Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niezależnie od wszystkich zasadnych i bezzasadnych zarzutów, jakie się stawia Jordanowi Petersonowi – człowiekowi, który stał się w ostatnich latach intelektualną gwiazdą internetu – jedno z całą pewnością należy mu poczytać za zasługę. Otóż, przynajmniej przez pewien czas, dzięki zainicjowanym przez niego dyskusjom czy raczej wiralowym falom ekscytacji bądź też oburzenia, w debacie publicznej na nowo zagościły tematy fundamentalne. Takie idee, jak sens życia, los, odpowiedzialność czy poszukiwanie swojego miejsca w świecie, pojawiły się nagle w słownikach wielu młodych ludzi zafascynowanych kanadyjskim psychologiem. Inna sprawa, że przekaz Petersona – mocno konserwatywny, indywidualistyczny, akcentujący niemal wyłącznie jednostkową odpowiedzialność i sprawczość, a momentami popadający w mizoginię – może być na dłuższą metę raczej źródłem frustracji i rozczarowania aniżeli głębokiej życiowej metanoi.
Jest jednak jeszcze inna lekcja, którą Peterson daje. Lekcja, której – jak sądzę – nie jest świadom ani on sam, kultywujący wizerunek przekonanego o swoich racjach bezkompromisowego intelektualnego macho, ani też wciąż entuzjastycznie i bezkrytycznie przyjmujący każde jego słowo wyznawcy.
Ale najpierw przypomnijmy kilka faktów. W kwietniu 2019 r. odbyła się oglądana na całym świecie debata pomiędzy Petersonem a Slavojem Žižkiem. Obserwowało ją – w Meridian Hall w Toronto – około 3 tys. osób, bilety osiągały astronomiczne ceny, a transmisja w sieci przyciągnęła rekordową publiczność. Nawiasem mówiąc – to akurat jest budujące, że w dzisiejszych czasach dyskusja dwóch intelektualistów potrafi wywoływać zainteresowanie i emocje przewyższające najbardziej nawet efektowne pojedynki spod znaku freak MMA. Tak czy inaczej, debata była gigantycznym frekwencyjnym sukcesem. I zakończyła się niekwestionowanym zwycięstwem Žižka, który – skądinąd podzielając sceptycyzm Petersona wobec rozmaitych nowolewicowych tożsamościowych narracji – rozmontował swojego adwersarza z elegancją co najmniej równą tej, z którą wcześniej zrobił to samo Sam Harris (w serii publicznych występów, ale przede wszystkim w dwóch rozmowach przeprowadzonych w ramach podkastu „Making Sense” – zdecydowanie polecam). Niedługo potem Jordan Peterson zapadł się pod ziemię.
Spekulacje nad tym, co się z nim właściwie stało, trwały kilka miesięcy. Na początku 2020 r. okazało się, że w związku z uzależnieniem od silnych benzodiazepin autor „Dwunastu życiowych zasad” przebywa w szpitalu gdzieś pod Moskwą. Nie pomogła mu nawet słynna dieta złożona wyłącznie z… trzech steków dziennie, z dodatkiem soli, popijanych wodą. W ten właśnie sposób Peterson od kilku lat komponuje swoje menu, podobnie czynią jego córka i żona. Twierdzi, że tylko te steki chronią go przed licznymi alergiami pokarmowymi, a poza tym człowiek nie jest, wbrew temu, co uważa nauka, przystosowany do jedzenia węglowodanów.
Mniej więcej w połowie 2020 r. Peterson powrócił i znowu zaczął pojawiać się publicznie, opowiadając przy tym dość rozlegle o kłopotach zdrowotnych, jakie go spotkały. W jego opowieści istotne miejsce zajmował pochodzący z Rosji zięć, który pomógł znaleźć podmoskiewską klinikę – nigdzie indziej bowiem nie zdecydowano by się na zastosowanie tak inwazyjnego leczenia (obejmującego m.in. podanie znieczulenia ogólnego i utrzymywanie pod respiratorem przez wiele dni, żeby „przeczekać” najbardziej dramatyczne symptomy odstawienne).
Dariusz Rosiak o Jordanie Petersonie: Milenialsi czekali na nauczyciela, który nimi wstrząśnie. Pokaże, że prawdziwe bohaterstwo polega na zmaganiu się z demonami, które rozrywają nasze dusze.
Być może również z uwagi na te rodzinne koneksje – choć powodów z pewnością jest więcej – od momentu napaści Rosji na Ukrainę Peterson praktycznie sprawy nie komentował. Kiedy już jednak skomentował, zrobił to w duchu świadomie bądź nieświadomie proputinowskiego „realizmu” à la John Mearsheimer: mamy do czynienia z wojną domową na Zachodzie; jej istotą jest starcie konserwatywnej wizji z lewackim demontażem cywilizacji; zamiast Putina drażnić, Zachód powinien go udobruchać, pójść na ustępstwa i całkowicie odpuścić Ukrainę. Cóż, ktokolwiek miał jeszcze jakieś złudzenia co do niezależności i nonkonformizmu Petersona, z pewnością przestał je mieć.
Jaka z tego jednak płynie – sygnalizowana na początku – lekcja?
Taka mianowicie, że niekiedy wystarczy tylko drobny wyłom w racjonalnych poglądach na świat – np. wiara, że trzy steki dziennie to gwarancja zdrowia, że globalne ocieplenie to mit (coś takiego niedawno sugerował Peterson w programie Joego Rogana) – żeby za chwilę znaleźć się na ciężkich politycznych i nie tylko politycznych manowcach. To jest niestety także casus Noama Chomsky’ego czy Naomi Klein, choć na temat ich upodobań dietetycznych nic mi nie wiadomo. ©