zeszłym roku amerykańska organizacja na rzecz demokracji i wolności Freedom House w publikowanym dorocznie rankingu obniżyła Beninowi status z „państwa wolnego” na „państwo częściowo wolne”. A odkąd nastał Talon w rankingu Reporterów Bez Granic Benin spadł z 78. miejsca na 113. Urzędnicy Talona doprowadzili do zamknięcia kilku krytycznych wobec jego rządu stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych, a działacze praw człowieka alarmują, że Talon zniósł trójpodział władzy i mając ubezwłasnowolniony parlament i sądy może zmieniać według uznania konstytucję i rządzić tak długo, jak będzie chciał, i w taki sposób, jaki mu przyjdzie do głowy.

Zanim nastał Talon, ilekroć w Beninie urządzano wybory, uczestniczyło w nich zwykle dwie trzecie obywateli. W wyborach za panowania Talona frekwencja sięga ledwie 20-25 proc. Ludzie stracili wiarę w wybory – twierdzi opozycja.


Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


 

W jednym z wystąpień, nagabywany o niedostatki demokracji, Talon przyznał, że pod jego rządami Benin wyrzekł się niektórych zdobyczy demokratycznych, ale jedynie po to, by gospodarka mogła się lepiej rozwijać, a ludzie żyli coraz dostatniej. „Nie jesteśmy już krajem demokratycznym” – skarżył się przed wyborami jeden z dawnych ministrów, który za panowania Talona przeszedł do obozu opozycji. „W zaledwie pięć lat popsuliśmy sobie dobrą opinię i roztrwoniliśmy wszystko, na co ciężko pracowaliśmy od »okrągłego stołu« z 1990 r.” – wtórował mu dawny sędzia, który również przystał do opozycji.

Kryzys świata zachodniego, samozwańczego nauczyciela i strażnika demokracji sprawił, że w ostatnich latach coraz więcej krajów w Afryce przestaje przestrzegać demokratycznych reguł. W sąsiadującym z Beninem Togo rządzi dynastia Gnassingbé (ojciec, Eyadema, wojskowy dyktator, który przejął władzę w wyniku zamachu stanu rządził w latach 1967-2005, a po jego śmierci przejął ją jego syn, Faure). Na Wybrzeżu Kości Słoniowej i w Gwinei panujący prezydenci majstrowali w konstytucji, by móc liczyć kadencje od nowa i przedłużyć swoje panowanie. W Mali doszło do wojskowego puczu, a nawet w spokojnym Senegalu urzędujący prezydent coraz bardziej przypomina kapryśnego i zakochanego we władzy autokratę.

„Niebezpieczne jest to, że do walki z demokracją jej wrogowie stosują demokratyczne reguły gry” – powiedziała w rozmowie z jednym z zagranicznych dziennikarzy Jeannine Ella Abatan z południowoafrykańskiego Instytutu Badań Strategicznych. „Posługują się demokratyczną formą, by walczyć z tym, co jest treścią i istotą demokracji”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej