Ruch w stronę szczęścia

Iwan Wyrypajew: Dekalog to kanon. Ale nie wystarczy usłyszeć przykazanie "nie zabijaj". Trzeba zrozumieć, dlaczego nie wolno zabijać. To najważniejsze.Karolina Gruszka: Kiedy słyszałam, że na ulicy ktoś mówi po rosyjsku, niejeden raz zdarzyło mi się ruszać jego śladem. Tylko po to, by posłuchać tej cudownej melodii. Rozmawiali Andrzej Franaszek i Łukasz Maciejewski

09.02.2010

Czyta się kilka minut

Karolina Gruszka i Iwan Wyrypajew / fot. Tatiana Jachyra / Forum /
Karolina Gruszka i Iwan Wyrypajew / fot. Tatiana Jachyra / Forum /

Tygodnik Powszechny: Co oznacza tytułowy tlen w Twoim filmie? Sens życia, energię życiową czy może miłość?

Iwan Wyrypajew: To, co niezbędne. Jeżeli nie oddychasz, zaczynasz się dusić. Umierasz. To jedyny pewnik. Możemy teraz rozmawiać o kulturze albo o muzyce, ale bez tlenu wszystko traci znaczenie. Jest metaforą sensu życia - niezbędnego jak powietrze.

Mówisz, że w kinie i w teatrze interesują Cię emocje. W "Tlenie" zderzają się one jednak z Dekalogiem.

IW: Dekalog to kanon. Ale żeby podążać za kanonem, należy go zrozumieć. Nie wystarczy usłyszeć przykazanie "nie zabijaj". Trzeba zrozumieć, dlaczego nie wolno zabijać. To najważniejsze.

"Tlen" przypomina trochę "Trainspotting" Danny’ego Boyle’a.

IW: To był kultowy film w moim rodzinnym Irkucku. Dzięki "Trainspotting" napisałem ,,Sny" - pierwszą sztukę teatralną. W połowie lat 90. młodzi ludzie w Irkucku umierali z przedawkowania heroiny, niektórzy także na AIDS, inni się zapijali. To był koszmar. Sytuacja jak w czasach Gułagu. Tyle że wrogiem nie była wojna, tylko heroina. Mniej więcej połowa uczniów z mojej klasy nie żyje.

To wynikało z rozpaczy, poczucia pustki?

IW: Konsekwencje zmiany reżimu. Pojawili się ludzie, którzy zrozumieli, że na narkotykach można zrobić wielki interes. Milicja chętnie "przykrywała" działalność dilerów. Czeczeni, dilerzy, biznesmeni i milicja do pewnego czasu trzymali się razem. Potem zaczęli ze sobą walczyć.

Jak jest teraz?

IW: Fala heroiny minęła. Lepiej się oddycha, swobodniej. Więcej tlenu.

***

W obu Twoich filmach - ,,Euforii" i "Tlenie" - miłość spada na bohaterów jak na Tristana i Izoldę: nikt i nic nie jest w stanie temu przeszkodzić.

IW: Błądzimy, jeżeli za naszymi zachowaniami nie idzie samoświadomość. Saniok, który nie usłyszał piątego przykazania i zabił żonę dla rudowłosej Saszy, nie był samoświadomy.

Zażywając narkotyki, chcemy uzyskać stan błogości, podobny do mistycznego uduchowienia. Nie ma w tym prowokacji, wszystko rozgrywa się mimowolnie. Prawdopodobnie to organizm szuka Boga, kiedy nam wydaje się, że bosko "odlatujemy". To ruch w stronę szczęścia.

W stronę szczęścia czy w stronę Boga?

IW: Szczęścia jako Boga.

W "Lipcu", ,,Euforii", ,,Księdze rodzaju 2", również w "Tlenie" szczęście sąsiaduje z szaleństwem.

IW: Rzeczywistość jest poza granicami umysłu. Umysł wręcz przeszkadza w tym, żeby poznać rzeczywistość - między innymi dlatego sztuka bada stany graniczne. To frapujące.

Artyści, czyli "galernicy wrażliwości"?

IW: Byle tylko nie przesadzić...

Rozmawiamy dotąd o wykładni metaforycznej "Tlenu", a przecież tym, co uwodzi w kontakcie z Twoją twórczością, jest otwarcie formalne. Sztuka rosyjska kojarzy się przede wszystkim z Tarkowskim, Dostojewskim, kilkoma innymi jeszcze nazwiskami - Ty, czerpiąc z ich twórczości, wydajesz się przybyszem z trochę innego świata.

IW: Trudno wrzucać do jednego worka z logo "Rosja" Tarkowskiego i Dostojewskiego. To krańcowo różni artyści. Bohaterem kina Tarkowskiego jest człowiek, który staje się ekwiwalentem mistycznego piękna, z kolei u Dostojewskiego świat jest brzydki, ludzie paskudni, nie ma nadziei... Nie widzę żadnych podobieństw. Także w mojej twórczości.

Gwałtowny Saniok mógłby być bohaterem Dostojewskiego.

IW: W myśl tej zasady wszyscy w Rosji mamy korzenie w Dostojewskim. Nie ma ucieczki.

A trzeba uciekać?

IW: Trzeba. Powinniśmy szukać radości, a nie pielęgnować w sobie ból. Rosjanie uwielbiają cierpieć. Ból istnienia to dla nas narodowy nałóg. Nasza przyjemność.

Od jakiegoś czasu mieszkasz również w Polsce, tutaj pracujesz. Jakie było Twoje wcześniejsze postrzeganie polskiej sztuki - znałeś jakieś nazwiska?

IW: Grotowski i Kantor. W Rosji istnieje mit, że Kantor i Grotowski są obecni w każdym polskim teatrze. Dlatego bardzo się zdziwiłem, że waszemu teatrowi jest o wiele bliżej do współczesnego dramatu niemieckiego niż do genialnych poszukiwań i eksperymentów Tadeusza Kantora.

***

Polska stała się w Twojej biografii ważnym punktem również ze względu na związek z Karoliną Gruszką. Karolino, kim jest aktor w świecie Wyrypajewa?

Karolina Gruszka: Iwan dba o to, żeby każdy z nas, jeszcze przed przystąpieniem do zdjęć czy prób, dokładnie wiedział, w jakiej sprawie chce spotkać się z widzem. Żeby w aktorach dojrzała konkretna postawa wobec tematu, który poruszamy na scenie lub w filmie. Dużo rozmawiamy, dyskutujemy - ale zawsze są to szczere, partnerskie dialogi. Iwan ma jasno określoną wizję pracy z aktorem. Jest tradycjonalistą i przeciwnikiem "zapadania" się w rolę, odnajdywania w sobie elementów psychiki bohaterów itd.

Twoja przygoda z Rosją nie zaczęła się od spotkania z Wyrypajewem. W 2000 r. nakręciłaś bardzo popularny film "Córka kapitana" według opowiadań Puszkina, zagrałaś także w filmie "W sierpniu 44’" Michała Ptaszuka i w serialu "W połowie drogi" Abaja Karpikowa.

KG: Kiedy przyjechałam na zdjęcia do "Córki kapitana", byłam przed maturą. Nie znałam Rosji, nie znałam języka, ale na planie, w ciągu kilku miesięcy nauczyłam się mówić po rosyjsku. Poza tym, zawsze miałam słabość do rosyjskiej literatury i kina. Nie wiem, na czym to polega, ale uważam, że język rosyjski jest najpiękniejszy na świecie - oczywiście zaraz po polskim. Pamiętam, że po nakręceniu "Córki kapitana", kiedy usłyszałam, że na ulicy ktoś mówi po rosyjsku, niejeden raz zdarzyło mi się ruszać jego śladem. Tylko po to, żeby jeszcze trochę posłuchać tej cudownej melodii językowej.

Wszystko wskazuje na to, że nadchodzi sezon Karoliny Gruszki w polskich kinach. W lutym na ekrany wchodzi "Tlen", w marcu "Mistyfikacja" Jacka Koprowicza i "Trick" Jana Hryniaka.

KG: Jestem ciekawa "Mistyfikacji". Reżyser filmu napisał intrygujący scenariusz - rodzaj alternatywnej wersji wydarzeń: co by było, gdyby śmierć Witkacego okazała się mistyfikacją, a pisarz ukrywał się w warszawskim mieszkaniu swojej kochanki, Czesławy Oknińskiej. Miałam zaledwie kilka dni zdjęciowych, to mała rola - ale praca była naprawdę fajna.

***

Podobno macie w planach kolejny wspólny film?

IW: To będzie historia byłej polskiej zakonnicy, w tej roli Karolina, która żyje w indyjskiej części Tybetu, w Himalajach.

Tybet, Himalaje, również stepy w ,,Euforii" zachwycają bezkresną przestrzenią. A jak się oddycha w Polsce? Nie jest za ciasno?

IW: Jest spokojniej w porównaniu z Rosją. Życie w Moskwie to ciągły bieg, a czasami wyścig. Mam wrażenie, że w Moskwie w powietrzu rozpylają kokainę. Chodzimy jak naćpani. W Warszawie czuję się świetnie. Aktorzy są punktualni i zdyscyplinowani, normalni i grzeczni. Nikt się nie spieszy.

W jednym z wywiadów mówiłeś, że kiedy powierzą ci gigantyczny budżet, nakręcisz film science fiction z kopulującymi androidami...

IW: Chciałbym kręcić filmy gatunkowe. W Polsce i w Rosji nie ma gatunków. Nie możemy zrobić filmu o androidach, bo to się udaje tylko w Ameryce. Dlatego zostaje nam kino artystyczne, ewentualnie tandetne filmy o bandytach. A mnie się marzy "Ojciec chrzestny".

,,Ojciec chrzestny" to arcydzieło, ale przeciętne kino gatunkowe często zamyka reżysera w kliszach.

IW: W kinie pracuje się dla ludzi. U nas jest na odwrót. Filmy robi się dla siebie i kilku znajomych z branży. Kiedy kręcę film, wiem, że najprawdopodobniej zobaczy go garstka osób. Owszem, będzie pokazywany na festiwalach, ale nie zobaczą go miliony widzów na świecie. Jak "Avatara".

Potrafiłbyś zrobić "Avatara"?

IW: To magia kina. Ale w Rosji nie nakręcimy takich filmów, w Polsce również nie. Oczywiście, niektórzy próbują to robić - skutki są opłakane. Jeżeli "Przenicowany świat" Fiodora Bondarczuka kosztował 40 milionów dolarów, a efekt był taki, że wreszcie dogoniliśmy Amerykę z początków lat 90. ubiegłego wieku, to nie ma sensu w ogóle tego komentować.

W Rosji, żeby zebrać duże pieniądze na film, trzeba mieć talent czy umocowanie towarzyskie i polityczne?

IW: Dojście do pieniędzy. Najlepiej mieć bogatych przyjaciół, od których dostaniemy część budżetu, wówczas resztę dołoży państwo. Teraz i tak wszystko bierze Michałkow. Jest główną osobą w kinematografii, która rozdaje pieniądze. Wiele od niego zależy.

***

W młodym wieku osiągnąłeś bardzo wiele. Pracujesz w Rosji i w Polsce, Twoje sztuki są grane na kilku kontynentach, co film - to wydarzenie. Jesteś w Rosji idolem?

IW: Mam reputację twórcy undergroundowego. Krytycy piszą przyjazne recenzje - być może dlatego, że dobrze mnie znają? Nasze relacje są domowe i  ugrzecznione - a ja, zamiast oceny typu "dobre" i "złe" albo "ładne" i "brzydkie", wolałbym rzeczywisty dialog, polemikę, pogłębione analizy - tego w Rosji nie ma. Z drugiej strony, pomimo świetnej prasy, nikt nie chce wystawiać moich sztuk. W teatrach były pokazywane tylko te moje dramaty, które sam reżyserowałem.

A "Dzień Walentego"? To autentyczny bestseller europejskich scen. Tylko w Polsce znajduje się w repertuarze kilkunastu teatrów.

IW: Najgorsza rzecz, jaką napisałem. Sztuka powstała na zamówienie aktorki, Jekateriny Wasiljewej, i ciągnie się za mną jak przekleństwo. Nie znoszę jej. Ale rzeczywiście nieszczęsny "Dzień Walentego" jest wciąż grany także i w Rosji, natomiast nie ma ani ,,Tlenu", ani ,,Lipca" czy ,,Księgi Rodzaju 2". A trzeba pamiętać, że w Rosji jest ponad tysiąc teatrów, o wiele więcej niż w Polsce czy w Niemczech.

To może zostaniesz u nas na stałe? "Lipiec" przyjęto owacyjnie.

IW: Jestem Rosjaninem, nic z tym się nie da zrobić. W Warszawie przebywam tylko dlatego, że reżyseruję kolejny spektakl, m.in. z Karoliną, a w międzyczasie prowadzę warsztaty ze studentami reżyserii. To również ciekawe doświadczenie. Większość studentów wyobraża sobie naiwnie, że artysta związany z awangardą czeka na iluminację z nieba albo działa w twórczym szale, a ja uparcie powtarzam, że najważniejszy jest profesjonalizm: wiedza, precyzyjne próby, przygotowanie do pracy. Elementarz.

Należysz do ostatniego pokolenia, które wychowało się jeszcze w Związku Radzieckim, w imperium. Jaka jest różnica między Tobą a pokoleniem młodszym, powiedzmy, o dekadę?

IW: Oni są mądrzejsi. Nie myślą o głupiej polityce, tylko o życiu. Są zdecydowani i pragmatyczni, wcześnie zaczęli organizować sobie życie. Kiedy patrzę na mojego piętnastoletniego syna, widzę, jakim skończonym idiotą byłem w jego wieku. Pyskowałem, walczyłem, nie myślałem o jutrze. Efekt jest taki, że moi koledzy z tamtych lat są dzisiaj na cmentarzu albo w więzieniu, a młodym po prostu chce się żyć. Oni oddychają. Mają tlen.

IWAN WYRYPAJEW (ur. 1974) jest rosyjskim reżyserem, aktorem i dramaturgiem. Nakręcił dwa filmy fabularne: "Euforia" (2006) oraz mający premierę w polskich kinach "Tlen" (2009). W Teatrze na Woli w Warszawie grana jest jego sztuka "Lipiec", wcześniej za tę sztukę Wyrypajew otrzymał w Niemczech nagrodę dla najlepszego dramaturga.

KAROLINA GRUSZKA (ur. 1980) jest aktorką, absolwentką Akademii Teatralnej w Warszawie. Żona Iwana Wyrypajewa. Grała m.in. w "Kochankach z Marony", "Tlenie", "Francuskim numerze". W spektaklu "Lipiec" gra główną rolę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2010