Somalia: Były prezydent wraca na urząd

W pogrążonej od ponad trzydziestu lat w wojennym chaosie Somalii wybrano nowego, dziesiątego prezydenta. Został nim ósmy prezydent, który w walce o władzę pokonał dziewiątego.
w cyklu STRONA ŚWIATA

20.05.2022

Czyta się kilka minut

Nowy prezydent Somalii Hassan Sheikh Mohamud / HASAN ALI ELMI/AFP/East News /
Nowy prezydent Somalii Hassan Sheikh Mohamud / HASAN ALI ELMI/AFP/East News /

Somalijczycy w wyborach prezydenckich nie głosowali od ponad pół wieku. Ostatnie odbyły się w 1967 roku, w siódmym roku niepodległości młodego państwa, utworzonego z Somali brytyjskiego i włoskiego (Somalijczycy bez powodzenia upominali się także o swoje ziemie włączone do Kenii i Etiopii, i o Somali francuskie, ogłoszone niepodległym Dżibuti). Tamte wybory zapisały się w historii nie tylko jako ostatnie, w których przywódcę wybierali sami Somalijczycy, ale także elekcję, którą urzędujący prezydent przegrał. Co więcej, Aden Abdullah Osman Daar, pierwszy prezydent niepodległego państwa, pogodził się z porażką i po dobroci oddał władzę swemu pogromcy, Abdurraszidowi Alemu Szermarkemu.

Czasy generałów

Dwa lata później w Mogadiszu doszło do zbrojnego puczu, a jego przywódca, gen. Mohammed Siad Barre ogłosił się nowym prezydentem. Ogłosił też początek socjalistycznej rewolucji. W tamtych latach, czasach zimnej wojny, wojskowe przewroty stawały się najpowszechniejszym sposobem wymiany rządzących elit w całej Afryce, a w podzielonym między Zachód i Wschód kontynencie Somalia należała do obozu protegowanych Kremla.

Rosjanie poparli somalijskiego generała-rewolucjonistę głównie dlatego, że obiecywał im dostęp do portu w Berberze nad Morzem Czerwonym, a przede wszystkim dlatego, że Etiopia, nieprzyjaciółka Somalii, była sojuszniczką Amerykanów. Kiedy jednak pięć lat później równie rewolucyjnie nastawieni młodzi oficerowie obalili i zgładzili etiopskiego cesarza, przejmując władzę w Addis Abebie, Rosjanie porzucili Somalię na rzecz Etiopii, regionalnego mocarstwa, a Mogadiszu nawiązało przymierze z opuszczonymi przez Etiopczyków Amerykanami.

W Etiopii wybuchło wkrótce zbrojne powstanie przeciwko rządom „czerwonego negusa” płk Mengistu Hajle Mariama, a podnieśli je jeszcze zagorzalsi od niego rewolucjoniści ze zbuntowanych prowincji Erytrea i Tigraj. Rosjanie, strażnicy rewolucji, opowiedzieli się jednak po stronie rządzącego dyktatora, i buntownicy pomocy musieli szukać w Pekinie.

Zimna wojna skończyła się w 1991 roku wraz z upadkiem Związku Radzieckiego. Powstańcy z Etiopii zajęli Addis Abebę i przegnali Mengistu z kraju. Wcześniej ucieczką musiał ratować się także dyktator z Mogadiszu, Mohammed Siad Barre, przeciwko któremu zbrojny bunt podnieśli lokalni watażkowie. W Etiopii władzę przejęli zwycięscy powstańcy z Tigraju, a Erytrejczycy ogłosili secesję i niepodległość. W Somalii wojna przeciwko tyranowi przerodziła się zaś w grabieżczą wojnę domową między rywalizującymi o pierwszeństwo somalijskimi klanami i rodami.

Żaden z watażków nie uznał się za pokonanego, żaden nie zamierzał ustępować ani dzielić się władzą i łupami. A gdy na Somalię spadły klęski suszy i głodu, zajęci bez reszty bratobójczą wojną watażkowie grabili karawany z pomocą żywnościową. Nie pomogło przysłanie wojsk pokojowych ONZ, ani nawet lądowanie amerykańskiej piechoty morskiej. Jankesi dali się wciągnąć w lokalne wojny, a po dwóch latach i krwawej bitwie w śródmieściu Mogadiszu, bezradni machnęli na Somalię ręką i wyjechali z Afryki.

Państwo upadłe

Somalia, rozdarta na udzielne księstwa watażków i pogrążona w bezprawiu i nędzy, stała się państwem upadłym, w którym działały jedynie bazary pełne szmuglowanych towarów, z bronią włącznie. Po zamachach z 11 września w Nowym Jorku i Waszyngtonie oraz odwetowej amerykańskiej inwazji na Afganistan, na Zachodzie zaczęto obawiać się, że przepędzeni spod Hindukuszu dżihadyści Al-Kaidy mogą próbować szukać schronienia w pogrążonej w chaosie Somalii. Aby do tego nie dopuścić, Amerykanie postanowili zaprzyjaźnić się z niektórymi somalijskimi watażkami (ich najgorszy wróg, Mohammed Farah Aidid, zginął w 1996 roku w ulicznej strzelaninie) i pomóc im zdobyć władzę w kraju. Plany wzięły jednak w łeb, bo dla watażków władza oznaczała niczym nieograniczoną swobodę grabieży i ściągania wojennych łupów.

Kres anarchii położyli dopiero somalijscy talibowie, muzułmańscy sędziowie, duchowni i ich uczniowie, którzy wzorując się na swoich afgańskich braciach w wierze skrzyknęli się w partyzancką armię i pod sztandarem Proroka pokonali wszystkich po kolei watażków, w czerwcu 2006 roku przejmując władzę w Mogadiszu i w całym kraju. Amerykanie, przerażeni widmem kolejnego kraju zawładniętego przez dżihadystów, namówili Etiopię, będącą znów amerykańską sojuszniczką, by najechała zbrojnie na Somalię i obaliła rządy talibów.

Pod koniec 2006 roku Etiopczycy pobili somalijskich talibów i ustanowili w Mogadiszu nowy, przyjazny im rząd. Talibowie poszli w rozsypkę, ale wkrótce odrodzili się w nowej, jeszcze bitniejszej i radykalniejszej partyzanckiej armii, którą nazwali Asz-Szabab co znaczy z grubsza biorąc „Młodzi”. Dopiero wtedy, w 2012 roku, zgłosili akces do dżihadystycznej międzynarodówki Al-Kaidy, Bazy, i ogłosili, że ich celem jest święta wojna z niewiernymi imperialistami z Zachodu. Toczą ją do dziś, choć do walki z nimi posłano prawie 20 tysięcy żołnierzy Unii Afrykańskiej i amerykańskich komandosów (Donald Trump pod koniec swojej prezydentury kazał im wracać do kraju, ale jego następca, Joe Biden, właśnie unieważnił ten rozkaz i pół tysiąca amerykańskich żołnierzy znów wyląduje w Somalii).

Jak to się robi w Mogadiszu?

Powrót Amerykanów uznano za prezent dla nowego prezydenta Somalii, Hassana Szejka Mohamuda, wybranego w zeszłą niedzielę na przywódcę państwa przez 328 posłów i senatorów, zebranych w wielkim namiocie w bazie wojennej na lotnisku w Mogadiszu.

Hassan Szejk Mohamud zwyciężył dopiero w trzeciej rundzie. W pierwszej żadnemu z pretendentów nie udało się zebrać wymaganej do zwycięstwa większości dwóch trzecich głosów; startowało 36 kandydatów, a Hassan Szejk Mohamud zajął trzecie miejsce zdobywając 52 głosy. Drugą rundę, do której dopuszczono czterech pretendentów z największą liczbą głosów, już wygrał, ale znów zabrakło mi sporo do wymaganej większości. Do trzeciej rundy, w której do zwycięstwa wystarczała zwykła większość, zakwalifikowało się tylko dwóch kandydatów – Hassan Szejk Mohamud i broniący prezydentury Mohammed Abdullahi Mohamed (w wyborach startował jeszcze jeden były prezydent, dawny emir talibów, Szarif Szejk Ahmed, który rządził w latach 2009-2012 i stracił władzę na rzecz Hassana). Na zwycięzcę zagłosowało 214 elektorów, panujący władca zdobył tylko 110 głosów. Nowy prezydent, ze względów bezpieczeństwa, został zaprzysiężony natychmiast po ogłoszeniu wyników elekcji.

Ciągnąca się pół wieku wojna, a wcześniej wojskowa tyrania sprawiły, że od 1967 roku Somalijczycy nigdy nie głosowali w wolnych wyborach. Podczas wojny domowej z przełomu stuleci prezydentami ogłaszali się watażkowie. Od początku XXI wieku, kiedy wojna nieco przycichła, a rządy w Mogadiszu przejęli politycy wspierani przez ONZ, Unię Afrykańską, Etiopię i USA, radnych, posłów i senatorów wybiera się podczas narad wioskowych starszyzn. Posłowie i senatorowie wybierają prezydenta. Zrazu było to tak niebezpieczne, że na elekcje prezydentów posłowie i senatorowie zbierali się w Kenii lub Dżibuti w opłaconych przez ONZ hotelach. Niedzielne wybory są dopiero trzecimi na somalijskiej ziemi.

Pokonany w niedzielę dziewiąty prezydent, Mohammed Abdullahi Mohamed, przezywany „Farmaadżo-Serem” z powodu jego kulinarnych upodobań („farmaadżo” to wykoślawione wersja włoskiego słowa „formaggio” znaczącego „ser”; dawna włoska kolonia uchodzi w Afryce za miejsce, gdzie robią najlepszą kawę i sery), próbował się utrzymać przy władzy. W 2017 roku to on pokonał Hassana Szejka Mahmuda i odebrał mu prezydenturę. Nowe wybory miały się odbyć w 2021 roku, ale „Ser”, niedawny jeszcze obywatel USA i urzędnik z ratusza w Buffalo, wciąż je przekładał, by przekabacić na swoją stronę somalijską starszyznę albo ją po prostu przekupić. Im jednak dłużej zwlekał, im bardziej intrygował, tym więcej zyskiwał sobie wrogów i w niedzielnych wyborach skazano go na porażkę.

Nowy stary prezydent

Hassan Szejk Mohamud, 66 lat, rządził przed „Serem” w latach 2012-2017. Zapisał się w pamięci rodaków jako polityk ugodowy, dyplomata, starający się wszystkich wysłuchać, nikogo nie pominąć, wszystkim dogodzić i z nikim nie kłócić. Jako jedyny z czołowych somalijskich polityków lata wojny z przełomu wieków spędził w kraju, a nie na bezpiecznym wygnaniu. Cieszy się też opinią zwolennika pracy od podstaw, człowieka pobożnego, sympatyzującego ze starym pokoleniem somalijskich talibów i związanego z ruchem Braci Muzułmanów, uważających fanatyków z Asz-Szabab za muzułmanów, którzy zbłądzili i politycznych wrogów.

Jego poprzednik, „Ser”, zapatrzony w przywódców sąsiednich Etiopii i Erytrei, premiera Abiya Ahmeda i Isajasa Afewerkiego dążył do umocnienia władzy centralnej i prezydenckiej kosztem autonomii prowincji i samorządu. W przeciwieństwie do niego Hassan Szejk Mohamud jest zwolennikiem federalizmu. Jego rodacy mają nadzieję, że choć nie przekona tym do siebie fanatyków z Asz-Szabab, to przynajmniej załagodzi spory z prowincjonalnymi możnowładcami, z którymi „Ser” nieustannie wojował.

Nie liczą na to, by przy swojej ugodowości i niechęci do wchodzenia w jakiekolwiek konflikty poradził sobie z zarazą korupcji, która od lat wyniszcza somalijskiej państwo i położyła się cieniem na jego pierwszej kadencji prezydenckiej. Według organizacji Transparency International pod względem korupcji Somalii dorównuje jedynie Syria, a obie przebija już tylko Sudan Południowy, najmłodsze państwo Afryki, powstałe w 2011 roku dzięki secesji od reszty Sudanu.

„Nie uważam Hassana za dobrego przywódcę, ale sądzę, że w porównaniu z innymi, ubiegającymi się o władzę, nie jest najgorszy” – zwierzali się mieszkańcy 2,5-milionowego Mogadiszu zagranicznym dziennikarzom. – „Będzie miał też tę przewagę, że był już prezydentem i wie, co zrobił nie tak, gdzie trzeba było zrobić coś lepiej”.

Najpoważniejsze wyzwania, z jakimi będzie się musiał zmierzyć, zna już doskonale. Szacowane na kilka tysięcy ludzi partyzanckie wojsko Asz-Szabab wciąż toczy starą wojnę, a nad Somalię nadciągnęła nowa, najgorsza od dziesięcioleci klęska suszy i głód zagraża jednej trzeciej z 16 milionów mieszkańców kraju.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej