Tak, Pilchu?

Teraz go nie ma. Mogę więc spokojnie napisać, że właściwie nie znałem jego książek. I nawet jak gdzieś to przeczyta, nie weźmie mi chyba już tego za złe.

15.06.2020

Czyta się kilka minut

Zdjęcie mi po nim zostało. Nie jego. Andrieja Płatonowa. Przysłał mi je w pierwszej połowie lat 90., wymienialiśmy czasem listy. Nie pamiętam tylko, czy zdjęcie było od razu oprawione, czy to ja włożyłem je za szkło. Ale i tak do dziś wydaje mi się, że gest był wzruszający, by nie rzec – sentymentalny. Facet facetowi wysyła zdjęcie trzeciego faceta. No więc niech będzie, że to ja oprawiłem je w ramki i biorę część mazgajskiej winy na siebie. Oprawiłem i nigdy się już z nim nie rozstaję. Andriej Płatonow wisi zawsze na lewo od biurka i patrzy mi na ręce. Obok wisi Beckett, a wyżej Matka Boska z bolejącym sercem uwieziona z domu dziadków, który obraca się w ruinę.

Czy Pilch w 1996 r. pisał dla „Tygodnika Powszechnego” nekrolog po śmierci Brodskiego? Może uroiłem sobie rozmowę telefoniczną, w której mówi mi, że musi wytrzeźwieć, bo zabiera się właśnie za poważny tekst. Może tak, żeby mi pasowało do nekrologu, który sam piszę teraz. Ale gdzieś właśnie w 1996 r. napisał tekst o Brodskim i Płatonowie. I w tym tekście jest o fotografii Płatonowa, którą Brodski ma na ścianie. Pisze o tym, że jest prawie pewien, o jaką fotografię chodzi Brodskiemu. Właśnie o tę samą, którą ma on, i którą, skserowaną, przysłał i mnie.

No bo to on kazał mi czytać Płatonowa. Najpierw wziąłem się za jakieś pojedyncze opowiadania, może za zbiór „Gliniany dom”? A w końcu trafiłem na „Wykop” w przekładzie Andrzeja Drawicza. Małą czerwoną książeczkę, nie większą niż te do nabożeństwa przeznaczone dla osób starszych. Tyle że na okładce zamiast krzyża była reprodukcja fragmentu „Piekła” z tryptyku „Wóz z sianem” Hieronima Boscha. No i nie wyglądała tak solidnie jak modlitewniki. Pozór zresztą był mylący, bo wytrzymała wszystkie moje podróże na Syberię, na stepy, płaskowyże, pustynie i, horrible dictu!, nawet do Chin. Żeby wszędzie tam czytać Płatonowowskie zwiastowanie apokalipsy. Książeczka wytarła się, postrzępiła, ale nie rozpadła. Bo przy okazji sugestii lekturowych Pilch, zapewne nieopatrznie, wysłał mnie na Wschód. On, który nie znosił podróży i, jak wieść niesie, gdy miał lecieć do Moskwy na targi książki, gdzie czekali na niego z kwiatami, zmrożoną wódką oraz uwielbieniem, dotarł jedynie na lotnisko w Warszawie. Spryciarz.

Nosił się coraz szykowniej, używał coraz droższych zapachów, kobiety, które go otaczały, były wytworne, znał je i podziwiał cały kraj. Ja tymczasem zdychałem od upału, zimna i brudu. Żarły mnie komary i oganiałem się od skorpionów, węży oraz skorumpowanej policji w Azji Środkowej. Spryciarz i w dodatku znał się na ludziach. Kiedy pierwszy raz wybierałem się do Irkucka, Ułan-Ude i Czyty, napisałem do niego mejla: „Jerzy, jadę do Rosji”. Po drugiej stronie zapadło coś w rodzaju ciszy i dopiero po jakimś czasie przyszła odpowiedź: „Wiedziałem, kurwa, że to się tak skończy...”.

Znał się też na pisaniu. W 1991 r. ktoś dał do ówczesnego „bruLionu” kilka moich krótkich opowiadań o więzieniu. Już nie pamiętam kto. Ja nawet nie miałem pojęcia, co to takiego jest „bruLion”. Żyłem wtedy nieco poza społeczeństwem, cywilizacją oraz kulturą. I w tym samym „bruLionie” Pilch, pod tymi opowiadankami napisał coś w rodzaju skromnej laudacji. Można rzec, że udzielił mojemu pisarstwu pierwszego namaszczenia. Z zachowaniem proporcji, przypominać to musiało Gorkiego mówiącego Bablowi: „Można drukować”. Tylko że ja nie wiedziałem też, kto to jest Pilch. Dopiero koledzy mi powiedzieli, że starszy, znany i z Krakowa. Tak więc jego duch unosił się gdzieś nade mną już u samych początków tak zwanej literackiej kariery. Unosił i jakoś doglądał, jak chociażby z Płatonowem, którego posłał, żeby patrzył mi na ręce oraz trzymał w ryzach moje pisarskie ego. Nie można pisarzowi oddać lepszej przysługi. Nic tak nie niszczy języka i stylu, jak pewność siebie, która najczęściej wiedzie nas na manowce banału i śmieszności.

Teraz go nie ma. Mogę więc spokojnie napisać, że właściwie nie znałem jego książek. I nawet jak gdzieś to przeczyta, nie weźmie mi chyba już tego za złe. Zaczynałem, próbowałem, nie kończyłem. Byłem odporny na jego chojracką frazę. Nie ciekawiło mnie, dokąd zmierza. Wydawało mi się, że sama sobie poradzi, i moja lektura nie jest jej potrzebna. A może nie było u niego przestrzeni, widoków, natury, które sobie wysoko cenię, ponieważ wychowałem się na westernach. I jak mam wybrać między dramatem psychologicznym a filmem przyrodniczym, to raczej wybiorę opowieść o życiu tarbaganów albo suhaków. Oczywiście trochę kpię nad grobem. Mam na usprawiedliwienie, że wiernie czytałem felietony Jurka. Zarówno te, w których nie brał jeńców, jak i te, w których pięknie i czule żegnał umarłych.

No więc jak to jest? Książki pozostawiały mnie nieco obojętnym, ale od piątku nie mogę przestać o nim myśleć. Że go nie ma. Że zostanie w Kielcach na komunalnym. W połowie drogi między Krakowem a Warszawą. Jakby zabrakło mu sił w podróży. Albo jakby realizował koncept literacki. Nie wiem. Może od książek bardziej podobało mi się jego życie? Jego upadki i wskrzeszenia? Że zstępował do piekieł, powracał i miał odwagę o tym mówić, w jakiś przedziwny, przewrotny sposób dając innym pocieszenie? Nie wiem, Pilchu, nie wiem. Na razie wciąż o Tobie myślę. W końcu mi przejdzie. Wszystko przecież przechodzi. Mówią, że kazałeś się spalić i nie będzie trumny w Kielcach. Żadnego ciała, które jest źródłem ekstazy i udręki, tylko popiół lekki niczym wyzwolony duch. Tak, Pilchu? ©

Pamięci Jerzego Pilcha poświęciliśmy serwis specjalny na stronie „Tygodnika Powszechnego”, gdzie znajdą Państwo felietony, prozę i wywiady Zmarłego oraz teksty na jego temat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2020