Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Żeby kapitał emerytów w OFE był bezpieczny, 60 proc. pieniędzy muszą one lokować w papierach skarbowych. I robią to, ale - ponieważ są firmami komercyjnymi - potrącają sobie prowizję, o którą zmniejszają się zainwestowane kwoty. Wskutek nacisków społecznych maksymalna wysokość tej prowizji ma w przyszłym roku zmaleć z 7 do 3,5 proc.
Dziś rząd twierdzi, że dla przyszłych emerytów będzie korzystniejsze, jeśli pieniądze, które i tak muszą być lokowane w papierach skarbowych (4,3 proc. zarobków), zostaną przekazane ZUS - on kupi je bez prowizji. Wyliczono nawet (co do złotówki!), o ile dzięki tej zmianie zwiększyłby się dochód przeciętnego przyszłego emeryta.
W tę nagłą troskę rządu trudno jednak uwierzyć - przede wszystkim ze względu na moment, w jakim się pojawiła. Dla ministra finansów Jacka Rostowskiego najważniejsze jest zmniejszenie deficytu finansów publicznych - i stąd pomysł sięgnięcia po składkowe pieniądze. Dopóki trafiają do OFE, Unia Europejska traktuje je jak prywatne, gdy wpłyną do ZUS, staną się częścią finansów publicznych - i tym samym zmniejszą ich deficyt. To właśnie stanowi istotę rządowej propozycji. Nie bierze się w niej jednak pod uwagę, że choć "zgarnięcie" części składek emerytalnych poprawi bieżącą sytuację budżetu, to jednocześnie nałoży nań większe zobowiązania w przyszłości. To właśnie jest najbardziej niepokojące, bo świadczy o krótkowzrocznym podejściu do finansów państwa: dziś wszelkimi sposobami zmniejszamy deficyt, a co będzie jutro, to nie nasze zmartwienie.
Warto również pamiętać, że zarządzanie tak wielkimi kwotami także w ZUS musi sporo kosztować, zwłaszcza że wymagałoby to pewnie zmiany systemu informatycznego. Do przyszłych kosztów rządowej propozycji należałoby wliczyć również efekty ograniczenia konkurencji między OFE (niektóre z nich pewnie wypadłyby z rynku) oraz - co istotniejsze - skutki spadku społecznego zaufania do państwa, które bez wcześniejszych konsultacji chce wywrócić do góry nogami wprowadzoną zaledwie dziesięć lat wcześniej reformę systemu emerytalnego.
Wszystko to sprawia, że do rządowych propozycji należy podchodzić ostrożnie. Wypada mieć nadzieję, że tą ostrożnością wykażą się pracodawcy i związkowcy z Komisji Trójstronnej, do której musi ona trafić.