Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Błędne streszczenie artykułu Mario Gabriele Giordana w polskiej prasie sugerowało, że "L'Osservatore", a właściwie Watykan proponuje, by wobec laicyzowania się bożonarodzeniowych obchodów te święta z cywilnego kalendarza wykreślić, a ich obchodzenie zostawić ludziom wierzącym jako okazję do cichej refleksji i kontemplacji. Tymczasem w tekście chodziło o swego rodzaju "wojnę z Bożym Narodzeniem", czyli poczynania zmierzające do takiego obchodzenia świąt, żeby nie było w nich żadnego śladu narodzenia Pana Jezusa. Znamy to zresztą: śp. Dziadka Mroza, biegających po ulicach facetów w czerwonych kubrakach, kartki świąteczne, na których zamiast Dzieciątka mamy bałwanki, choinki, zajączki i jelenie. Publicysta "OR", pokazując absurdalność takiej sytuacji, napisał (ironicznie) mniej więcej tak: jeżeli treść tych świąt wam przeszkadza, zdobądźcie się na akt odwagi i wykreślcie je z cywilnego kalendarza. Zostawcie je wierzącym jako okazję do kontemplacji tajemnic wiary i zaprzestańcie robienia cyrku, jakim są święta nieświęte.
Nieporozumienie, jakim był rzekomy news, że Watykan postuluje zniesienie cywilnego obchodzenia świąt Bożego Narodzenia, okazało się inspirujące. Napisano wiele ciekawych rzeczy o funkcji rytów, o tym, jak niekiedy ryty pozostają, a gubi się ich znaczenie. Ubolewano nad komercjalizacją świąt, a ludzie niechętni religii informowali w różnych blogach, że Boże Narodzenie nie jest im bynajmniej potrzebne. Czy jednak dobrzy chrześcijanie rzeczywiście mają się tym zamartwiać? A może powinni podjąć świętą wojnę w obronie "logo", czyli religijnej nazwy nadużywanej przez supermarkety, producentów pocztówek i sprzedawców choinek? Czy my, chrześcijanie, musimy ubolewać, że większy tłok jest w sklepach niż w kościołach? Nie sądzę, bo nawet tam, gdzie wyraźne odniesienie do Tajemnicy Narodzenia Jezusa wywietrzało, coś przecież zostało. Kupowanie prezentów, żeby osobom bliskim, a często i dalekim sprawić radość, gromadzenie produktów potrzebnych do przygotowania wigilijnej wieczerzy i świątecznego obiadu, żeby móc zasiąść przy wspólnym stole, długie i kosztowne podróże tylko po to, żeby ten czas spędzić z bliskimi, łamanie się opłatkiem i cudowny klimat Świętej Nocy, który sprawia, że nie tylko zwierzęta, ale i ludzie mówią ludzkim głosem... Czy to jeszcze mało?
Boże Narodzenie nie jest zarezerwowane dla pobożnych. Od początku. Betlejemscy pasterze nie należeli do duchowej elity, wprost przeciwnie: mieli okropną reputację i byli traktowani jako margines społeczeństwa.
Odbyliśmy narodową debatę o tym, czy jeszcze jest sens świętować Boże Narodzenie, debatę sprowokowaną niedokładną lekturą artykułu pana Giordano, co zresztą autora niezmiernie rozbawiło, jako że we Włoszech na artykuł pies z kulawą nogą nie zwrócił uwagi. Przeżyliśmy święta i jak co roku towarzyszyła nam śpiewna opowieść o tym, co się wydarzyło w Betlejem. Co każdy z nas z tym zrobi? Nie wiadomo. Tak jak nic nie wiadomo o dalszych dziejach betlejemskich pasterzy. Na pewno zostali w Ewangelii. Czy stali się dobrymi chrześcijanami? Nie musimy wiedzieć. Boże Narodzenie to noc wielkich tajemnic.