Sparta czerwonomorska

Maleńka Erytrea i Isaias Afewerki, rządzący nią jak dyktator, wyrastają na żandarmów burzliwego Rogu Afryki.
w cyklu STRONA ŚWIATA

02.04.2021

Czyta się kilka minut

Przywódca Erytrei Isaias Afewerki (z prawej) podejmowany w Addis Abebie przez premiera Etiopii Ahmeda Abiya, lipiec 2018 r. / Fot. AA / ABACA / EAST NEWS /
Przywódca Erytrei Isaias Afewerki (z prawej) podejmowany w Addis Abebie przez premiera Etiopii Ahmeda Abiya, lipiec 2018 r. / Fot. AA / ABACA / EAST NEWS /

Obywatele starożytnej Sparty uważali się za równych królom, a najwyższą władzą w państwie było zgromadzenie wojowników, doskonalących się w żołnierskim rzemiośle i toczących niezliczone wojny z innymi państwami Hellady oraz Persją. W Erytrei, czerwonomorskiej Sparcie, władzę dyktatorską sprawuje prezydent, a obywatele nie znaczą nic. Ze Spartanami łączy ich jedynie to, że przez całe dorosłe życie służą w wojsku: spędzają je w koszarach, toczą wojny z sąsiadami lub się do nich nieustannie przygotowują.

Zdobywcy Tigraju

Najnowszą z wojen prowadzą właśnie w Tigraju, położonej za miedzą zbuntowanej prowincji etiopskiej. Erytrejczycy najechali ją jesienią wraz z armią rządową z Addis Abeby. Wzięci w dwa ognie (od północy 10 tysięcy Erytrejczyków i ich lotnictwo, od południa – wojska etiopskie), Tigrajczycy ustąpili pola. Nie złożyli jednak broni, lecz wycofali się w góry, znane im znakomicie, za to niedostępne dla obcych, by z tamtejszych kryjówek toczyć kolejną wojnę na wyczerpanie. 

Zapłatą za pomoc w stłumieniu rebelii w Tigraju stało się wydanie Erytrejczykom podbitej prowincji na łup. Od grudnia erytrejscy żołnierze zajmują się głównie mordowaniem tigrajskich cywilów, gwałtami, plądrowaniem i paleniem miast i wiosek, wyrębywaniem ogrodów, niszczeniem kanałów irygacyjnych. Wtórują im milicje zbrojne Amharów, sąsiadów i kuzynów Tigrajczyków, rywalizujących z nimi w walce o ziemię i władzę. Brutalność najeźdźców ściągnęła na rządzących z Addis Abeby potępienie i groźbę sankcji.

Etiopski premier Abiy Ahmed, oskarżany dziś o wojenne zbrodnie, a półtora roku temu nagrodzony Pokojową Nagrodą Nobla, długo zaprzeczał, że wezwał Erytrejczyków do pomocy przy tłumieniu rebelii w Tigraju. Dopiero w ostatnim tygodniu marca oficjalnie to przyznał i grzecznie wyprosił ich z kraju. 

Władze Erytrei wystąpienie etiopskiego premiera pominęły milczeniem. Nie wiadomo, czy oznacza to, że erytrejskie pułki nie zamierzają opuszczać Tigraju, czy że Isaias Afewerki, prezydent z Asmary, jedynie wściekł się na Etiopczyka, który ujawnił to, co miało pozostać tajemnicą.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Cesarz z Addis Abeby


Erytrejczyk zrobi bowiem, co zechce. Jego kraj, ponad dwudziestokrotnie mniej ludny i dziesięciokrotnie mniejszy od Etiopii, nie boi się już sąsiadki, która jeszcze niedawno uchodziła za regionalną potęgę. Jej wojsko, uchodzące kiedyś za najbitniejsze w całym regionie, niewiele dziś znaczy. Większość oficerów i żołnierzy stanowili Tigrajczycy, którzy po buncie ich ojczyzny zostali zwolnieni albo sami odeszli ze służby; w Tigraju znajdowały się też najbogatsze magazyny broni Etiopczyków. Podzielona i zdemoralizowana etiopska armia nie jest dziś w stanie zapanować nawet nad zbrojnymi milicjami Amharów, którzy korzystając z okazji przybyli „z ogniem i mieczem” do Tigraju, by mordować i rabować sąsiadów.

Bracia wrogowie

A jeszcze niedawno, gdy to Tigrajczycy rządzili w Addis Abebie, erytrejski tyran widział w Etiopii najgorszego wroga i największe zagrożenie dla swojego panowania. Zanim poróżnił się tak bardzo z Tigrajczykami, był ich towarzyszem broni i nauczycielem walki partyzanckiej. 

Leżąca na czerwonomorskim wybrzeżu Erytrea była przed wiekami prowincją etiopskiego królestwa. Potem to uniezależniała się od Etiopii, to jej podlegała, to przechodziła pod władanie obcych zaborców: Egiptu, Arabów, osmańskiej Turcji, włoskich faszystów Mussoliniego, a w końcu Brytyjczyków, którzy w 1952 roku znów oddali ją Etiopii, pod warunkiem, że Addis Abeba szanować będzie autonomię nowej-starej prowincji. Etiopczycy wszystko obiecali, ale już 10 lat później cesarz Hajle Sellasje posłał do Erytrei wojsko i wcielił ją do swojego królestwa.

Erytrejczycy chwycili za broń. W połowie lat 70., gdy armia obaliła cesarza i przejęła władzę w Addis Abebie, do Erytrejczyków przyłączyli się partyzanci z Tigraju, którzy w swoich górach także wywołali zbrojne powstanie. W 1991 roku partyzanci pokonali dyktatora z Addis Abeby, Tigrajczycy przejęli władzę w Etiopii, a Erytrejczycy, po trzydziestoletniej wojnie, ogłosili niepodległość. Towarzysze broni z Tigraju nie protestowali i w 1993 roku Erytrea stała się pierwszym we współczesnej Afryce państwem, które powstało wskutek secesji i zmiany granic, uważanych dotąd na Czarnym Lądzie za nienaruszalne.

Przywódcą niepodległej Erytrei został Isaias Afewerki, dawny partyzancki komendant. Nie przyszło mu nawet do głowy, by władzę zdobytą na wojnie uprawomocnić w wolnych wyborach. Zgodził się tylko na niepodległościowy plebiscyt, bo od spełnienia tej formalności przywódcy Afryki uzależniali uznanie Erytrei jako państwa.

Umierać za Badme

Tigrajczycy, którzy z partyzantów przeistoczyli się w nowych władców Etiopii, wkrótce zaczęli żałować, że tak łatwo rozstali się z Erytreą, jedynym dostępem do Morza Czerwonego i biegnących nim szlaków handlowych. Niedługo po rozwodzie zaczęły się pierwsze spory o rozliczenia z przeszłością, podział majątku i granice. W 1998 roku kłótnia o to, do kogo należy miasteczko Badme, półtoratysięczna dziura, doprowadziła do wybuchu nowej wojny.

Potrzebowali jej zarówno rządzący z Addis Abeby, jak z Asmary. Tigrajczycy jako władcy regionalnego mocarstwa nie odnosili się już do Isaiasa Afewerkiego jak do nauczyciela i mistrza, ale raczej widzieli w nim ubogiego krewnego, któremu dając nauczkę dowiedliby przed Etiopczykami swojego patriotyzmu. Erytrejczykowi wojna też spadła z nieba. Jego poddani zaczynali coraz zuchwalej domagać się obywatelskich swobód i narzekać, że nie po to znosili przez tyle lat trudy wojny, by wolność oznaczała jedynie niezależność od Etiopii. Nowy konflikt dał Afewerkiemu pretekst, by wprowadzić w młodym kraju koszarowe rygory.

Wojna, choć toczyła się tylko na niewielkim odcinku granicy i jedynie przez dwa lata, zakończyła się śmiercią 100 tysięcy żołnierzy. Zagraniczni rozjemcy przyznali sporną mieścinę Erytrei, ale Etiopczycy, którzy ją zajęli podczas wojny, nie posłuchali wyroku i nie wycofali wojsk. Afewerki specjalnie nie naciskał. Bał się, że jeśli przygraniczny konflikt rozpali się pełnym ogniem, silniejsze, etiopskie wojska mogą pomaszerować prosto na Asmarę i zagrozić jego władzy. Stan „ni to wojny, ni to pokoju” bardzo mu odpowiadał. Mógł uskarżać się na sąsiadkę-awanturniczkę i zrzucać na nią winę za wszystkie swoje błędy.

Tylko raz, po konflikcie granicznym z Etiopią, w Asmarze podniosły się głosy protestu, a 15 dawnych, najbliższych towarzyszy Afewerkiego z czasów wojny wyzwoleńczej zażądało od niego, by wprowadził obywatelskie wolności i demokrację. Afewerki kazał wszystkich aresztować, a po 11 z 15 buntowników wszelki ślad zaginął.

W koszarach

Choć za dwa lata Erytrea świętować będzie 30. rocznicę niepodległości, nigdy jeszcze nie przeprowadzono w niej wolnych wyborów. Od wymuszonego plebiscytu niepodległościowego władze nigdy więcej nie zapytały Erytrejczyków o zdanie w jakiejkolwiek sprawie. W państwie działa jedna, jedyna partia rządząca. Kiedyś odwoływała się do komunizmu w chińskim stylu, a po jego bankructwie przestawiła się na kapitalizm w chińskim stylu – władza absolutna w polityce połączona z dominacją państwa w gospodarce, działającej według rynkowych reguł. 

Działalność opozycji jest zakazana, niezależne gazety, telewizje i rozgłośnie radiowe zostały pozamykane zaraz po granicznej wojnie z Etiopią. Pod względem cenzury wszystkiego, co się mówi publicznie, od Erytrei gorsza jest tylko Korea Północna. Władze nigdy nie opublikowały budżetu państwa, a zagraniczni badacze podejrzewają jedynie, że jedna piąta wszystkich pieniędzy ze skarbu państwa idzie na wojsko i służby bezpieczeństwa.

Wojna i życie w stanie wojennego zagrożenia sprawiły, że w Erytrei od ćwierć wieku obowiązuje faktyczny stan wyjątkowy. Służba w wojsku jest obywatelskim obowiązkiem. Miała trwać półtora roku, ale zmieniono ją na bezterminową i nierzadko rekruci spędzają w mundurze większość dorosłego życia. Jeśli akurat gdzieś nie walczą, żołnierze wykorzystywani są do nieodpłatnej (poza żołdem) pracy w rozmaitych gałęziach gospodarki – ONZ nazywa to pracą niewolniczą. Nieprzerwana służba i życie na rozkaz okazały się dla Afewerkiego zabezpieczeniem przed ulicznymi rewolucjami, które wstrząsają Rogiem Afryki (w ostatnich dziesięciu latach obaliły reżimy w Egipcie i Sudanie oraz wymusiły polityczne zmiany w Etiopii, a nawet w Somalii) oraz Bliskim Wschodem.

Pan Rogu Afryki

Afewerki, dobiegający powoli osiemdziesiątki, polityki uczył się u Chińczyków w czasach, gdy w Pekinie trwała rewolucja kulturalna i panował przewodniczący Mao. Były amerykański ambasador z Asmary w ujawnionych depeszach dyplomatycznych określał dyktatora Erytrei mianem paranoika i mistrza pałacowych intryg. Jest skryty i podejrzliwy, sam o wszystkim decyduje, wszędzie wietrzy spisek, tropi i bezlitośnie pozbywa się rywali czy zdrajców. Nigdy nie zadrżała mu ręka, gdy przychodziło sięgać po przemoc, nigdy nie brzydził się paktów z diabłem, jeśli tylko widział w tym dla siebie korzyść. 

Etiopię uważał za największe zagrożenie i najgorszego wroga, robił więc wszystko, by jej zaszkodzić i ją osłabić. Zwalczał w Erytrei rodzimych muzułmańskich fanatyków, ale wspierał somalijskich talibów z ugrupowania asz-Szabab, gdy walczyli z Etiopią. Naraził się na amerykańskie sankcje, ale z tarapatów wyratowali go arabscy szejkowie z Abu Zabi i Dubaju – kolejnej Sparty, tyle że z Półwyspu Arabskiego. Afewerki wydzierżawił im bazę lotniczą w Assabie, skąd ich lotnictwo startowało do nalotów na Jemen. Znajomość z szejkami przyniosła Erytrei pieniądze za dzierżawę, a także ich życzliwość, polityczne i wojskowe wsparcie. Kiedy jesienią Afewerki posyłał swoje dywizje na wojnę do Tigraju, korzystał z osłony bezzałogowych samolotów, wypożyczonych przez Zjednoczone Emiraty Arabskie.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Wojna pokojowego noblisty


Wiosną 2019 roku, gdy wskutek ulicznych rozruchów w Addis Abebie doszło do pałacowej rewolucji i Tigrajczycy zostali odsunięci od władzy, Afewerki zaoferował przyjaźń nowemu władcy, młodemu i niedoświadczonemu Abiyowi Ahmedowi, byle pogrążyć dawnych towarzyszy broni, a późniejszych wrogów. Za pokój z Erytreą Abiy otrzymał Pokojowego Nobla. Nagrodą dla Afewerkiego było uwiarygodnienie w oczach świata, odwołanie sankcji przeciwko jego reżimowi, a także nadzieja na ostateczną rozprawę z Tigrajczykami.

Dłużnicy

Po rozpadzie etiopskiego wojska 200-tysięczna armia erytrejska jest dziś w Rogu Afryki potęgą. Wypraszając ją z Tigraju, etiopski premier Abiy waży słowa, bo za chwilę może jej potrzebować w zaogniającym się konflikcie granicznym z Sudanem.

Dłużnikiem Afewerkiego może stać się także prezydent Somalii Mohammed Abdullahi. W lutym upłynęła jego prezydencka kadencja, a nowych wyborów nie udało się urządzić. Przeciwnicy Abdullahiego oskarżają go, że celowo sabotował przygotowanie do głosowania, by powołując się na konstytucyjne zapisy panować bez końca. Somalijscy politycy wciąż próbują się dogadać, ale porywczy Abdullahi grozi im, że nie zawaha się użyć siły, jeśli spróbują buntu czy rewolucji.

Dwa lata temu, gdy w Addis Abebie nastał Abiy Ahmed, Etiopia, Erytrea i Somalia podpisały porozumienie o współpracy wojskowej. Afewerki kusił Abiya wizją konfederacji Rogu Afryki, w której władca najpotężniejszej z jej części, Etiopii, stanie się faktycznym panem całego regionu. Somalijczykowi przebiegły Erytrejczyk proponował zaś, że wyszkoli mu w Asmarze rządowe wojsko. Jesienią posłał kilkuset somalijskich rekrutów na wojnę do Tigraju. W lutym, zaprawieni w walce, wrócili do Mogadiszu pod rozkazy Abdullahiego.

W długach wdzięczności u dyktatora maleńkiej Erytrei tkwią więc już obaj olbrzymi sąsiedzi, Etiopia i Somalia. Trzeci, najmniejszy, milionowe Dżibuti, już dawno temu przemienił się w jedną wielką cudzoziemską bazę wojenną: porty i lotniska wydzierżawiono Francuzom, Amerykanom, ale także Chińczykom – widząc w tym zarówno źródło zarobku, jak gwarancje bezpieczeństwa.

Los Sparty

Bezterminowa służba w wojsku i niewolnicza praca sprawiają, że co roku dziesiątki tysięcy Erytrejczyków próbują ucieczki z zamkniętego na cztery spusty kraju. Rzadko się zdarza, by z zagranicznych podróży, w jakie wyprawia się piłkarska reprezentacja kraju, wracała choćby połowa zawodników. Szacuje się, że dobijająca do miliona diaspora stanowić już może piątą część wszystkich Erytrejczyków.

Poza ambicjami przywódcy, koszarowym życiem jego poddanych oraz wojnami, Erytreę i starożytną Spartę może więc połączyć jeszcze jedno. Sparta upadła, gdy na rozlicznych wojnach straciła tak wielu żołnierzy, że nie mogła już wystawiać armii silnej jak dawniej. Czerwonomorskiej Sparcie grozi, że żołnierze z niej uciekną.

Polecamy: Strona świata  specjalny serwis z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej