Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kazuo Ishiguro należy do podwójnie ekskluzywnego grona noblistów, którzy otrzymali także nominację do Oscara. Zdołał go prześcignąć tylko Bob Dylan, a wcześniej George Bernard Shaw, nagrodzeni tą statuetką.
- „LIVING” – reż. Oliver Hermanus. Prod. Wielka Brytania/Japonia/Szwecja 2022. Rakuten, iTunes Store
Brytyjski pisarz o japońskich korzeniach ma zresztą z kinem liczne powinowactwa, głównie jako autor literackiego pierwowzoru „Okruchów dnia” (1993) Jamesa Ivory’ego albo samodzielny scenarzysta. W tej drugiej roli sprawdził się niedawno przy filmie „Living”, adaptując po wielu latach inny scenariusz – „Piętna śmierci” (1952) w reżyserii Akiry Kurosawy, inspirowany opowiadaniem „Śmierć Iwana Ilicza” Lwa Tołstoja. Finalny efekt nakręcony przez Olivera Hermanusa pachnie trochę naftaliną, niczym melonik, jaki nosi tutaj Bill Nighy, również wyróżniony oscarową nominacją. Wybitny aktor o charakterystycznej kamiennej twarzy wciela się w kostycznego urzędnika, który będąc u kresu postanowił stać się człowiekiem. Dzięki tej kreacji nabiera życia nie tylko „zaskorupiała egzystencja” bohatera, ale i sam film. Jeśli zaakceptujemy jego staroświecką konwencję, czeka nas przejmująca opowieść o tym, po co właściwie się żyje i co tak naprawdę z tego zostaje.
Na pana Williamsa, który na początku lat pięćdziesiątych XX wieku rządzi jednym z biur londyńskiego Ratusza, odpowiedzialnym za sprawy budowlane, spoglądamy oczyma innych. Z perspektywy podwładnych jest wymagającym szefem dotkniętym obsesją porządku. Dla klientów – strażnikiem biurokracji i procedur, współwinnym urzędniczej spychologii i blokowania rozmaitych przedsięwzięć. Wobec syna i synowej zachowuje się niczym mrukliwy wdowiec, choć chcąc nie chcąc muszą dzielić z nim podmiejski dom. Natomiast w oczach poznanego w barze młodego pisarza (Tom Burke) uchodzi za zdziwaczałego „dziadka”, który powinien się wreszcie wyszumieć.
Bowiem główny bohater otrzymał właśnie wyrok: zostało mu raptem kilka miesięcy życia. Nie chciał podzielić się tą wiadomością z najbliższymi i udał się na urzędnicze wagary, z zamiarem skończenia ze sobą. W sumie mogłaby to być kolejna historia z serii „Choć goni nas czas”, jednakże Ishiguro nie sięgałby do lamusa w tak banalnym celu. Wolał, trzymając się scenerii retro, stopić ze sobą ponadczasowe wątki egzystencjalne i społeczne.
CO OBEJRZEĆ W WEEKEND: Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika” >>>>
„Living” opowiada więc o rutyniarzu i służbiście, który na własne życzenie, choć głównie pod wpływem głęboko skrywanej depresji, zamienił się w zakładnika swojej funkcji. Urząd w filmie Hermanusa to nie tyle anonimowy kafkowski moloch, co miejsce wypełnione podobnie smutnymi historiami, głównie mężczyzn w identycznych garniturach i kapeluszach, którzy ani się nie spostrzegą, jak zamienią się w zombie – niczym pan Williams, nieświadomie noszący takie przezwisko.
Dowiaduje się o nim zresztą dopiero poniewczasie, z ust byłej i wyjątkowo żywiołowej pracownicy (Aimee Lou Wood), kiedy ta mimowolnie uświadamia mu marność dotychczas przeżytych dni i jałowość potencjalnej śmierci. Bo Williams w interpretacji Nighy’a to w istocie człowiek martwy za życia, zanim jeszcze dopadła go terminalna choroba. Tragiczny monolog o męskim marzeniu, ażeby stać się „prawdziwym dżentelmenem”, zderzony z realizacją tego pragnienia, ukazuje w pełni możliwości brytyjskiego aktora, zazwyczaj mistrza drugiego planu (na przykład jako wyliniały rockandrollowiec z „To właśnie miłość”).
Dlatego wiele zawdzięcza mu urodzony w RPA reżyser, znany dotąd głównie z filmu „Piękno” (2013), odważnie mierzącego się w jego kraju z tematyką LGBT+. Teraz stworzył obraz do szpiku angielski, naznaczony stereotypowym wręcz sarkazmem, flegmatycznością i sztywną elegancją. Głoszony w nim naiwny idealizm mimo wszystko się broni. Nawet wtedy, a może i najbardziej wtedy, gdy o życiu Williamsa opowiadają z drżeniem w głosie ci sami ludzie, którzy wcześniej widzieli w nim wyłącznie aroganckiego urzędasa.