Ta wojna zmieni świat

Osetia Południowa to bardzo mały kraj, który stał się areną wydarzeń o kolosalnym znaczeniu: powrotu polityki supermocarstw, w której o wyniku starcia decydują czołgi, a nie ekonomia czy prawo międzynarodowe.

19.08.2008

Czyta się kilka minut

Ta olbrzymia zmiana w polityce międzynarodowej wynika z powrotu Rosji do myślenia imperialnego, charakterystycznego dl czasów carskich, a przypomnianego przez Stalina. I opiera się na cichej transakcji: Rosjanie akceptują autorytarne rządy i utratę osobistej wolności w zamian za rolę ich kraju w świecie - począwszy od "bliskiej zagranicy", czyli państw takich jak Gruzja, które kiedyś należały do ZSRR.

Polacy zareagowali pierwsi

Mimo swych słabości Federacja Rosyjska ma wszystko, co jest potrzebne do bycia supermocarstwem - zaczynając od zdeterminowanej elity rządzącej, a na potężnym arsenale nuklearnym, odpowiednich i modernizowanych obecnie siłach zbrojnych oraz odrodzonym wywiadzie kończąc. Dlatego powrót Rosji do jej niebezpiecznej roli w polityce mocarstwowej zmusza również innych do zmiany zachowania. To nie jest gra i nikt nie uczestniczy w niej na ochotnika.

Zrozumiałe, że Polacy zareagowali pierwsi. Po miesiącach targów z Amerykanami - w których chodziło o to, aby uzyskać jak najwięcej za przyjęcie na swe terytorium małej bazy antyrakietowej - w ciągu kilku godzin po rozpoczęciu rosyjskiego marszu w głąb Gruzji porzucili swe żądania, by złożyć podpis na odpowiednim dokumencie.

Inne reakcje nie są tak oczywiste, choć są - być może - znacznie ważniejsze. Japonia np. zbliży się prawdopodobnie do USA. Rządzący Chinami z kolei mogą zmienić poglądy: jeszcze nie tak dawno, po pewnych wahaniach, uznawali, że maksymalny sukces ekonomiczny jest więcej wart niż pośpieszne zwiększenie siły militarnej. Teraz ich priorytety mogą okazać się inne.

NATO: klub towarzyski

Jednak najbardziej bezpośredni wpływ ostatnie wydarzenia będą miały na Europę, Sojusz Północnoatlantycki i jego zbrojne ramię. Przez całą "zimną wojnę" NATO było organizacją, której każdy kraj członkowski musiał być gotów do walki w obronie innego kraju członkowskiego. Istniały plany obronne dla słabo zabezpieczonych granic, których wykonanie ćwiczyły setki tysięcy żołnierzy. Odbywały się okresowe loty z transportem posiłków na wysunięte przyczółki jako przypomnienie tego, co mogłoby się zdarzyć w czasie wojny.

Gdy rozpadł się ZSRR, NATO nie zostało rozwiązane, jak sobie tego niektórzy życzyli. Ale tak naprawdę nigdy nie zostało sprawdzone w poważnych operacjach wojennych i właściwie stało się czymś w rodzaju klubu towarzyskiego europejskich sił zbrojnych. Dlatego właśnie Estonia, Łotwa i Litwa mogły stać się jego członkami, choć nie zrobiono nic, aby przygotować się do obrony tych krajów, gdyby ich granicom zagroziła Rosja.

Tak samo zresztą jest w przypadku Polski, łatwiejszej do obrony ze swoim znacznie większym terytorium i znaczącymi siłami zbrojnymi, ale podobnie jak kraje bałtyckie obdarzanej antypatią przez rosyjskiego sąsiada.

Kiedy chodzi o Polskę i Polaków, Rosjanie po prostu nie mogą się pohamować: gdy tylko ogłoszono, że Polska zaakceptowała tarczę antyrakietową, nastąpiła brutalna reakcja. Generał Anatolij Aleksiejewicz Nogowicyn, zastępca szefa rosyjskiego sztabu generalnego, zadeklarował, że przyjmując na swym terytorium bazę antyrakiet, Polska wystawia się na rosyjskie uderzenie, sama czyni z siebie cel. "To pewne na 100 procent. Takie cele są niszczone w pierwszej kolejności" - rzekł Nogowicyn. A zatem inwazja na Polskę wyglądałaby tak: najpierw zniszczona byłaby obrona przeciwlotnicza, potem rosyjskie myśliwce i bombowce mogłyby nadlecieć jako wsparcie sunących naprzód dla czołgów. Może się to wydawać niewiarygodne, ale takiej groźby nie można zignorować, biorąc pod uwagę wydarzenia w Gruzji.

Członkostwo Gruzji i Ukrainy w NATO przygotowywano w innym świecie; w świecie, gdzie miała rządzić "soft power" ["miękka siła"; pod pojęciem tym rozumie się użycie innych środków niż wojsko - red.].

Po Gruzji będzie Ukraina

Takie to było tło ataku Putina na niepodległość Gruzji.

Być może Gruzinów celowo przekonano, że Rosjanie nie zrobią nic, aby powstrzymać odzyskanie kontroli nad Osetią Południową, którą przecież ONZ, UE, NATO i wszystkie światowe instytucje uważają za część Gruzji. Jeśli tak, to była to rosyjska zasadzka. Rosyjskie kolumny pancerne zareagowały natychmiast - co jest niemożliwe bez wcześniejszego przygotowania.

Aby postawić sprawę jasno - że rosyjska akcja jest operacją strategiczną, a nie tylko lokalną odpowiedzią na lokalny problem - premier Putin przybył do Osetii prosto z Pekinu, żeby osobiście wydawać rozkazy. Jego przesłanie dla Gruzinów było precyzyjne: porzućcie nadzieję na niepodległość i przyjmijcie rosyjskie zwierzchnictwo albo stracicie jeszcze więcej terytorium: nie tylko Osetię, ale także znacznie większą Abchazję czy nawet Adżarię, gdzie być może także są separatyści.

Za rządów Putina Rosja odzyskała wpływy w republikach środkowoazjatyckich i Mołdawii. Ale główną nagrodą jest Ukraina. Jej nienaruszalność terytorialna również jest zagrożona przez roszczenia wobec Krymu. Rosja utrzymuje tam swoją Flotę Czarnomorską - w Sewastopolu, którego władze sympatyzują z Rosją i są subwencjonowane z budżetu Moskwy. Jest tam spora mniejszość rosyjska, ale także miejscowi Ukraińcy chcieliby dołączyć do świetnie dziś prosperującej Rosji. A jest też zupełnie nowe zagrożenie: 13 sierpnia rosyjska agencja informacyjna Interfax powtórzyła oskarżenia, że rosyjskie samoloty bojowe uczestniczące w "operacji przymuszania do pokoju" w Gruzji zostały zestrzelone przez przeciwlotnicze systemy rakietowe S-200 oraz rakiety przeciwlotnicze Tor, dostarczone Gruzji przez Ukrainę...

Jeśli Ukrainie pozwoli się wejść do NATO, wszystkie inne państwa członkowskie Sojuszu będą musiały być gotowe na wysłanie swoich żołnierzy do obrony jej granic - dla większości z nich to dziwaczna myśl. Czy niemieckie oddziały wrócą na front ukraiński? A Włosi? Oraz, np., Brytyjczycy? Ale jeśli odmówi się teraz Ukrainie członkostwa w NATO, z pewnością padnie ona ofiarą rosyjskiej hegemonii.

Tak czy inaczej europejskie wakacje od geopolityki właśnie się skończyły.

Przeł. Patrycja Bukalska

EDWARD N. LUTTWAK jest politologiem, doradcą w Centrum Badań Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) w Waszyngtonie, autorem wielu książek o polityce międzynarodowej. Tekst napisał specjalnie dla "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2008