Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bilans ponad trzech miesięcy wojny między Hamasem a Izraelem na terytorium Gazy jest dramatyczny. Po stronie palestyńskiej to prawie 23 tys. zabitych Gazańczyków, w tym najmłodszych; większość z 2,3-milionowej populacji zmuszona do ucieczki z domów; ogromna część Gazy zamieniona w gruzy. Dla Izraela to pozostający w tunelach Hamasu zakładnicy (ponad 130, w tym dzieci), ciągły ostrzał izraelskich miejscowości, prawie pół miliona ludzi wysiedlonych z sąsiedztwa strefy walk. Na północy narasta intensywność starć z Hezbollahem po tym, jak izraelski zapewne dron zabił w Bejrucie jednego z liderów Hamasu oraz kilku innych wysokich rangą członków tego ugrupowania. Napięcie w regionie wzrosło też po zamachu w Iranie, w którym zginęło ponad 100 osób. Teheran tradycyjnie oskarża o to Izrael, choć do sprawstwa przyznało się Państwo Islamskie (sunniccy dżihadyści są skonfliktowani z szyickim Iranem).
Dynamika wydarzeń nie pozostawia nadziei – przeciwnie. Izraelska armia przewiduje, że krwawa operacja w Gazie, która ma wyeliminować bojowników i infrastrukturę Hamasu, potrwa rok. Tymczasem izraelska skrajna prawica pozwala sobie na hasła, których w Izraelu dotąd nie wypowiadano w przestrzeni publicznej. Ministrowie Itamar Ben-Gvir i Bezalel Smotrich wyrazili nadzieję na „dobrowolne emigracje” Gazańczyków po wojnie. Słowa te padły w kontekście bezpieczeństwa Izraela – a to są ci sami skompromitowani ministrowie, którzy nie potrafili obronić własnych obywateli przez hamasowską masakrą 7 października, będącą początkiem tej wojny. USA określiły tę wypowiedź jako „zapalną i nieodpowiedzialną”; skrytykowano ją nawet w izraelskich kręgach rządowych. Co nie oznacza oczywiście, że w kuluarach te pomysły nie padają.
Bo „dzień po wojnie” jest teraz stałym przedmiotem debat. Minister obrony Yoav Galant twierdzi, że nie ma możliwości powrotu do izraelskich osiedli, wycofanych z Gazy w 2005 r. (wkrótce po tym do władzy w Gazie doszedł Hamas). Zapewnia, że powojenną Gazą będą rządzić Palestyńczycy, „pod warunkiem, że nie będzie żadnych wrogich działań, gróźb wobec Izraela”.
Przed haskim trybunałem zaczyna się w tym tygodniu postępowanie w kwestii skargi wniesionej przez rząd RPA, w której zarzuca Izraelowi ludobójstwo. W zgłoszeniu można przeczytać, że Izrael dopuścił się masowego użycia siły i przymusowego wysiedlenia mieszkańców z Gazy, i że jest zaangażowany w „zbrodnie przeciw ludzkości i zbrodnie wojenne”.
Skoro może to potrwać jeszcze rok, trudno sobie wyobrazić, dokąd za ponad 300 dni zaprowadzi nas ten bezprecedensowy rozlew krwi w całym regionie.