Stacja Tropiki

Z ich miłości do nauki oraz do Ameryki Południowej rodzi się właśnie pierwsza polska stacja badawcza w tropikach.

09.12.2019

Czyta się kilka minut

Izabela Stachowicz na Gran Sabana, wrzesień 2015 r. / ARCHIWUM IZABELI STACHOWICZ /
Izabela Stachowicz na Gran Sabana, wrzesień 2015 r. / ARCHIWUM IZABELI STACHOWICZ /

Kiedy Polka oznajmia, że emigruje do Ameryki Łacińskiej, zwykle za tą decyzją – przynajmniej w przekonaniu ciotek i dalszych znajomych – stoi jakiś Alejandro, Rodrigo lub inny Juan. Ale to będzie opowieść o Polkach, które bohaterami swej latynoskiej telenoweli uczyniły kolumbijskie storczyki i wenezuelskie sawanny. Za sprawą ich fascynacji powstaje pierwsza polska stacja badawcza w tropikach.

Dzieło przypadku

Doktor Marta Kolanowska z góry przeprasza za zapach etanolu zmieszanego z formaldehydem, który w jej gabinecie na Uniwersytecie Łódzkim ulatnia się z setek małych próbek roślin, które niedawno przyleciały z Papui-Nowej Gwinei.

Marta ze współpracownikami opisała przeszło 200 nowych gatunków storczyków. O jej dokonaniach pisał „Washington Post”, a odkryty przez nią storczyk Telipogon diabolicus trafił na listę Top New Species 2017 roku. To dzięki niej już niedługo będziemy mogli pochwalić się polską jednostką badawczą w Kolumbii.

A wszystko, jak mówi, to dzieło przypadku.

Do Ameryki Południowej trafiła 12 lat temu, gdy wygrała konkurs o bioróżnorodności – organizowany przez ambasadę Kolumbii w Warszawie. Wraz ze studentem z UJ pojechała wtedy do Parku Narodowego El Cocuy, aby... zmarznąć na kość i wrócić z kwitkiem. W ciągu dwóch tygodni pozbyła się złudzeń, jakoby Kolumbia była synonimem upału i owocowych drinków z palemką.

W El Cocuy na wysokości 4200 m n.p.m. chłód nie pozwalał jej zasnąć. Pewnej nocy było tak zimno, że bała się postawić stopy na podłodze, bo czuła, jakby palce miały jej odpaść. Bez prądu, za to z niską temperaturą i małą ilością tlenu w powietrzu, odkrywała dotąd nieznane jej ekosystemy. Przy okazji krótkiej wizyty w najbliższym mieście Villa de Leyva skradziono jej wszystkie pieniądze i paszport.

Wtedy jeszcze nie wiedziała, że w kolumbijskich autobusach się nie drzemie, tylko czuwa.

Złe dobrego początki

Kiedy pytam, czy przypuszczała, że będzie zajmować się storczykami i bioróżno­rodnością w Kolumbii, odpowiada bez zastanowienia: – W życiu!

Będąc dzieckiem myślała, że zostanie policjantką. Ćwiczyła judo. Gdy została studentką Uniwersytetu Gdańskiego na Wydziale Biologii, była przekonana, że będzie badać zwierzęta. Rośliny wydawały się jej nudne. Ale pierwsze zajęcia terenowe z botaniki i wyjazd do Kolumbii zmieniły wszystko. – Kolumbię albo się kocha, albo nienawidzi. Mnie przydarzyło się to pierwsze – opowiada.

Mimo mocnych pierwszych wrażeń z Ameryki Południowej wiedziała, że musi tam wrócić. – Andy są idealne do badania ewolucji. Pasmo andyjskie powstawało nierównomiernie, okresowo, w bardzo szybkim tempie. Wypiętrzało się, tworząc bariery geograficzne dla różnych gatunków roślin i zwierząt – opowiada.

W Kolumbii można spotkać aż 10 proc. wszystkich znanych ludzkości gatunków roślin. Co więcej, Kolumbia kryje w swoich lasach tysiące nieznanych jeszcze ludzkości gatunków, o których istnieniu niestety nigdy się nie dowiemy. – Człowiek rzucił się na kosmos, a my dalej nie wiemy, co jest na Ziemi. I to nie jest tak, że już prawie wszystko odkryliśmy i niewiele brakuje do pełnego poznania. W rzeczywistości nie wiemy prawie nic – uważa Kolanowska.

– W zależności od regionu mamy nawet o 40 proc. więcej wymierania, niż wynikałoby to z oficjalnych danych, bo część gatunków nie była nigdy opisana, więc nikt nie zanotował, że już ich nie ma – wyjaśnia.

Kłamstwo i oszustwo

Gdy Marta opowiada o storczykach, widać, że to jedna z najważniejszych miłości jej życia. Miłość niełatwa, bo jak sama twierdzi, storczyki są mistrzami kłamstwa, wykorzystania i oszustwa. Orchidee nie tworzą symbiozy. Żyją na drzewach, na koszt obecnych w ich środowisku grzybów, nie dając w zamian nic prócz wyglądu.

Storczyki, niczym femme fatale, kuszą i uwodzą zapylacze, czyli owady, które nie wiedząc, że właśnie padły ofiarą okrutnego wykorzystania, dokonują pseudokopulacji: – Samiec podlatuje, próbuje kopulować nieświadomy tego, że to nie jest partnerka, i podczas tego procesu zbiera pyłkowiny. Ale robi to, bo ważka, czyli najważniejszy z płatków storczyka, wydziela substancje podobne do feromonów samicy oszukiwanego owada.

Dla badaczy storczyki też nie mają litości. Kwitną krótko. Szansa na to, że akurat w czasie badań trafi się na ich kwitnienie, czyli jedyny moment, który pozwala na określenie ich odmienności gatunkowej, jest nikła. Mimo to doktor Kolanowska nie ustaje w poszukiwaniach nowych gatunków tych kwiatów. – Chyba nie było wyjazdu, z którego wróciłabym bez nowego gatunku – przyznaje.

Lek na wszystko

Jak w każdej szanującej się telenoweli, tak i tu perypetii jest mnóstwo.

– Chcielibyśmy robić również inne badania – przyznaje doktor Kolanowska. – Dla nas najciekawsze byłoby przeprowadzenie badań genetycznych i zbadanie, czy te gatunki, które występują po dwóch stronach Andów, się różnią, czy też nie. Czy może są to gatunki kryptyczne, czyli takie, które z wyglądu są identyczne, ale genetycznie zupełnie odmienne.

Jednak rząd kolumbijski niechętnie wyraża zgody na badania genetyczne roślin. Obostrzenia wynikają z faktu, że Kolumbia nie chce, by zagraniczne firmy farmaceutyczne korzystały z bioróżnorodności kraju, co mogłoby zachwiać równowagą ekosystemów i jednocześnie nie przynieść zysku lokalnym koncernom.

Jak dotąd tylko 5 proc. roślin tropikalnych zostało przebadanych pod kątem działania medycznego. Tymczasem Marta i jej koledzy z Uniwersytetu Łódzkiego prowadzą badania nad anty­nowotworowymi właściwościami storczyków ekwadorskich. O ile w sąsiednim Ekwadorze niektóre badania genetyczne są dopuszczone, o tyle stwierdzenie, czy dany storczyk w Kolumbii jest faktycznie nowym gatunkiem, jest złożonym procesem.

– Trzeba sprawdzić, czy taki gatunek nie był już kiedyś opisany. Nie jest to problem, jeśli tych podobnych gatunków jest dziesięć. Co innego w przypadku dużych grup, jak rodzaj Lepantes, do którego zaliczamy ponad 700 gatunków i trzeba sprawdzić je wszystkie. Szukamy tego najbardziej podobnego i jeśli odnotujemy wystarczająco duże różnice morfologiczne, możemy podejrzewać, że to nowy gatunek – wyjaśnia założycielka polskiej stacji w Kolumbii.

Do trzech razy sztuka

O doktor Izabeli Stachowicz słyszałam już ponad dwa lata temu podczas wizyty w Caracas. Ówczesny konsul Polski opowiadał mi o Polce, której miłość do badań fauny Wenezueli jest dużo większa niż hiperinflacja krajowej waluty. A to spory komplement.

Izabela zakochała się w Wenezueli od pierwszej próby zdobycia szczytu Tramén Tepui w 2009 r. Dwukrotnie, wraz z himalaistami Markiem Arcimowiczem i Michałem Kochańczykiem, bezskutecznie mierzyła się z górą. Za trzecim razem, w 2012 r., w końcu zdobyła szczyt, po drodze odkrywając nowy gatunek motyla oraz żaby. Tramén Tepui nie było jednak szczytem jej marzeń. Chciała więcej. Bez znajomości hiszpańskiego, ale z motywacją, zaczęła doktorat w kraju tonącym w chaosie.

Na rozmowę umawiałyśmy się trzy razy. Za pierwszym i drugim razem przeszkodziły nam przerwy w dostawie prądu. Przy trzecim podejściu Iza łapie zasięg, wychylając głowę przez okno. Wspomina, że gdy zaczynała studia w Caracas w 2013 r., dziesięć dni przed oficjalnym ogłoszeniem śmierci rewolucjonisty-dyktatora Hugo Cháveza, w kraju jeszcze nie było tak źle. Na początku miała nawet stypendium. Starczało na kino i od czasu do czasu na jedzenie na mieście.

Teraz, będąc po doktoracie i pracując dla Wenezuelskiego Instytutu Badawczego, za wypłatę może kupić 30 jajek. – Dużych jajek – dodaje. W 2014 r. wyczerpały się fundusze naukowe. Iza musiała więc zarobić na badania. Pracowała dla ambasady. Pisała wnioski o dofinansowanie do zagranicznych instytucji. Osobiście naprawiła samochód terenowy, sprowadzając części z Kolumbii. Wszystko po to, aby móc kontynuować badania na południu Wenezueli w regionie Gran Sabana.

Tam od pięciu lat za pomocą fotopułapek rejestruje przemieszczające się zwierzęta.

Jak narkotyk

Socjalistyczny ustrój i galopująca inflacja okazały się tylko częścią wyzwań. Aby dojechać w rejon badań, Izabela spędza dwa dni w podróży. Gdy zaczynają się bagniste tereny, zostawia auto, bierze prowiant i idzie na piechotę.

Podczas badań pokonuje pieszo przeszło tysiąc kilometrów. Najczęściej nocuje w indiańskiej wiosce Warapata. Bez prądu, bez wody. Po kilkunastu godzinach pracy w terenie wraca, aby przyrządzić posiłek na palenisku. Z Indianami, na co dzień posługującymi się językiem arekuna, rozmawia z pomocą tłumacza. Musi im wyjaśnić, na czym polegają jej badania, aby uchronić siebie i swoje foto­pułapki przed ich podejrzliwością.

Nie zawsze to się udaje. – Nie wszystkie wioski w okolicy wiedziały, czym się zajmuję. Pojawiły się plotki, że wydobywam złoto przy użyciu kamer, a ostatnio powiedziano mi, że myślą, iż wieszam bomby na drzewach – opowiada doktor Stachowicz.

Jak twierdzi, życie w tym kraju niekiedy jest balansowaniem na granicy absurdu. Surrealizm dnia codziennego jest tym, co przyciąga i przeraża jednocześnie: – Wenezuela daje i odbiera. Jest jak narkotyk. Wiesz, że ci robi krzywdę, ale i tak bardzo ciężko jest ją rzucić.

Jednak kiedy w ostatnich miesiącach zaczęła mierzyć czas według dostaw prądu i wody, zdecydowała się przyjechać na chwilę do Polski. Znajomi z UJ powiedzieli jej o Marcie Kolanowskiej. Wkrótce Iza dołączyła do zespołu pierwszej stacji badawczej w tropikach.

Polska w tropikach

Nasz kraj jak dotąd posiadał dwie stałe stacje badawcze, obie na obszarach polarnych. Stacja w tropikalnym lesie, między Pasto i Mocoa, to – jak wiele w życiu Marty – przypadek. Pewnego dnia siedziała w dolinie Sibundoy i usłyszała, jak ktoś przy obiedzie rozmawiał o ziemi na sprzedaż. – Mówili, że ktoś sprzedaje ziemię, która jest daleko od miasta, i że jest tam las. Byłam przekonana, że zgodnie z prawem kolumbijskim osoba z zagranicy nie może ot tak kupić lasu. Wtedy tylko wspomniałam, że fajnie by było to robić. Siostra znajomego sprawdziła przepisy i okazało się, że jednak można. I tak się zaczął projekt – wspomina Marta.

Już wtedy wiedziała, że powstanie stacji badawczej w tropikach będzie przełomem dla nauki polskiej i nie tylko. Jak zapewniają badaczki, pożytek z polskiej bazy w Kolumbii prędzej czy później odczuje każdy. – Polska nie leży daleko od tropików. Leży dużo bliżej, niż nam się wydaje – przekonuje doktor Stachowicz. – Coraz częściej mamy ochotę na awokado, mimo że nie jest elementem naszej lokalnej diety. Decydując się na awokado, poruszamy całe ekosystemy w Meksyku, gdzie wycinane są lasy pod ich uprawę.

Podobnie jest z tropikalnymi lasami w Kolumbii oraz w innych regionach Ameryki Łacińskiej, gdzie karczuje się je pod hodowlę bydła i uprawy. To, czy w przyszłości będziemy zaczynać dzień od mocnego espresso, czy też zostaniemy skazani na kawę zbożową, zależy od tego, czy uda się te tropiki uratować. Ani mango, ani kawa nad Wisłą nie urosną.

– To nasza odpowiedzialność. Nie jest to żadna fanaberia, ale realna potrzeba, bo to jest najbogatszy i zarazem najbardziej zagrożony ekosystem na świecie – podkreśla Iza. Rząd Kolumbii nie jest w stanie sam objąć ochroną wszystkich terenów tropikalnych. Koszty przewyższają możliwości budżetu. Terenów jest za wiele, a lokalnych naukowców za mało.

Wchodząc na teren rezerwatu, turyści będą mogli się poruszać tylko po wyznaczonych szlakach po prawej stronie lasu. Reszta rezerwatu będzie przeznaczona dla profesjonalistów. Taki jest plan. A tam, gdzie teren jest płaski, można zbudować stację noclegową. Będzie kilka miejsc dla tych naukowców, którzy nie zdecydują się spędzić nocy na hamaku w lesie, parę łóżek dla studentów i dla turystów.

Choć miejscowi Indianie już szykują pamiątki dla przyjezdnych z Polski, będzie to miejsce raczej dla poszukiwaczy przygód niż amatorów all inclusive. A przede wszystkim dla Marty oraz Izy, które wraz z zespołem polskich naukowców mają szansę ocalić ginące gatunki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Studiowała nauki polityczne na Universidad de los Andes w Bogocie. W latach 2015-16 pracowała dla Hiszpańskiego Instytutu Nauki CSIC w departamencie antropologii w Barcelonie. Mieszkała w Kolumbii, Meksyku, Peru i Argentynie. Przeprowadzała wywiady m.in. z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2019