Senna Rozalia i patroni wiosny

Przemierzając szlaki Małopolski, południowych Moraw i Dolnej Austrii, prowadzące przez winnice i miasteczka, warto zajrzeć do przydrożnych kapliczek. Oto nasz otwarty spacerownik.

02.04.2023

Czyta się kilka minut

Fontanna z figurą św. Floriana przypisywaną Wacławowi Donayowi, lata 70. XVIII w. na rynku w Cieszynie. Lipiec 2016 r. / FOT. MAREK ZAJDLER / EAST NEWS / MAREK ZAJDLER / EAST NEWS
Fontanna z figurą św. Floriana przypisywaną Wacławowi Donayowi, lata 70. XVIII w. na rynku w Cieszynie. Lipiec 2016 r. / FOT. MAREK ZAJDLER / EAST NEWS / MAREK ZAJDLER / EAST NEWS

W Czechach i południowej Polsce trafimy na Floriana albo „Nepomuka”. To cenieni patroni, zwłaszcza na terenach rolniczych, ponieważ chronili od najgorszych tragedii – powodzi i pożarów. Floriana rozpoznamy po zbroi rzymskiej oraz po tym, że wylewa wodę na płomienie. Święty Florian był męczennikiem, legionistą związanym z prowincją Noricum, czyli z terenami dzisiejszej Austrii. Poniósł śmierć w początkach IV w., a w XII w. jego relikwie zostały podarowane Polakom i trafiły do katedry na Wawelu. Głowa natomiast umieszczona została w kościele św. Floriana na podkrakowskim Kleparzu (zwanym także, ze względu na tego patrona, Florencją). 

Często uważa się, że Florian chroni przed ogniem, ponieważ w XVI w. to właśnie jego kościół ocalał w czasie wielkiego pożaru Kleparza. To nieprawda, Florian jako patron „od ognia” czczony był już znacznie wcześniej i na różnych terenach. Legenda o tym, że miał w cudowny sposób ugasić płonące miasto jednym kubełkiem wody, jest zapewne późnośredniowieczna. W żywocie tego świętego przeczytamy, że miał być spalony na stosie, ale ostatecznie został utopiony. Z tego powodu dodatkowo chroni także od powodzi.

Głównym patronem chroniącym od wszelkiego rodzaju zalań był „Nepomuk” – czyli św. Jan Nepomucen, kanonik praski żyjący w XIV w., który zginął w wyniku zatargu króla z biskupem (został aresztowany i nie przeżył przesłuchań, a jego ciało zrzucono do rzeki). Legenda zrobiła z niego osobistą ofiarę króla Wacława IV – kanonik Jan miał zostać utopiony w Wełtawie za odmowę wyjawienia tajemnicy spowiedzi królowej. W rezultacie, jak wierzono, Jan Nepomucen zyskał szczególną moc trzymania rzek w ryzach: aby zapobiegać wiosennym powodziom, stawiano „Nepomuki” na wałach i w pobliżu mostów. Ten święty jest bardzo charakterystyczny i łatwy do rozpoznania: to duchowny w stroju kanonika, z krucyfiksem w dłoni i gwiazdami wokół głowy (gwiazdy miały się ukazać nad jego utopionym ciałem).

Jeśli nasze wiosenne wycieczki wiodą przez winnice, jest spora szansa, że trafi nam się święty w stroju biskupa lub papieża trzymający w dłoni kiść winogron. To patron winiarzy, św. Urban... choć w sumie nie do końca wiadomo, który. Najczęściej uznaje się, że chodzi o św. Urbana I, papieża i męczennika, który miał zginąć 23 maja 230 r. i zostać pochowany dwa dni później w katakumbach św. Kaliksta. To właśnie 25 maja przez wieki obchodzono święto św. Urbana (zniesione w XX w. w ramach reform papieża Pawła VI; obecnie wspomnienie św. Urbana I przypada na 19 maja). 

Urban był patronem rolników, szczególnie winiarzy – z jego kultem wiązały się rozmaite wiosenne wróżby i przysłowia dotyczące pogody i urodzaju. Szkopuł w tym, że nie bardzo wiadomo, na jakiej podstawie tradycja powiązała papieża Urbana z winem. Najbardziej prawdopodobne wydaje się wyjaśnienie, iż święto św. Urbana zastąpiło pogańskie obchody z okolic 25 maja, poświęcone winiarstwu. 

Czasami św. Urban w przydrożnych kapliczkach i na budynkach winiarzy ukazywany jest jako papież – czyli w tiarze. Częściej jednak ma po prostu strój biskupi. Co ciekawe, mamy także innego św. Urbana biskupa – z francuskiej diecezji Langres, żyjącego w IV w. On także był patronem winiarzy, szczególnie w niektórych regionach Burgundii i Szampanii. Wedle legendy w czasie prześladowań schronił się w winnicy i nawrócił jej właścicieli. Swoją drogą, ta opowieść wtórnie została także w ludowej tradycji powiązana z wcześniej wspomnianym Urbanem papieżem. 

Na zupełnie innego Urbana trafimy z kolei nad Dunajcem, w Iwkowej, na zachód od Czchowa. Można się tam udać na spacer zielonym szlakiem św. Urbana, który wiedzie do kapliczki św. Urbana, a potem na szczyt góry Bukowiec, zwanej również Górą Świętego Urbana.

Wedle tradycji kapliczka ta ma się znajdować w miejscu, w którym na przełomie X i XI w. mieszkał pustelnik Urban – niestety obraz w środku przedstawia świętego papieża Urbana, co jest błędem: komuś po prostu pomylili się Urbanowie. 

Ów naddunajecki Urban – żyjący wszakże osiem wieków po papieżu – należał do grupy najstarszych małopolskich pustelników, którym przewodził św. Świerad. Świerad mógł urodzić się w Małopolsce w drugiej połowie X w. Wiemy, że udał się na Węgry i wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru św. Hipolita na górze Zabor koło Nitry w górnych Węgrzech (dzisiejsza Słowacja), przyjmując zakonne imię Andrzej. Zmarł w pustelni nad Wagiem koło Trenczyna, a miejsce po nim zajął Benedykt. Uważa się, że ów Benedykt może być tożsamy z enigmatycznym pustelnikiem Urbanem, znanym także jako towarzysz Świerada, którego kult od wieków rozwijał się właśnie w Małopolsce, w Iwkowej. Urban po wstąpieniu do klasztoru w Nitrze mógł zmienić imię na Benedykt, podobnie jak Świerad przyjął imię Andrzej. Cóż, to skomplikowane.

Zresztą w Europie Środkowej na przełomie tysiącleci naprawdę ciekawe osobistości przewijały się przez benedyktyńskie klasztory – podczas gdy Świerad siedział w swojej pustelni nad Wagiem, niejaki Prokop zakładał benedyktyński klasztor w Sázavie w Czechach, działający do ostatniej dekady XI w. w rycie słowiańskim (później zastąpionym łacińskim). Prokop był pierwszym opatem tego klasztoru – stworzył tam ważny ośrodek kultury staro-cerkiewno-słowiańskiej. Ukazywany jest w sztuce w infule i z pastorałem – można go zatem niesłusznie wziąć za biskupa. Ma jednak św. Prokop bardzo charakterystyczny atrybut: a mianowicie skutego łańcuchem diabła. 

Prokop zmarł 25 marca 1053 r., wyniesiony na ołtarze został 4 lipca 1204 r. – stał się zatem jednym z owych wiosenno-letnich patronów, których kult zmieszał się z pogańskimi obchodami rolniczymi. Legenda powiązała Prokopa z pracą na roli: miał on zmusić diabła do zaorania pola. Po prostu zaprzągł czarta do pługa i kazał mu orać kamienistą ziemię, poganiając go krzyżem. U źródeł tej legendy leży zapewne opowieść o przezwyciężaniu pokus, być może za pomocą fizycznej pracy. Warto też pamiętać, że benedyktyńskie klasztory miały duży wkład w rozwój rolnictwa Europy, zwłaszcza pod koniec pierwszego tysiąclecia, ponieważ wykształceni zakonnicy wprowadzali nowe narzędzia i innowacyjne rozwiązania, które przejmowali chłopi mieszkający w okolicach klasztorów. W późnym średniowieczu górnicy z Przybramia w środkowych Czechach wybrali św. Prokopa na swego patrona, stał się on zatem opiekunem górnictwa. 

Oprócz przydrożnych kapliczek w Europie Środkowej – przede wszystkim na terenach dawnej Monarchii Habsburskiej – trafimy także na tzw. kolumny (słupy) morowe. Były to pomniki wotywne związane z zarazą, najczęściej wznoszone w centrach miast i miasteczek po ustąpieniu epidemii. Masowo stawiano je tutaj w XVII i XVIII w. Na szczycie miały przedstawienie Trójcy Świętej lub Matki Boskiej, a u nasady figury innych świętych. Mógł się trafić i Jan Nepomucen, i Florian, ale także patroni specyficznie wzywani w czasach zarazy: św. Sebastian (zabity strzałami, a strzała symbolizowała śmierć od morowego powietrza), św. Roch (patron pielgrzymów, który opiekował się chorymi w czasie epidemii czarnej śmierci w XIV w. i sam się zaraził), a także św. Rozalia. Jej przedstawienia są o tyle interesujące, że zazwyczaj ukazana jest ona na leżąco z kwiecistym wiankiem na głowie, którą wspiera na dłoni. Tak przedstawiona Rozalia zdaje się uosabiać wiosenne lenistwo.

Rozalia z Palermo, czy też Rozalia Sycylijska, żyła w XII w., ale jej kult rozwijał się od wieku XVII. Była wysoko urodzoną panną, która odmówiła zamążpójścia i wybrała życie pustelnicze. Jej szczątki pozostały w grocie, w której żyła i zmarła – odkryto je w 1624 r., akurat kiedy ustępowała zaraza. Dlatego też Rozalia otoczona została kultem jako patronka chroniąca od epidemii.

Ikonografii św. Rozalii nie sposób analizować bez odniesienia do św. Marii Magdaleny, której wizerunek przeszedł dość zaskakującą przemianę. W średniowieczu była ona przedstawiana jako piękna kobieta ze słoiczkiem wonności (ta, która namaścić miała stopy Chrystusa, a w wielkanocny poranek przybyć z wonnościami do Jego grobu) oraz jako pustelnica przeżywająca mistyczną ekstazę (wedle legendy Maria Magdalena trzy ostatnie dekady życia spędziła na pustkowiu). 
W czasach nowożytnych zaczęto ukazywać ją jako nawróconą grzesznicę: słoiczek wonności zastąpiła czaszka – symbol przemijania, często występujący w przedstawieniach pustelników i pokutujących za grzechy. Marię Magdalenę zaczęto także przedstawiać w pozie personifikacji Melancholii: z opuszczoną głową wspartą na dłoni. Melancholia (jeden z czterech temperamentów) wiązana była m.in. z tzw. chorobą miłosną i to zapewne najlepiej odnosiło się do Marii Magdaleny jako tęskniącej za ukochanym Jezusem po Jego Wniebowstąpieniu. Z drugiej strony była ona też „świętą grzesznicą”, Melancholię zaś rozpatrywano w odniesieniu do grzechu acedii: gnuśności, apatii, niemocy, również w znaczeniu duchowym. Poza tym Melancholia była temperamentem, któremu patronował mroczny Saturn, bóstwo ziemi. 

Wszyscy zatem pustelnicy, wycofujący się z czynnego życia, kryjący się w grotach i jaskiniach, byli w jakimś stopniu melancholikami. Ta właśnie ikonografia przeszła także na św. Rozalię – podobnie jak Maria Magdalena była ona w sztuce nowożytnej ukazywana w melancholicznej pozie, z krzyżem i czaszką jako atrybutami. Od Magdaleny odróżnia jednak Rozalię wianek na głowie – Rozalia, w przeciwieństwie do nawróconej jawnogrzesznicy Magdaleny, była dziewicą. 

W czasie wiosennych wędrówek – nie tylko na terenach Europy Środkowej – trafimy także na wielu innych świętych. Tak czy inaczej – warto zatrzymywać się przy słupach, kapliczkach i przydrożnych rzeźbach. Kryją wiele arcyciekawych opowieści oraz nieco zapomniane tradycje i wierzenia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absol­wentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, doktor historii sztuki, medie­wistka. Ma na koncie współpracę z różnymi instytucjami: w zakresie dydaktyki (wykłady m.in. dla Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Otwartego AGH, licznych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

Artykuł pochodzi z dodatku „Wielkanocny Włóczykij Kulturalny