Szkoła uczuć

Pierre Hantai na dobre wpisał się w pejzaż Bachowskich interpretacji. Jego "Wariacje Goldbergowskie, nagrane dla wytwórni Opus 111, prestiżowy magazyn "Goldberg umieścił wśród 50 najlepszych wykonań muzyki lipskiego kantora. Obok Gustava Leonhardta i Glenna Goulda.

11.04.2006

Czyta się kilka minut

Pierre Hantai /
Pierre Hantai /

Historia wykonawstwa muzyki dawnej na klawesynie jest krótka i niezbyt obfita w wielkie wydarzenia. Klawesyn, po całym wieku nieobecności na estradach, wrócił do łask za sprawą Violet Gordon Woodhouse, której kibicowali i Bernard Shaw, i Picasso, i Pablo Cassals. W 1929 r. Arnold Dolmetsch (znakomity muzyk, pedagog i zarazem budowniczy instrumentów) wprowadził klawesyn do studia nagraniowego, ale dopiero Wanda Landowska, organizując w Paryżu kursy muzyki dawnej, otworzyła nowy rozdział w historii tego instrumentu. Większe zasługi na tym polu ma chyba tylko Gustaw Leonhardt, profesor uczelni w Amsterdamie, który wykształcił obok Tona Koopmana i Boba van Asperena również Christophe'a Rousseta, Christophera Hogwooda, Alana Curtisa czy Glena Wilsona. Pod jego auspicjami szlifowali swoje brzmienia bracia Kuijkenowie, Frans Brüggen czy Anner Bylsma.

Również Pierre Hantai wiele zawdzięcza Leonhardtowi. Urodzony w 1964 roku w Paryżu, swą muzyczną edukację rozpoczął stosunkowo późno, bo w wieku 10 lat - zafascynowany światem Bacha, mistrzów francuskiego renesansu i angielskich wirginalistów. Pierwsze szlify pobierał u Artura Hassa, potem trafił do konserwatorium w Amsterdamie, gdzie uczył się u samego Mistrza. W roku 1983 wygrał prestiżowy międzynarodowy Konkurs Bacha-Händla w Brugii, w Belgii. Dwa lata później z braćmi Markiem i Jéromem oraz skrzypkiem François Fernandezem założył własny zespół kameralny Le Concert Français. W tym samym czasie regularnie współpracował z La Petite Bande - ansamblem braci Kuijkenów. Potem z Philippem Herreweghe, Markiem Minkowskim, Philippem Pierlot. W jego muzycznym dossier figurują również projekty z Jordi Savallem ("Parnasse de la viole", "Tous les matins du monde" i "Koncerty Brandenburskie"), Leonhardtem i Kuijkenem (Sonaty Bacha na flet) czy Rinaldo Alessandrinim i Fabio Biondim ("La Passion Baroque de Monteverdi ? Vivaldi").

Znakomite "Wariacje Goldbergowskie", nagrane w roku 1993 i 2003, są wprost wymarzoną wizytówką muzyka. Oba wykonania - spójne, barwne, przejrzyście i logicznie skonstruowane - różnią się od siebie. Pierwsze pełne jest poezji, delikatnego legato. Zwraca uwagę przede wszystkim ciepły dźwięk i bardzo jednostajny, miarowy, subtelny rytm. To nieomal koronkowa robota w porównaniu do nagrań Koopmana czy Rosena. Wersja druga jest bardziej obiektywna, przetrawiona, ekspansywna. Więcej tu niedomówień, nagłych zmian nastrojów, zwrotów akcji. Aria przynosi nieco chwiejne tempo w basso continuo, pozwalając jednocześnie delektować się płynnym i naturalnym przebiegiem kantyleny. Aria da capo jest ciemniejsza - surowa, pochmurna, intensywnie refleksyjna. Hantai zmienia barwy, cieniując i ścieśniając fakturę, mistrzowsko dozuje napięcia. Ten rodzaj grania cechuje jakaś metafizyczna bezwzględność, która każe poddać się muzyce i tylko jej.

Ostatnio wpadł mi w ręce album Pierre'a Hantai z sonatami Scarlattiego - część III. Mając ciągle w uszach znakomite kreacje Horowitza, do płyty tej podchodziłam bardzo nieufnie. Andaluzyjskie rytmy, baskijski charakter, perkusyjny rytm, wyrafinowana, wręcz zmysłowa paleta barw - wymagają nie dość że doskonałych narzędzi, to jeszcze iście dziecięcej wyobraźni i co najmniej niepospolitego temperamentu. Hantai wychodzi z tej batalii cało, choć nie zwycięsko. Udaje mu się trudna sztuka łączenia pasji i nonszalancji. Jego Scarlatti przy technicznej doskonałości jest jednak w jakiś sposób ograniczony. Zbyt napięty, buzujący wewnątrz tkanki dźwiękowej nieznajdującą ujścia energią. Wtłoczony w ramy bezdusznej mechaniki, wydaje się bezskutecznie próbować uwolnić się z uciskającego gorsetu.

W Filharmonii krakowskiej usłyszymy komplet "Suit francuskich" Jana Sebastiana Bacha. Jaki będzie ten Bach? Z pewnością wolny. Bach na szczęście wymyka się wszystkim i wszystkiemu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Misteria Paschalia (16/2006)