Strzeżmy słów

14.06.2021

Czyta się kilka minut

 / AB PHOTO / ADOBE STOCK
/ AB PHOTO / ADOBE STOCK

Też macie ochotę strzelać do sprzedawcy, który pakuje truskawki do foliowej torebki? W dodatku zwanej prawem kaduka „reklamówką”, choć jedyne, co reklamuje, to naszą wysoką tolerancję dla brudnego różu lub zieleni i dla obleśnego szelestu, jaki wydaje, lepiąc się do palców, polietylen niskiej gęstości. „Mało przepuszczalny dla pary wodnej”, piszą w specyfikacji technicznej tego tworzywa i widać to dobrze, gdy truskawki się pocą i zaparzają niemal natychmiast, nawet jeśli niesiemy je do domu zaledwie kilka minut. Przecież ludzkość zna i stosuje torebki z szarego papieru – być może kosztują parę groszy więcej, ale to ten moment, kiedy dorzucenie ich do ceny owoców jest naprawdę słuszne i pożądane. Także z uwagi na ogólny cel ograniczenia masy plastiku, który będą po nas odkopywać archeolodzy.

Truskawka nie ma systemu nerwowego, nie odczuwa bodźców ani emocji, więc pisanie o męce doznawanej przez nią w foliowym worku to publicystyczna przesada. Zwłaszcza jeśli porównać to z dosłownie okrutnym traktowaniem karpia, który dusi się w takiejż reklamówce grudniową porą, gdy nasz naród w przypływie łagodności pędzi do stajenki i wsuwa sianko pod obrus. Z kolei mówienie o torturach zadawanych rybie byłoby przejawem nie tylko złego gustu, lecz także karygodnym nadużyciem słów, które miewają jeszcze funkcje moralne, czasem ważniejsze od funkcji opisowej czy komunikacyjnej. Trzeba ich strzec i chronić przed wytarciem, by zachowały moc budzenia grozy w obliczu zła, które dzieje się tylko na poziomie międzyludzkim, a nie między człowiekiem a przyrodą.

Dlatego te ż wyrażenie „holokaust zwierząt”, częste w przekazach aktywistów prozwierzęcych, budzi mój sprzeciw nie tylko dlatego, że jest po prostu zbędne – zimny opis warunków na fermach wystarczy, by się odechciało na zawsze przemysłowego kurczaczka. Chodzi o uchylanie niebezpiecznych furtek w języku. Takich jak ta, przez którą sam przeszedłem, zaczynając ten felieton od czysto metaforycznego strzelania do sprzedawcy. Za dużo pamiętam sytuacji, gdy ludzie skądinąd zacni i pełni dobrych intencji dawali sobie prawo do całkiem prawdziwego strzelania w imię słusznej sprawy. Nie tak wcale dawno, nie tak daleko geograficznie i nie tak daleko mentalnie.

Jakiś miesiąc temu Francja zdecydowała się wydać Włochom dziesiątkę dawnych lewicowych terrorystów skazanych za mordy na tle politycznym i zamachy popełnione w latach 70., „latach ołowiu”, jak się tam nazywa ów okres niemal wojny domowej. Kilkudziesięcioro takich ludzi umknęło do Francji, gdzie prezydent Mitterrand oficjalnie dał im azyl polityczny, powołując się na republikańskie ideały i ochronę przed prześladowaniami. Kolejni prezydenci – z innej politycznej bajki także, wcale nie pałający sympatią dla idei rewolucji proletariackiej – podtrzymywali ten stan rzeczy, dając w ten sposób wyraz brakowi zaufania do stanu praworządności u sąsiada i partnera we Wspólnocie Europejskiej. Jakby Włochy to była jakaś barbarzyńska republika bananowa (owszem, w pewnych aspektach to jest państwo chore, upadłe i przeżarte zgnilizną, ale akurat ci terroryści mieli uczciwe procesy).

Nie miejsce tu na roztrząsanie, dlaczego Paryżowi przestało się akurat teraz opłacać chronienie tych „uchodźców”. Część z nich wtopiła się we francuskie społeczeństwo, część zdążyła poumierać, teraz do wydalenia wybrano tylko dziesiątkę najbardziej symbolicznych nazwisk. Pozornie odległa od naszych spraw historia rzuciła mi się w oczy przez swoje analogie, warte dalszego rozpoznania, do sytuacji, gdy niektórzy członkowie Unii zaglądają nam w garnki, jeśli chodzi o praworządność i niezawisłość sądów. Albo wręcz podważają to, czy potrafimy dalej zapewniać sprawiedliwe procesy.

A czy sprawiedliwe będzie teraz wsadzanie schorowanych staruszków za bomby i strzały z czasów, gdy byli zgrają nabuzowanych chorą ideologią studenciaków? I przecież nie zawsze musiało się to kończyć w ten sposób. W masowym i bardzo wtedy żywotnym lewicowym ruchu kontestacji i protestu działały dziesiątki tysięcy ludzi. Poświęcili swój czas, prywatne życie, a nieraz i święty spokój, przy czym ogromna większość z nich działała w granicach prawa, nawet jeśli uważali państwo za narzędzie klasowego ucisku. Deportacja, jeśli do niej dojdzie, odda tym bezimiennym nie-bojownikom sprawiedliwość: trzeba głośno powtarzać każdemu pokoleniu, że słuszność gniewu kończy się zawsze w chwili, gdy podnosimy rękę na drugiego człowieka, lub choćby tylko piszemy, że zasłużył na śmierć. Nawet gdy chodzi o krzywdy i ucisk, a nie tylko głupie kilo zmacerowanych w folii truskawek. ©℗

Po dłuższym rekonesansie znalazłem na swoim placu Na Stawach panią, która sypie truskawki do burych torebek. Po ich opróżnieniu nadmuchuję je, żeby móc z nich „strzelić” jak za przedszkolnych czasów. Nieodmienna to frajda, a co z truskawkami? Jestem na razie w fazie wstępnego dopiero znudzenia, nie chce mi się jeszcze robić wyszukanych ciast. Ale opowiem wam o prostym pomyśle, by sobie urozmaicić podwieczorek – na szybki krem sezamowy. Ubijamy na sztywno 300 ml śmietanki ze szczyptą soli i łyżką cukru pudru. Dodajemy sukcesywnie po jednej łyżce 250 g mascarpone, za każdym razem włączając na chwilę mikser na wolnych obrotach, aż powstanie dość sztywny krem. Na koniec wkręcamy ze 2-3 łyżki tahiny. Całość powinna być raczej wytrawna, nie dla dzieci. Dlatego truskawki, które następnie dodamy, można wcześniej pokroić na pół i skropić octem balsamicznym lub bardzo wytrawnymbiałym winem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2021