Schodek po schodku

Niski stopień relacji Rosji z Polską oznaczał niską cenę ich popsucia. Jeśli teraz uda nam się podnieść cenę wzajemnych relacji - będzie to sukces.

08.06.2010

Czyta się kilka minut

Czy można uprawiać politykę wschodnią, nie posiadając prawie żadnych stosunków z największym krajem Europy Wschodniej, który jest też największym krajem na świecie? Przed takim pytaniem postawiła Polaków w 2007 r. przychodząca do władzy ekipa Donalda Tuska. Jej odpowiedź była negatywna: takiej polityki uprawiać się nie da. Tusk zapowiedział wtedy dialog z taką Rosją, jaka ona jest. Odtąd aż do 10 kwietnia mieliśmy do czynienia ze żmudnym zbliżaniem się stanowisk Polski i Rosji, głównie w kwestiach historycznych.

Przez te dwa lata stosunki polsko-rosyjskie się normalizowały, ale wciąż pozostawały dalekie od normalności - jeśli za normalność we współczesnym świecie przyjmiemy nie jednomyślność, ale intensywność wymiany handlowej, kulturalnej czy nawet turystycznej.

Zmienia się świat, zmienia się Rosja

Polska i Rosja zapewne nigdy nie będą mówić jednym głosem, jeśli chodzi o kwestie międzynarodowe, a w szczególności o układ sił w Europie Wschodniej. Na te kwestie nie powinna się jednak nakładać historia i nadmiernie wpływać na wzajemne stosunki. Było czymś kuriozalnym, że w ocenie Rosjan wkład Polaków w walkę z faszyzmem mógł się zmieniać w zależności od późniejszego o 60 lat zaangażowania polskich polityków w Pomarańczową Rewolucję. Summa summarum Niemcy, choć początkowo się opierali, udzielili "pomarańczowej" ekipie nad Dnieprem równie dużego wsparcia, a postawa Angeli Merkel podczas wojny gruzińskiej była równie zdecydowana jak Polaków (to nie my obiecywaliśmy Gruzji, że wejdzie do NATO). Moskwa jednak żadnego rachunku Berlinowi za to nie wystawiła - a w kwestii II wojny światowej byłoby o czym rozmawiać...

Dlaczego tak było? Dlatego że Rosjanie wiedzą, iż na żadne wystawianie rachunków Niemcom czy Francji pozwolić sobie nie mogą. Z Polską było inaczej: niski stopień relacji oznaczał niską cenę ich popsucia. Rosja więc mogła spokojnie grać historią, a Polacy za każdym razem dawali się łapać w pułapkę. Cena była niska, bo jeśli Katyniowi Moskwa przeciwstawiała (fałszywie zresztą) "anty-Katyń", czyli los bolszewickich jeńców z 1920 r., to - mówiąc cynicznie - dla Rosji, czyli kraju, który nie dba o pamięć o milionach wymordowanych w czystkach i łagrach, impas w tych kwestiach nie był zbyt kosztowny. Jednocześnie każdy polski polityk, który nie reagował na "rosyjskie prowokacje", płacił za to w Polsce oskarżeniami o członkostwo w "partii białej flagi".

Pierwszym ugrupowaniem, które zapowiedziało zerwanie z tą logiką, był... PiS u początku swych rządów. Wtedy to Lech Kaczyński przyjmował Siergieja Jastrzembskiego, a miały to być dopiero przymiarki do spotkania prezydentów obu państw. Historia potoczyła się inaczej. Ale trudno powiedzieć, czy wpływ na to miała polityka Rosji, czy logika polsko-polskich sporów. Było to wszak na długo przed wojną w Gruzji, choć zaraz po pierwszym poważnym kryzysie gazowym między Rosją a Ukrainą.

Drugie podejście zaproponował właśnie Tusk. Jego ekipa wydaje się tu bardziej konsekwentna. To on przez Grupę ds. Trudnych postanowił rozbrajać historyczne miny. Udawało się to powoli, a po 10 kwietnia proces przyspieszył. Można jednak zapytać: czemu Rosjanie mieliby dać sobie wyjąć z rąk sprytne narzędzie do uprawiania polityki wobec Polski? Odpowiedź już padła na łamach "Tygodnika" wielokrotnie: w obliczu cywilizacyjnej zapaści Rosji potępienie Stalina jest ceną wartą zapłacenia za zbliżenie z Zachodem (którego Polska jest trwałym elementem). Dopowiedzmy też, że Kreml tak łatwo nie potępiałby stalinizmu, gdyby nie zdawał sobie sprawy, iż pokolenia, do których przemawia "retoryka 9 maja", odchodzą, a współczesnymi Rosjanami trudno rządzić, proponując im jedynie nostalgię za ZSRR.

Podsumowując: w ostatnich miesiącach Rosja nie dokonała żadnego zwrotu specjalnie z powodu Polski. Po prostu: zmienia się świat, zmienia się Rosja i zmieniają się okoliczności, do których Kreml próbuje się dostosować. Powinniśmy robić to samo i - jak pisał Bartosz Cichocki w "Tygodniku" (nr 22/10) - "traktować każdą okoliczność jako szansę. Także tę obecną". Szansą dla Polski jest więc to, że Rosja zdaje sobie sprawę ze swego zacofania, zdaje sobie sprawę ze wzrostu znaczenia Polski w Europie. Oraz to, że historyczne przeszkody są usuwane, a w społeczeństwach obu krajów - tu 10 kwietnia był przełomem - pojawiło się oczekiwanie na cieplejsze relacje między rządami.

Schody dopiero się zaczynają

Czy szansę uda się wykorzystać, zależy nie tyle od Rosji, co od polskich elit rządzących. Warszawa nie zajmowała w polityce zagranicznej Rosji wiele miejsca; są tacy Rosjanie, którzy w Polsce najchętniej widzieliby jedynie przyjazny kraj tranzytowy. Jeśli mamy ambicję być przez Rosjan traktowani poważniej, musimy - wyzyskując wymienione okoliczności - uzależniać Rosję od siebie tam, gdzie to możliwe, przy całej różnicy potencjałów obu krajów. Jeśli Kreml wie, że bez przychylności Polski nie wskóra wiele w Brukseli - punkt dla nas. Jeśli okaże się, że nie może już grać historycznymi kartami - drugi punkt dla nas.

Prawdziwa praca czeka nas jednak dopiero przy tworzeniu normalnych codziennych relacji. Rosyjskie bariery wizowe są dla Polaków równie trudne do pokonania, jak dla Rosjan reżim schengeński. Kontakty między Polską a Rosją w sferze wymiany młodzieży czy współpracy uniwersyteckiej są żadne. W kontekście Rosji rzadko mówi się o dyplomacji społecznej, a przedsięwzięcia tego typu są tam nie mniej potrzebne niż w innych krajach poradzieckich. Współpraca polskich i rosyjskich NGO-sów może przyczynić się do budowy społeczeństwa obywatelskiego w Rosji. Normalizacja stosunków handlowych i gospodarczych - na których jakość skarżą się polscy przedsiębiorcy - jest zadaniem dla polskiej gospodarki kluczowym. Rosja, nawet biedna, to ponad stumilionowy rynek zbytu.

Trudno jednak budować takie relacje, jeśli jakiekolwiek życzliwe rozmowy polskich polityków z rosyjskimi opisywane są niemal jako zdrada i porzucenie wschodnioeuropejskich partnerów. Tymczasem w Moskwie swe przedstawicielstwa mają ważne zachodnie koncerny, ale też fundacje. To samo dotyczy Kijowa. Jedno z drugim widać nie musi się kłócić.

Oczywiście, Moskwa nie będzie Warszawie w tym wszystkim pomagać, jeśli nie będzie widzieć, że to się jej opłaca. Już teraz widać, że choćby w kwestii katyńskiej (a przecież sprawy historyczne to właśnie preludium) hołduje zasadzie "spiesz się powoli", dawkując Polakom gesty i celebrując każde przekazanie nawet jawnych dokumentów tak, abyśmy nabrali przekonania o dużej wartości tych posunięć. Zamiast rehabilitacji ofiar przez sąd, proponuje nam rehabilitację przez uchwałę Dumy. Dla wielu Polaków to może być za mało. Można tak powiedzieć - i wrócić do punktu wyjścia. Możemy jednak przyjąć ten gest pozytywnie i wznieść się schodek wyżej we wzajemnych relacjach.

Nie warto też rosyjskiej biurokracji i bałaganu odczytywać jedynie jako wrogich gestów wymyślonych przez strategów z Łubianki. Nieudolność rosyjska, odziedziczona po chorym systemie i kultywowana później, nie zawsze powinna być utożsamiania ze złą wolą polityczną. Jeśli chce się być obecnym w Rosji, trzeba umieć sobie z tym radzić, a nie obrażać się. Pragmatyczna polityka nie polega na ogłaszaniu celów, ale osiąganiu ich - w takich okolicznościach, jakie są.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2010