Ładowanie...
Szkoła epidemii
Szkoła epidemii
Dla rodziców początek roku szkolnego to ulga: większość ma dość łączenia pracy zdalnej z koniecznością opieki nad dzieckiem i pomaganiem mu w lekcjach, czy raczej – przejmowaniem roli nauczyciela w realizacji materiału. Co trzeci badany (sondaż SW Research dla rp.pl) sprzeciwia się jednak posyłaniu dzieci do szkół w dobie pandemii. Ci najbardziej pesymistyczni uważają, że najdalej w drugiej połowie września szkoły trzeba będzie zamknąć. I przywrócić zdalne nauczanie – tylko że wtedy grono pedagogiczne może być już zdziesiątkowane zakażeniami.
Pisaliśmy już w „TP” o Izraelu czy części landów niemieckich, gdzie po otwarciu szkół skokowo wzrosła liczba dziennych zakażeń. Polskie ministerstwo edukacji ignoruje te doświadczenia. Nie naśladuje też tych państw, które otwieranie szkół łączą z wprowadzaniem surowych – i precyzyjnych – zasad sanitarnych. Wytyczne MEN i GIS są ogólne i niepraktyczne. Przede wszystkim: nie zawierają algorytmów postępowania w konkretnych przypadkach. Pytany o to minister Dariusz Piontkowski stosuje unik: przecież każda szkoła jest inna. I zrzuca odpowiedzialność na dyrektorów. O przesunięciu roku szkolnego o dwa tygodnie – co postuluje część ekspertów, wskazując, że w tym czasie wygasną infekcje przywleczone z obozów wakacyjnych – nie ma mowy. Podobnie jak o testach przesiewowych nauczycieli, których żąda ZNP.
„Nie powinno się zakładać, że funkcjonowanie szkół będzie takie, jak przed wybuchem epidemii lub jedynie lekko zmodyfikowane” – napisali członkowie zespołu doradczego ds. COVID-19, powołanego przez PAN w analizie opublikowanej 19 sierpnia. Według nich decyzja o szkole zdalnej wiązałaby się z ogromną ceną, i to nie tylko dla gospodarki. Chodzi przede wszystkim o straty zdrowotne (nadwaga, depresje, stany lękowe) i rozwojowe u dzieci. Dlatego szkoły powinny ruszyć – ale nie na zasadach promowanych przez MEN. Nawet w optymistycznym scenariuszu, w którym wskaźnik reprodukcji koronawirusa nie przekroczyłby 1,1 (obecnie zbliża się do 1,3), starsi uczniowie i cały personel powinni nosić maseczki. W wariancie pośrednim (wskaźnik 1,1 – 1,7) należałoby zwiększyć dystans między ławkami, ograniczyć poruszanie się uczniów po korytarzach, regularnie wietrzyć pomieszczenia oraz dezynfekować sprzęty i powierzchnie. Dopiero w scenariuszu najgorszym należy wziąć pod uwagę przejście na tryb zdalny.
Polskie warunki niemal wymuszają zachowania proepidemiczne. Wielu nauczycieli po likwidacji gimnazjów musi kompletować etat w kilku placówkach. O rozgęszczeniu klas, szczególnie licealnych, nie może być mowy – brakuje i pomieszczeń, i opiekunów. Sanepid poddaje kwarantannie wszystkie osoby „z kontaktu”. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której jeden zakażony sparaliżuje pracę nawet kilku szkół.
Do tej pory – np. w porównaniu do krajów zachodnich – pandemia obchodziła się z nami dość łagodnie, zresztą z nie do końca jasnych przyczyn (wskazuje się m.in. na rolę podawanej w Polsce szczepionki przeciw gruźlicy, ale brakuje na to mocnych dowodów naukowych). Polski rząd zdaje się trzymać nadziei, że nadal „jakoś to będzie”. Oby ta nadzieja nie prysła już w pierwszych tygodniach nowego roku szkolnego.
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]