Stawiszyński: Indiana Jones i wielka obietnica

Filmowy archeolog obiecuje zaspokojenie jednej z najbardziej palących potrzeb naszej epoki.

08.07.2023

Czyta się kilka minut

Harrison Ford w „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” fot.  Jonathan Olley / Lucasfilm Ltd. /
Harrison Ford w „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” fot. Jonathan Olley / Lucasfilm Ltd. /

Oczywiście, wiele tu ma do rzeczy jakaś zupełnie nadzwyczajna wyobraźnia reżysera (to, ostatecznie, aż cztery razy na pięć – Steven Spielberg). A nade wszystko zdolność do spożytkowania jej na ekranie, co owocuje widowiskiem dopracowanym w każdym centymetrze, wizerunkami postaci i przedmiotów, które raz zobaczone, nieodwołalnie zostają w pamięci (ten kapelusz, ten bat, ta kurtka...). Do tego scenariusze zbudowane wedle najlepszych reguł rzemiosła, a zarazem doprawione szczyptą sekretnej substancji, która – nie do końca wiadomo, w jaki sposób – zamienia najlepsze rzemiosło w coś znacznie odeń większego. No i aktorzy, naturalnie. Oni także przecież, zwłaszcza charyzmatyczny Harrison Ford, przyczynili się do wielkiego sukcesu. Niemniej zasadnicze powody, dla których filmy o Indianie Jonesie zawładnęły masową wyobraźnią i od czterdziestu z okładem lat („Poszukiwacze zaginionej Arki” trafili do kin w 1981 r.) wcale nie zamierzają z tej władzy rezygnować – czego najlepszym dowodem wielki frekwencyjny sukces najnowszej odsłony, „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” – leżą, moim zdaniem, gdzieś indziej.

Najpierw jednak osobiste wspomnienie. Dobrze pamiętam te zamazane kopie odtwarzane w latach 80. na domowych magnetowidach. Nawiasem mówiąc – zwracam się teraz do tych Czytelniczek i Czytelników, którzy w tamtych zamierzchłych czasach żyli – czy także i wy musieliście się długo adaptować do jakości HD, a nawet do dzisiaj jeszcze całkiem się do niej nie zaadaptowaliście i gdzieś w głębi duszy tęsknicie za niepowtarzalną fakturą obrazu (dźwięku zresztą też) przegrywanych po wielokroć kaset VHS? Ja się niniejszym do takiej nostalgii przyznaję, nic nie poradzę, ostry kontur na ekranie nie pozwala mi się do końca cieszyć seansem – choć oczywiście dotyczy to wyłącznie filmów z lat 80. i 90., w tych późniejszych wyraźność już mnie tak nie odstręcza. Pamiętam więc bardzo dobrze filmy o Indianie Jonesie odtwarzane na domowych magnetowidach i starych telewizorach, które stawały się nagle portalami do innych wymiarów, nowych rewirów. Bramami, przez które w szarą, cokolwiek monotonną rzeczywistość wkraczały jakości na pierwszy rzut oka w niej nieobecne – tajemnicze starożytne artefakty, okultystyczne rytuały, egzotyczne plenery, zapomniana a potężna wiedza o takich rejonach bytu, o których nauka nic nie wie, wiedza dająca możliwości, o jakich nie śniło się największym bogaczom i najbardziej wpływowym politykom. Piszę „na pierwszy rzut oka w niej nieobecne”, bo przecież nie wywierałoby to takiego piorunującego efektu, gdyby nie towarzyszyło nam jakieś niewypowiedziane, a zarazem uchwytne – w snach, nagłych intuicjach, marzeniach, pragnieniach i fantazjach – poczucie, że za grubą zasłoną codzienności faktycznie rozpościera się jakieś odmienne uniwersum. I że stanowi ono widomą rękojmię, iż nasze życie nie jest wyłącznie dziełem przypadku, grą w kości w nieskończonym kosmosie, przechodzeniem z nicości w nicość, z bezsensu w bezsens. I że jeśli umiejętnie do tego podejść, z wystarczającą uważnością na z pozoru nieznaczące detale, a także, co bodaj najważniejsze, z czystym sercem, to wówczas w przedziwny sposób trafi się na właściwą ścieżkę.


CZYTAJ TAKŻE

NAJNOWSZE PRZYGODY INDIANY JONESA KRĘCĄ SIĘ WOKÓŁ OBSESJI NA PUNKCIE PRZESZŁOŚCI: 80-letni Harrison Ford jako Indiana Jones jest w „Artefakcie przeznaczenia” zachwycający, przede wszystkim dzięki opanowanej do perfekcji zwyczajności. Znów bohaterem zostaje bardzo niechętnie >>>


Dobro nie tylko się zatem opłaca – brzmi wielka obietnica Indiany Jonesa – ale pozwala dotrzeć tam, gdzie zło nigdy nie dotrze. Choćby nawet to ostatnie dysponowało, przynajmniej do czasu, wielką mocą i bogactwem – i tak nie wygra. Nie na tym bowiem wcale polega wygrana, że się ma moc i bogactwo, tylko na tym, że człowiek najpierw odkrywa, a potem włącza się w pewien przekraczający go, dany z zewnątrz, metafizyczny porządek. Co wcale nie musi oznaczać – i nie oznacza – że szczęście przynoszą wtedy atrybuty zamożności i siły. Przeciwnie – rodzi się ono nierzadko ze stanu zgoła odmiennego, a mianowicie akceptacji własnych ograniczeń.

Czy nie takie właśnie przesłanie tkwi w baśniach i mitach? W tym sensie Indiana Jones (podobnie zresztą jak Luke Skywalker – z innej wielkiej sagi) to archetypowy baśniowy bohater, który w nowoczesnych dekoracjach podąża dokładnie tą samą drogą, co wszyscy baśniowi bohaterowie wszystkich czasów. A my z nim – oczywiście. Zwłaszcza dzisiaj – wydaje się – jest to podróż wyjątkowo atrakcyjna. O ile bowiem w latach 80. i 90. Indiana Jones symbolizował także (co częste w amerykańskim kinie tamtej dekady) „kolektywny Zachód” zwyciężający sowieckie imperium zła, o tyle współcześnie staje się znakiem czy też, no właśnie, obietnicą, że towarzyszący nam chaos i niecne knowania tych, którzy próbują zbić na nim kapitał, również dadzą się w końcu efektywnie ukrócić.

Co więcej, doktor Jones zaspokaja także potrzebę – czy też raczej należałoby powiedzieć: obiecuje jej zaspokojenie – o której Carl Gustav Jung, było nie było przenikliwy znawca ludzkiej psychiki, powiedział kiedyś, że jest w naszej epoce jedną z najbardziej palących. A mianowicie – potrzebę wtajemniczenia. A zatem doświadczenia wglądu w ukryte rejestry rzeczywistości, z perspektywy których akcydentalne, wydawałoby się, układy zdarzeń i rzeczy okazują się przemyślnie uporządkowane.

Doprawdy trudno się dziwić, że w naszym niestabilnym i skomplikowanym świecie wciąż w tę obietnicę składaną przez Indianę Jonesa chcemy wierzyć. A czy ma pokrycie? Z jednej strony nie wiemy tego, z drugiej natomiast: czy to aż tak ważne? W każdym razie – co do tego nie ma wątpliwości – ufamy w nią zapamiętale przez mniej więcej dwie godziny wybornej filmowej rozrywki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Eseista i filozof, znany m.in. z anteny Radia TOK FM, gdzie prowadzi w soboty Sobotni Magazyn Radia TOK FM, Godzinę filozofów i Kwadrans Filozofa, autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii”, „Co robić przed końcem świata” oraz „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Indiana Jones i wielka obietnica