Święcenia zwierząt: nasi bracia mniejsi

W wielu miejscach obrzęd święcenia zwierząt zupełnie zanikł. W Mikstacie trwa, a nawet nabiera znaczenia.

11.04.2022

Czyta się kilka minut

Święcenie zwierząt w dniu św. Rocha, Mikstat, Wielkopolska,  2014 r. / MAREK LAPIS / FORUM
Święcenie zwierząt w dniu św. Rocha, Mikstat, Wielkopolska, 2014 r. / MAREK LAPIS / FORUM

Kolejność od wieków jest ściśle ustalona: najpierw pod kropidło podchodzą konie, później krowy, świnie (jeżeli są, bo już dawno nie było) i owce. Później drobnica. W 2021 r. pierwsze są dwie dystyngowane chabety: jedna siwa, druga kara. Na głowach mają czerwone fikuśne ozdoby. Zwierzęta na procesję w Mikstacie przychodzą wystrojone jak na prawdziwy bal. 16 sierpnia każdego roku to one są tutaj najważniejsze.

Tak więc i tym razem najpierw są jeźdźcy na koniach. Później zaprzęgi – wozy i bryczki. Jeszcze kucyk i – w tym roku po raz pierwszy w historii – alpaki (trzy białe z czerwonymi chustkami na szyi). Potem nadjeżdża traktor z rudą krową na przyczepie. Krowę przywykłą do tak zwanego zamkniętego cyklu hodowlanego (nie chodzi po pastwisku, tylko stoi w oborze) trudno przyprowadzić, dlatego na procesję przyjechała. Podobnie jak trzy cielaki. Ale tuż za rudzielką idzie jej koleżanka! Idzie! Niektóre krowy potrafią jeszcze chodzić.

Biskup Damian Bryl przyjechał do Mikstatu specjalnie na odpust św. Rocha połączony z obrzędem błogosławieństwa zwierząt – w 2015 r. wpisano je na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego ­UNESCO. Stoi na podwyższeniu obok bramy cmentarnej, święci i komentuje. Właśnie przyszła kolej na drobnicę. Najpierw psy ras wszelakich: owczarki, yorki, jamniki, kundle, nowofundlandy, polskie owczarki nizinne. ­Biskup uczy się nowych nazw: – Golden ­retriever... ojejku, jakie skomplikowane.

Teraz kot Mruczek, królik Pysio, zakonnica Beata niesie małą kocinę – Iskierkę. Nie widać psa Beryla, który w poprzednich latach robił furorę. Jednego razu miał na sobie szyty na miarę garnitur, rok później nosił się na sportowo – w niebieskim dresie i czapce z daszkiem. Reszta psów, kotów, królików, kurczaków, kur, gęsi, gołębi, żółwi jest dla mnie bezimienna. Prowadzą je kobiety i mężczyźni w różnym wieku, ale przede wszystkim dzieci. Jedni po święceniu się żegnają, inni pochylają głowę, jeszcze inni po prostu przechodzą.

Trzy wieki

Wszystko dzieje się poniżej małego drewnianego kościółka św. Rocha, który mieszkańcy Mikstatu wybudowali przed wiekami jako wotum wdzięczności za uratowanie przed epidemią cholery. A że Roch jest też opiekunem zwierząt (pies był jego pomocnikiem w czasie niedoli i choremu przynosił chleb w pysku) – wprowadzono zwyczaj ich święcenia. Mikstat, miasteczko w południowo-wschodniej Wielkopolsce, to jedyne miejsce w kraju, gdzie ten zwyczaj trwa nieprzerwanie od trzystu lat (najstarszy dokument, który potwierdza jego kultywowanie, pochodzi z 1705 r.). Na przeszkodzie nie stanęły mu ani komunistyczna władza, ani koronawirus. A niewiele brakowało.

Pewnego razu w latach 60. zeszłego wieku Jezus jechał na odpust taksówką, bo władze nie zgodziły się na procesję z kościoła farnego przy rynku do kościółka św. Rocha, który stoi na obrzeżach miasteczka (mikstaczanie mówią, że mają „mały odpust w dużym kościele i duży odpust w małym”). W 2020 r. przed odpustem Mikstat znalazł się w epicentrum pandemii i wszedł do czerwonej strefy. Uroczystości odwołano. Jednak w dzień odpustu przybyli panowie na koniach – nie wyobrażali sobie, żeby błogosławieństwa zwierząt miało nie być. Na dokładkę pojawiła się pani spod Warszawy ze swoim kotem. Przyjechała go poświęcić, jak to zwykła robić od kilku lat. Poszli do księdza i powiedzieli: „My jesteśmy”. – No i jak można było nie poświęcić? – wspomina ksiądz proboszcz Krzysztof Ordziniak.

Tak oto udało się zachować ciągłość obrzędu.

Zwierzyniec

Wiele elementów święta trwa bez zmian od trzystu lat. Na przykład data: zawsze w imieniny patrona, czyli 16 sierpnia. Nieważne, piątek czy świątek. Obrzęd błogosławieństwa zwierząt jest też od zawsze częścią uroczystości odpustowych. W trakcie celebracji odmawia się te same modlitwy, na przykład nowennę do św. Rocha.

A co się zmienia? Dawniej odpust miał charakter lokalny. Dziś coraz więcej osób przyjeżdża z zewnątrz, z całej Polski. Wśród gości są pielgrzymi, ale też ­turyści, którzy obrzęd święcenia zwierząt traktują jako osobliwość niemającą dla nich nic wspólnego z religią.

Przede wszystkim jednak zmieniły się zwierzęta. Hodowlane wypierane są przez te domowe. Na początku XX w. „Przewodnik Katolicki” pisał: „W dniu tym [16 sierpnia] rano przed wotywą pędzą z miasta konie i krowy na wzgórze do lasku pod kościółkiem św. Rocha i kolejno przeprowadzają przed bramę, w której miejscowy proboszcz, stojąc z kropidłem w ręku, pokrapia każdą sztukę mimo idącą święconą wodą”. Mowa więc tylko o koniach i krowach. Według Bolesława Januszkiewicza, który zbierał materiały w Mikstacie w latach 60., „w roku 1969 przypędzono pod kościółek około 60 krów, 40 koni, 6 owiec i 2 psy. W roku następnym było natomiast około 80 krów, 45 koni i 15 owiec”. Wtedy jeszcze prawie nie święcono psów i kotów (choć przecież pies był wiernym towarzyszem św. Rocha).

Dopiero w latach 80. XX w. obok zwierząt gospodarskich pojawiły się domowe: prócz psów i kotów chomiki, króliki, świnki morskie. Na procesji można również zobaczyć papugi, kanarki, żółwie, legwana, jaszczurkę, patyczaki, świnki wietnamskie. Istne zoo.

– Spotykamy się nieraz z zarzutem, że nie ma zwierząt hodowlanych. To mówię: proszę mi pokazać, ile teraz w Mikstacie jest gospodarstw z krowami? Jeżeli będziemy się upierać tylko przy inwentarzu, to obrzęd niebawem zaniknie. Jeśli ludzie chcą przyprowadzać swoich pupili, niech to robią – tłumaczy ks. Ordziniak.

W ten sposób Mikstat uwspółcześnia tradycję.

Prekursor

Zmienił się też nasz stosunek do zwierząt. Mało które pracuje dziś w polu i jest żywicielem rodziny. – Święcenie to szansa zwrócenia się ku stworzeniu – mówi ks. Ordziniak. „Żebyśmy otoczyli zwierzęta taką dobrą troską, bo one bardzo tego potrzebują” – powiedział podczas uroczystości bp Bryl.

Badania prowadzone przez Ludwika Stommę potwierdzały, że już w XIX i XX w. „powściągliwość w biciu bydła motywowana była właśnie ich »święto­rochowym poświęceniem«. Sacrum łagodzi obyczaje...”. Mam tylko problem z pewną modlitwą: „Boże, hojny Dawco wszelkich darów, Ty dałeś ludziom zwierzęta, aby im służyły pomocą w pracy i w zaspokajaniu potrzeb duchowych i życiowych. Za wstawiennictwem św. Rocha pokornie prosimy Cię, aby te zwierzęta, konieczne do podtrzymania życia ludzkiego, dobrze służyły naszym potrzebom”. A co, jeżeli nasze potrzeby są nieludzkie?

16 sierpnia 2004 r. do Mikstatu przyjechali Antoni Gucwiński, wieloletni dyrektor ogrodu zoologicznego we Wrocławiu, i jego żona Hanna. W rozmowie z Krzysztofem Juszczakiem Gucwiński zwracał uwagę na aspekt wychowawczy obrzędu: „Tutaj podniesiono zwierzęta do godności członków rodziny. Ludzie strasznie to przeżywają i na pewno zwierzęta, które tu dzisiaj przyszły, po takim dniu będą miały dużo lepiej niż te, które żyją w miejscach, gdzie czegoś takiego nie ma”.

Abp Stanisław Gądecki daje nowoczesny komentarz teologiczny: „Jeżeli przez trzysta lat coś jest pielęgnowane, to znaczy, że ludzie tutaj podchodzą do tego poważnie. (...) Rozumieją, że są rodziną nie tylko w wymiarze międzyludzkim (...), ale że istnieje ta rodzinność poszerzona i o zwierzęta, i o wszystkie byty stworzone. (...) To wydaje mi się orędziem i przesłaniem Mikstatu najbardziej oczywistym i ubiegającym to, co dopiero ostatnio zostało powiedziane przez papieża Franciszka w encyklice »Fratelli tutti«”.

Można więc powiedzieć, że Mikstat wyprzedził swój czas.

Teatr

Obrzęd święcenia zwierząt staje się coraz bardziej teatrem. I to kolejna zmiana. Dbałość o wygląd pupilów ma też walor estetyczny, jak kostiumy czy scenografia w spektaklu teatralnym. Zmiana zwierząt z hodowlanych na domowe, a także uczestnictwo w procesji dzieci (dawniej ich udział, podobnie jak kobiet, był zakazany) również wpłynęły na widowiskowość obrzędu.

Hanna Gucwińska mówiła w 2004 r. tak: „Widać, ile troski włożono, żeby zwierzęta przyszły na paradę czyste, piękne, mają kokardki i inne ozdoby, są zadbane, a co najważniejsze, w ogóle nie są zestresowane... Zestresowani są raczej właściciele, bo każdy by chciał, żeby jego zwierzę wypadło jak najlepiej, żeby to jego przyjaciel był najpiękniejszy”. Brzmi trochę jak relacja z konkursu piękności, a zastąpienie słowa „procesja” – „paradą” nie jest bez znaczenia.

Jak podkreśla kulturoznawca Sylwester Łysiak, „ceremonialność cechująca współczesne obrzędy to głównie pokaz, formy zabawowe ujęte w odpowiedni scenariusz. Nie ma w niej nic z dawnego rytualnego porządku i znaczeń uświęconych sacrum. Zatem gdy funkcja magiczno-symboliczna obrzędu przestaje dominować, na pierwszy plan wysuwają się walory artystyczno-estetyczne”. Tak jest w wielu przypadkach święcenia zwierząt. Wraca się do tej tradycji bądź inicjuje ją w miejscach, w których dawniej nie istniała. Robią to franciszkanie, kościoły pod wezwaniem św. Rocha czy muzea. Muzeum w Ciechanowcu w Dniu Chleba zorganizowało obrzęd błogosławieństwa zwierząt, który miał charakter czysto widowiskowy.

– Tak, ten obrzęd coraz częściej przybiera formę wyłącznie teatralną – przyznaje Małgorzata Strzelec, rodowita mikstaczanka, wykładowczyni na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. – Jednak nie w Mikstacie.

Błogosławieństwo

Zmieniają się zwierzęta i nasz stosunek do nich, ale cel obrzędu pozostaje ten sam – poświęcić, żeby ochronić, pobłogosławić, żeby zwierzęta były zdrowe i mogły żyć w przyjaźni z ludźmi. Tak przynajmniej wynika z badań Małgorzaty Strzelec prowadzonych w tutejszej szkole, trzy razy, co pięć lat – w 2005, 2010 i 2015 r. Opublikowane zostały rezultaty dwóch pierwszych. Wynika z nich, że około 40 proc. dzieci mikstackich przyprowadza do poświęcenia swoje zwierzątka (75 proc. psa, 40 proc. kota, 20 proc. królika). Co dziesiąte dziecko przychodzi z koniem, co dwudzieste z krową. Niegdyś tak ważna krowa dziś zrównała się z gołębiem.

– Zadałam pytanie, dlaczego to robią – opowiada Strzelec. – I dzieci mówią, że chcą, żeby ich zwierzęta nie chorowały. Że św. Roch jest opiekunem zwierząt i przyprowadzają swoich pupili, bo chcą ich mu powierzyć. Żeby długo żyli i żeby dzieci mogły się nimi cieszyć. Czyli dominuje uzasadnienie o charakterze religijnym.

Padło też pytanie, czy w przyszłości należy kontynuować obchody odpustowe. 96 proc. odpowiada twierdząco. – Uważają, że to piękna tradycja, że bez niej bylibyśmy biedniejsi, że to wyróżnia Mikstat i że tak od pokoleń się dzieje.

Według etnografa Jana Stanisława Bystronia obrzęd błogosławieństwa zwierząt znany był w Polsce już w XVI w., a szczególną popularnością cieszył się na Mazowszu i Podlasiu. Jednak, na co wskazuje Oskar Kolberg, w wielu parafiach zaczął zanikać już pod koniec XIX stulecia. Dlaczego? Jak twierdzi Elżbieta Dąbrowska, powodem były „zmiany cywilizacyjne, rozwój kultury mieszczańskiej, powolna desakralizacja życia, a co za tym idzie – odejście od światopoglądu magicznego i przekształcenie obrzędu w ceremonię steatralizowaną, rozgrywającą się na planie społecznym o dominujących funkcjach ludycznych”.

Dlaczego więc w Mikstacie ten obrzęd przetrwał? Najprawdopodobniej dlatego, że nie stał się tylko i wyłącznie teatrem.

Narodowy Instytut Dziedzictwa przyznaje, że celebrowanie błogosławieństwa zwierząt w wielkopolskim miasteczku jest niezwykłym widowiskiem, zachowującym jednak „głęboką wymowę ­religijną”. Dla Małgorzaty Strzelec wymiar religijny tego święta jest najważniejszy: – Tutaj kładzie się silny nacisk na to, żeby to nie był tylko i wyłącznie folklor.

W jednym z tekstów pisze: „Wielokrotnie w środowisku można spotkać się ze stwierdzeniem, że w kulcie św. Rocha dominuje folklor. Zrealizowane wśród młodych mikstaczan badania oraz obserwacja zaangażowania parafian w uroczystości odpustowe zaprzeczają tym opiniom”. I tak: 56 proc. dzieci i młodzieży uczestniczy w porannej mszy świętej odprawianej w intencji gospodarzy (tuż przed święceniem), 30 proc. natomiast w sumie odpustowej.

Teatralizacja pewnych obrzędów przyczyniła się do utraty przez nie wymiaru religijnego. Wyodrębniono je z kontekstu święta, sprowadzono do rangi tylko i wyłącznie widowisk. Mieszkańcy Mikstatu dbają, by u nich do tego nie doszło.

Mieszkańcy

Parafianie w obrzędzie uczestniczą, ale na temat religii mówią niewiele. Florian Kołodziej w procesji idzie z końmi, jego żona dawniej chodziła z krowami.

– Tradycja. Tu z dziada pradziada – mówi Kołodziej. – Teraz to tylko parę koni idzie. No i psy, koty, świnki morskie, króliki, kury. W okolicy nikt krów nie trzyma. Tylko sąsiad, na mleko. Ale na procesję nie chodzi.

Konie to hobby pana Kołodzieja. Ale też pomoc w gospodarstwie. Dawniej wszystko robił koniem (orka, bronowanie pól, koszenie łąk), teraz zwozi nim jedynie drewno z lasu. – Nie potrzebuję transportu najmować.

– A wierzy pan, że św. Roch pomaga zwierzętom? – pytam.

– No może i tak. Ludzie wierzą.

Jerzego Pieca w domu nie zastaję. Krótką pogawędkę ucinam z jego żoną. – Jurek z początku nie jeździł. Teraz jeździ, tak z kilka lat. Bo konie u nas były zawsze. Ja to na obrzęd nie chodzę. Później w domu trzeba być, coś zrobić, jak ktoś przyjedzie.

Do rozmowy dołącza wnuczka Gabrysia. Ma siedem lat i dziadek zabiera ją na święcenie bryczką, co jej się bardzo podoba. Ona z kolei zabiera swojego psa Chrupka. A po święceniu rzecz obligatoryjna – budy, czyli jarmarki odpustowe.

I jeszcze pytanie do Piecowej:

– A czy wy się modlicie do św. Rocha?

– Modlę się.

Modli się także Urszula Brylewska, która jako jedyna przyznaje: – Kultywujemy obrzęd święcenia zwierząt ze względu na tradycję, ale też religię. Jedno i drugie.

– Modli się pani do św. Rocha?

– Oczywiście! Zresztą ja mam całą listę świętych, od każdej potrzeby. Mój najstarszy brat miał na imię Roch.

– A u nas w oborze Rożek wisi – dodaje córka Aleksandra. – Przed naszą agroturystyką, Chlebową Chatą, też. Jak przyszła pandemia, wystawiliśmy go i Rożek ma nas w opiece. Mamy nawet rzeźbioną kapliczkę św. Rocha, która już kilka lat przeleżała na strychu, tylko jeszcze nie znaleźliśmy dla niej odpowiedniego miejsca.

Rożek tu, Rożek tam. Tak o św. Rochu mówią Brylewskie.

Dawniej odpust to było wielkie święto. Obie panie są zgodne: – W PRL-u każdy dostał wolne, kiedy chciał, teraz nie, a odpust w zwykły dzień. Jednak coraz więcej przyjeżdża obcych ludzi, żeby zobaczyć, więc nie jest pusto. Najwięcej ludzi jest na święceniu. Kiedyś suma była gwoździem programu. Dziś obrzęd.

Dziedzictwo

Z księdzem Ordziniakiem siedzimy na plebanii i popijamy herbatę.

– Ksiądz widzi to powiązanie kultu św. Rocha, odpustu i obrzędu, ale my, zwykli ludzie, nie bardzo je dostrzegamy. Ten obrzęd jest dla nas przede wszystkim widowiskiem folklorystycznym.

– Dlatego dziesięć lat temu powołaliśmy do życia Szkołę św. Rocha. To zajęcia z dziećmi. Odkąd odpust z obrzędem zostały wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego ­UNESCO, tłumaczymy dzieciom, co to jest dziedzictwo. I one w pewnym momencie, poprzez na przykład burzę ­mózgów, dochodzą do wniosku, że my jesteśmy dziedzicami. A że jesteśmy dziedzicami, to musimy się troszczyć o dziedzictwo. I teraz jest szansa, że one od skorupki nasiąkną tym myśleniem. Kiedy już jako dorośli powrócą do chwil dziecięcych, będą rozumieć sens tego odpustu.

– Dlaczego odzieramy świat z sacrum?

– To bardzo proste – jest próba wyłączenia wiary z życia społecznego. Wiara jest pojmowana jako zniewolenie. Trochę jak twierdził socjalizm – że to opium dla mas. A proszę zobaczyć, że w przestrzeni, w której żyjemy, krzyże czy kapliczki przydrożne są oznaką wiary. Stawiano je, bo ktoś w dowód wdzięczności chciał o tym powiedzieć.

Proboszcz przypomina scenę z Ewangelii: – Pan Jezus przychodzi w odwiedziny. Marta troszczy się, żeby przyjąć go godnie, biega koło niego, a Maria sobie siada i słucha. Marta mówi: „Powiedz, żeby mi pomogła”, a Jezus odpowiada: „Nie. Ona wybrała najlepiej”. No więc właśnie – kwestia wykorzystania tego czasu sacrum. My tu biegamy, żeby się ładnie pokazać, a zapominamy o istocie sprawy.

– A po co nam takie obrządki jak święcenie zwierząt, potraw, samochodów?

– Poprzez obrzędowość wyrażamy również naszą wiarę. Proszę zobaczyć – obrzęd wigilijny. To nie jest tak, że sobie siadamy do stołu i jemy. Jest wspólna modlitwa, a później dzielenie się opłatkiem. To jest nam potrzebne, żebyśmy uzmysłowili sobie wartość tego, co przeżywamy. Poświęcenie wielkanocnych potraw to także przypomnienie, że Pan Jezus po zmartwychwstaniu spożył posiłek ze swoimi uczniami.

– A święcenie samochodów?

– Przy tym obrzędzie mówimy o odpowiedzialności. Tam jest w modlitwie powiedziane, by ci, którzy korzystają z tych pojazdów, bezpiecznie dotarli do celu, ale też, by umiejętnie z nich korzystali i nie byli zagrożeniem dla innych ludzi. Tak samo tutaj – przyprowadzamy zwierzęta, żeby św. Roch je chronił, ale też żebyśmy do zwierząt odnosili się z szacunkiem.

Plakat

Do Mikstatu trafiłam za sprawą plakatu Ryszarda Kai ze znanej serii „Polska”. Plakat wygląda jak wielki koronkowy obrus w stonowanych kolorach: bieli, czerni i szarości. W centralnym miejscu stoi zwalisty czarny byk. Na jego grzbiecie usadowiła się tłuściutka świnka z czarnymi plamkami, na nią wskoczył dumny pies, na psa kotek, na kotka kaczka, na głowę kaczki myszka, później ślimak i motylek. Na samą górę wzbił się gołąb. Na dole plakatu duży, szary napis: ­MIKSTAT.

Ryszard Kaja zamieszczał na Face­booku notki na temat swoich plakatów. W tym przypadku napisał: „Uroczystości w Mikstacie są sprzeciwem wobec codziennej brutalności człowieka w stosunku do zwierząt, są nie tylko świętem religijnym, lokalną tradycją, ale i wydarzeniem z pogranicza teatru, to jakby mistyczny performance w koronce odpustowej oprawy, dlatego nawiązanie w mym plakacie do współczesnej sztuki, do »Piramidy zwierząt« [Katarzyny Kozyry – B.Sz.] nie jest oczywiście przypadkowe”.

Małgorzata Strzelec: – Przy wpisie na listę UNESCO zastanawialiśmy się, jaki nadać tytuł naszemu dziedzictwu, jak nazwać to, co się tutaj dzieje. Proponowano „Błogosławieństwo zwierząt w Mikstacie”. Zaprotestowaliśmy, bo to tylko jeden z elementów. I teraz nazywa się to tak: „Uroczystości odpustowe ku czci św. Rocha z obrzędem błogosławieństwa zwierząt”. Brzmi zdecydowanie mniej marketingowo, ale według nas prawdziwiej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022