Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W cieniu czterdzieści dwa stopnie. I tak dzień w dzień, cień w cień, od dni kilkudziesięciu. Madrytczycy łakną choćby trzydziestu jak kanie dżdżu, a tu czterdzieści i czterdzieści w dwa tysiące piętnastym czerwco-lipcu. A co z tym teatrem, ja się pytam branżowo? Jak tu próbę zrobić, jedną, drugą, kolejną? Tak hartuje się stal.
Brazylijska aktorka bezustannie twierdzi, że w Brazylii jest lepiej, że tam lepsza, znośniejsza spieka, bo wilgotno, a w Madrycie sucho. Z tego, co przypomina sobie przegrzana galaretka mojej mózgownicy, to Michał Choromański miał inne zdanie, zdanie przeciwne, które umiał znakomicie uzasadnić. Na szczęście nie muszę robić prób w Kurytybie...
O zdradliwości klimatyzacji życia codziennego pisze się w kraju Piastów mało, o bezwzględnej raptowności dwukrotnej różnicy temperatur, szokujących skokach przechodniów do sześcianów z zimnym powietrzem. My – Polacy – mamy szczęście, że (jeszcze) nie musimy się o tym rozpisywać, nie od razu, mili, nie od razu, ocieplenie planety od razu tak nie wali nad Wisłę.
W każdym razie w klimatyzacji czyhają liczne niebezpieczeństwa, z których głównym jest awaria klimatyzacji. Próba kontynuacji próby w hali z przegrzaną klimą kończy się paniczną ewakuacją personelu w ofercie last minute oraz znacznym ubytkiem morale dość kosmopolitycznego zespołu aktorskiego.
Nie wiem, jak było w Grecji dwa i pół tysiąca lat temu, u zarania – pewnie ciepło. Wiem, że na Wyżynie Kastylijskiej Anno Domini 2015, w temperaturze powyżej czterdziestu stopni spoconego Celsjusza, uprawianie starożytnej sztuki teatru napotyka trudności strukturalne nawet w cieniu. Wachlarz, wachlarz! Królestwo za wachlarz! ©