Słowo jedynie ludzkie

Nasze słowa zawsze i wszędzie są nieadekwatne w odniesieniu do misterium Boga. Są bezużytecznym, nieudolnym bełkotaniem, dziecinnym gaworzeniem, mamrotaniem. Dosłownie i w przenośni.

01.02.2011

Czyta się kilka minut

Święty Augustyn, biskup Hippony (IV/V w.), miał mieć kiedyś sen. Przydarzył mu się w czasie, kiedy pracował nad swoim słynnym traktatem o Trójcy Świętej. Oto przechadzał się brzegiem morza, gdy w pewnej chwili zobaczył dziecko, które starało się muszelką przelać wody morza do dołka wykopanego w piasku.

Po przebudzeniu pojął, że ów sen traktował o nim samym i dziele, które pisał. Że morzem jest niezgłębiona i nieograniczona tajemnica Boga, muszelką zaś teologia: narzędzie nazbyt słabe i kruche, bo ludzkie. Niewiele, nieskończenie mało jesteśmy w stanie pojąć z Bożego misterium, a jeszcze mniej przełożyć na słowa.

I nic ponadto

To ten sen Augustyna sprawił, że w 1977 r. świeżo upieczony biskup Monachium i Frei­sing, Joseph Ratzinger, zakochany w teologii mędrca z Hippony - umieścił muszlę w swoim biskupim herbie. Blisko 30 lat później będzie to herb papieża Benedykta XVI.

Można przypuszczać, że to właśnie pamięć o tym śnie, a na pewno miłość do myśli Augustyna sprawiła, iż w 1968 r. Ratzinger, już jako wybitny teolog, w swoim najsłynniejszym dziele "Wprowadzenie w chrześcijaństwo" zanotował szokujące słowa: "Każde z wielkich podstawowych pojęć nauki o Trójcy Świętej zostało kiedyś potępione; wszystkie te pojęcia zostały przyjęte jedynie poprzez to ukrzyżowanie potępienia; mają one znaczenie jedynie, gdy równocześnie są uznane za bezużyteczne i tak, jako nieudolne bełkotanie - i nic ponadto - zostają dopuszczone". Tak - dzieje dogmatu o Trójcy Świętej są niezwykłe, pełne meandrów, zaskakujących zwrotów; to dzieje dramatyczne. W starożytności jedne synody czy sobory odrzucały - jako heretyckie - konkretne pojęcia odnoszone do Trójjedynego, z kolei inne przywracały je na łono ortodoksji...

Poglądem św. Augustyna inspirował się także Jan Paweł II, gdy rok po swoim wyborze na papieża mówił o powołaniu teologa: "Nasz rozum jest tak bardzo słaby, nasze doświadczenie tak dalece ograniczone, a życie takie krótkie, że to wszystko, co zdołamy powiedzieć o Bogu, przypomina raczej dziecinne gaworzenie niż wyczerpujący i ścisły wykład. (...) Teolog (...) zawsze winien sobie przypominać, że wszystko, co może powiedzieć o Bogu, pozostanie na zawsze słowem jedynie ludzkim, słowem małego, ograniczonego ludzkiego jestestwa, które zaryzykowało wielką przygodę wyczerpania niewyczerpanego misterium nieskończonego Boga".

To więc, co możemy powiedzieć o Bogu, to dziecinne gaworzenie, mamrotanie, słowo ograniczonego jestestwa...

Niebezpieczne gaworzenie

Tego samego augustyńskiego ducha, zresztą charakterystycznego dla całej wielkiej teologii, znajdujemy nawet w Katechizmie Kościoła Katolickiego: "Ponieważ nasze poznanie Boga jest ograniczone, ograniczeniom podlega również nasz język, którym mówimy o Bogu. (...) Słowa ludzkie pozostają zawsze nieadekwatne wobec tajemnicy Boga. (...) Trzeba bowiem pamiętać, że »gdy wskazujemy na podobieństwo między Stwórcą i stworzeniem, to zawsze niepodobieństwo między nimi jest jeszcze większe«". Istotne, że ten kończący wewnętrzny cytat to fragment uroczystego orzeczenia Soboru Laterańskiego IV z 1215 r.

Takie nieadekwatne wobec Boga, ograniczone, mamroczące i bełkotliwe są nasze codzienne i odświętne wypowiedzi o Bogu. Takie są małe i wielkie dzieła filozoficzne o Nim. Podobnie wielkie i małe traktaty teologiczne. Nie inaczej jest w przypadku literatury, a nawet poezji. Takim kruchym językiem uczy się o Bogu na wydziałach teologicznych i w seminariach duchownych. Raczej bez trudu zgodzimy się, że taki charakter mają też teologiczne wypowiedzi księży, nawet biskupów. Chcemy czy nie chcemy, musimy przyjąć, że takie są również wypowiedzi papieży. To samo z konieczności trzeba stwierdzić o wypowiedziach liturgii i orzeczeniach dogmatycznych.

Wsłuchując się w słowa św. Augustyna, najnowszego katechizmu, Jana Pawła II, księdza, biskupa, kardynała i papieża Josepha Ratzingera, soborów, to samo musimy orzec - jakkolwiek zaskakująco i wyzywająco może to zabrzmieć - o Piśmie Świętym. Biblię, w tym cztery Ewangelie, pod natchnieniem Ducha Świętego spisali ludzie z krwi i kości, których słowo o Bogu zawsze i wszędzie pozostaje słowem jedynie małego, ograniczonego ludzkiego jestestwa. Nawet w Biblii nie mamy dostępu do jakiegoś czystego, nagiego języka Boga (nuda vox Dei). Słowo Boże dostępne jest nam tylko i wyłącznie jako słowo ludzkie, a więc słabe, kruche, ograniczone.

Musimy to sobie dobrze uświadomić: słowa ludzkie zawsze i wszędzie są nieadekwatne w odniesieniu do misterium Boga, są bezużytecznym, nieudolnym bełkotaniem, gaworzeniem. Dosłownie i w przenośni. A dzieje się tak z istoty rzeczy, bo ograniczone są ludzkie możliwości poznania nieskończonego Boga. Maleńka i krucha muszelka wobec morza, wobec nieskończonego oceanu Bożej tajemnicy.

W tym kontekście tragicznym paradoksem jest to, jakże często to ograniczone słowo o Bogu stawało się zarzewiem śmiertelnych konfliktów, walk, wojen, prześladowań, łamania sumień, marginalizowania, dyskryminacji. Gaworzenie i bełkotanie to mimo wszystko jakieś słowo, jakaś mowa, a - jak powiedział ongiś Franz Rosenzweig - "mowa to więcej niż krew". Sens tych słów nad wyraz dobrze oddaje fakt, że stały się one mottem do książki filologa i językoznawcy Victora Klemerera o języku propagandy hitlerowskiej "Lingua Tertii Imperii. Notatnik filologa".

Teologiczne, kościelne, nasze gaworzenie i bełkotanie o Bogu nie musi być - i nie jest - niewinne. W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu 2000 r. wśród historycznych grzechów, za które papież i watykańscy hierarchowie w imieniu Kościoła przepraszali i prosili o przebaczenie, znalazło się też - a zabrzmiało to i tak nad wyraz eufemistycznie - "poniżanie i marginalizowanie" kobiet.

Jaki Bóg, taki Kościół

Powyższe myśli przychodziły mi do głowy podczas lektury książki językoznawcy i teologa Aleksandra Gomoli "Bóg kobiet. Studium językoznawczo-teologiczne" (Biblos, Tarnów 2010). To arcyciekawe dzieło z perspektywy kognitywnej odmiany językoznawstwa przygląda się słowu, mowie o tajemnicy Boga w tradycyjnej teologii i teologii feministycznej. W Polsce jeszcze nikt nie pisał w taki sposób o Bogu.

Jeden z podstawowych wniosków, jakie wypływają z lektury pracy Gomoli, to ten, że od naszej wizji Boga w jakimś istotnym stopniu zależy nasza wizja - teoretyczna i praktyczna - życia, człowieka, świata, społeczeństwa, ról społecznych, Kościoła, miejsca w nim kobiet i mężczyzn. Jaki Bóg, taki Kościół - powiedzielibyśmy. A ponieważ - podkreśla teologia feministyczna - tradycyjny język Kościoła o Bogu, język teologii, doktryny, modlitwy, pobożności, liturgii, nauczania, dogmatów i prawa kanonicznego - jest męski, maskulinistyczny, męskocentryczny, androcentryczny (gr. aner - "mężczyzna"), to trudno się dziwić, że kobiety przez wieki i aż do dzisiaj doznają w Kościele poniżenia, marginalizacji, dyskryminacji. "Bóg teizmu jest zawsze rodzaju męskiego" - pisze s. Elizabeth A. Johnson, jedna z najwybitniejszych katolickich teolożek feministycznych, dodając: jako "transcendentny, wszechmocny, niewzruszony (...) jest On kwintesencją samotnego, sprawującego władzę męskiego »ja«, odnajdującego doskonałe szczęście w samym sobie".

"Jeżeli Bóg jest męski, to mężczyzna jest Bogiem" (If God is male, than the male is God) - te słynne słowa Mary Daly, amerykańskiej teolożki i filozofki, funkcjonują w teologii feministycznej niczym dogmat. A jeśli tak, to trudno się dziwić - uważają przedstawicielki feminizmu - że pierwszorzędne miejsce w Kościele zajmują mężczyźni; oni i tylko oni mają decydujący głos we wszystkich podstawowych dla Kościoła sprawach. Kobietom - których "natura" nie ma przystępu do tajemnicy Boga, nie służy jako językowy budulec do nazywania Boga - musi przypadać rola drugorzędna, podporządkowana, zależna, służebna, milcząca wobec mężczyzn. Stąd fundamentalny wniosek teolożek feministycznych: nie ma większych szans na skuteczne usunięcie z Kościoła poniżania i dyskryminacji kobiet dopóty, dopóki nie zmieni się nasz język o Bogu, dopóki symbole, metafory i kategorie kobiece nie będą miały przystępu do Boga w teologii i przede wszystkim w doktrynie, liturgii, modlitwie, pobożności, nauczaniu, dogmatach i prawie kanonicznym.

Czas, by Boga nazywano - na przykład - nie tylko Ojcem, ale także Matką. Ale - krytycy teologii feministycznej wytaczają najpoważniejszy kontrargument - sam Jezus Chrystus wielokrotnie nazywał Boga Ojcem, nigdy zaś Matką, a przecież Jezusowy język o Bogu jest dla teologii i Kościoła normatywny. Tak wracamy do sprawy naszego gaworzenia i bełkotania o Bogu.

Bóg jest Bogiem

Tradycyjna teologia i nauczanie Kościoła nie pozostawiają złudzeń: każdy ludzki język zawsze i wszędzie jest nieadekwatny wobec tajemnicy Boga. Ale czy diagnoza ta dotyczy również języka Jezusa z Nazaretu o Bogu, języka i słów normatywnych dla wiary, teologii i Kościoła?

Teologia feministyczna odpowiada na to podstawowe pytanie pozytywnie: także słowo Jezusa o Bogu podlega logice gaworzenia i bełkotania, bo także ono jest słowem człowieka, słowem małego, ograniczonego ludzkiego jestestwa. Nie da się inaczej odpowiedzieć na pytanie o status Jezusowego słowa i języka, jeśli z całą powagą akceptuje się dogmat o prawdziwym wcieleniu Drugiej Osoby Trójcy Świętej.

To wszystko zaś oznacza - trudno nie zgodzić się z teologią feministyczną - że mimo normatywnego znaczenia osoby i nauczania Jezusa dla teologii i Kościoła - otwarta jest droga do nazywania i wzywania Boga z pomocą kategorii, metafor i symboli innych niż tradycyjne (męskie), w tym także z pomocą języka kobiecego, macierzyńskiego czy matczynego.

Tym bardziej że - jak mówił kard. Ratzinger - "słowo »Ojciec« oczywiście pozostaje symbolem. (...) Bóg jest Bogiem. Nie jest ani mężczyzną, ani kobietą, lecz właśnie Bogiem, który stoi ponad tymi formami".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2011