Rodaku, upiecz ciasto

Siedemdziesiąt procent. Taki odsetek w grupie brytyjskich telewidzów, którzy z zasady omijają wiadomości, twierdzi, iż czyni tak z niechęci do połykania piany informacyjnej toczonej z racji brexitu.

04.11.2019

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Zaiste, trafiła się im kapitalnie trudna łamigłówka z granicą w poprzek Irlandii. A do tego parada aparatczyków nieznających innej odpowiedzialności niż ta przed własną karierą oraz spryciarzy, których przeciętna inteligencja pozwala w tym galimatiasie odgrywać demiurgów na miarę Churchilla. Dlatego Sky News wprowadził nowy kanał newsowy całkiem pozbawiony wiadomości okołobrexitowych.

Przypuszczam, że słyszeliście już o tym, ale mogliście nie docenić epokowej wagi zdarzenia. Oto „poważny” w XX-wiecznym sensie dostawca wiadomości mówi otwartym tekstem, że będzie filtrował za nas przekaz nie ze względu na rangę spraw, tylko ulegając naszemu emocjonalnemu kaprysowi. Mówi otwarcie, nawet z dumą: będziemy jak twój fejsbuczek, żebyś się tylko nie zdenerwował.

Marudzę, że to koniec pewnego świata, ale ileż razy sam marzę przy śniadaniu o polskim kanale radiowym pełnym newsów, ale bez tych z ul. Wiejskiej. W tych dniach nie dzieje się tam nic godnego uwagi – a ściślej, rzeczy istotne dzieją się, ale poniżej czegoś, co zwę roboczo progiem publikowalności: to znaczy rozgrywają się skrycie i w tak zawiły sposób, że żaden rzetelny dziennikarz nie stworzy z tego newsa. Już prędzej, żeby zapchać ramówkę, będzie powtarzał okrągłe zdania. To, co zostaje na dnie świadomości pod koniec dnia, to tylko złe emocje. Promieniują tym bardziej teraz, bo nikt nie wydaje się zadowolony z rysujących się układów.

Jako elektorat się nie sprawdziliśmy, upiekliśmy naszym posłom Sejm z zakalcem, podobnie jak ci na Wyspach, nie bardzo świadomi, czego chcą, ale przecież dla siebie każdy umie lepiej, prawda? Pięć do siedmiu milionów ludzi – to na pewno więcej niż ci, dla których ważne jest rozumieć coś z polityki – czekało na koniec października nie z powodu brexitu, tylko ze względu na finał dziewiątej edycji programu „The Great British Bake Off”. Pośród tuzina innych kuchennych reality shows, które zmieniły na skalę masową podejście do gotowania, ten miał niesamowitą siłę oddziaływania – po dwóch latach od startu w 2010 r. „ciasto” zastąpiło „kurczaka” jako najczęściej wyszukiwane słowo na jednej z ważniejszych witryn kulinarnych BBC Good Food. Sieci sklepów z artykułami gospodarstwa domowego notowały gigantyczne skoki sprzedaży utensyliów takich jak rękawy cukiernicze czy trzepaczki. A to wszystko, jak twierdzą zawodowi obserwatorzy rozrywki telewizyjnej, głównie dlatego, że program emanował słodką, pachnącą cynamonem łagodnością. Uczestnicy byli starsi i zwyczajniejsi niż w innych formatach, zadania obliczone tak, by dało się je wykonać bez łez i upokorzenia, prowadzący raczej wspierali, zamiast szydzić i dręczyć. Z tego, co czytam, właśnie nastąpił kres tej epoki i „Bake Off” doszlusował do reszty formatów, grając tym, za co ich serdecznie nie cierpię – jeśli jest w tych sztucznych dekoracjach jakaś „reality”, to tylko taka, że ciemna część naszej osoby pragnie widzieć, jak zły los dotyka bliźnich co najmniej tak samo brzydkich i głupich jak my. Należałoby to zwać Telewizją Cienia.

A przecież trudno o coś bardziej adresowanego do naszej jasnej strony duszy jak pieczenie ciast i ciastek. Słodycz, ciepło z pieca, rozczulające zapachy, piękno i świąteczna „zbędność” deserów. Nawet fizyczny trud wyrabiania ciasta wydaje się w przypadku drożdżowych bułeczek jakiś mniej obarczony klątwą nałożoną na naszych prarodziców. Dlatego w coraz szerzej stosowanej kuchennej odnodze terapii zajęciowej najważniejsze są zajęcia piekarnicze i cukiernicze. Przekształcić fizycznie, z medytacyjną cierpliwością coś, co potem ulega niezależnym od nas przemianom, by na koniec przyjąć inną postać, ale niosącą piętno swego twórcy – jest w tym jakaś dobra moc.

Nie mówiąc już o tym, że wypiekiem najłatwiej się dzielić. Od samego tworzenia i częstowania innych jakby nas przybywało, grubną nasze kontury, to działa jak solidna dawka antydepresantu. Kiedyś przyglądałem się, jak pierwszaki na szkolnym kółku kucharskim czekały niecierpliwie, aż ciastka wyjdą z pieca – znacie chyba ten błysk czekania na łakocie w oczach. Po czym zamiast je spałaszować w całości, brały na talerz i pędziły do starszych o parę lat kolegów, przeczuwając słusznie, że to jest najprostszy sposób, by mogły w ich oczach zaistnieć.

Bądźmy jak te dzieci. Nie czekajmy, aż politycy zmądrzeją czy staną się lepsi. Pieczmy dla siebie, dla innych. Codziennie. Niech każdy kilowat, który tej zimy będziemy zużywać, ogrzewa nasze serca, a nie tylko domy. ©℗

Krążąc ostatnio po płaskich jak Mazowsze, jednak nieco urodziwszych polach włoskiej Emilii, dokąd udałem się po dostawę dobrego parmezanu dla swojej redakcji, jadałem w wiejskich barach tamtejszy comfort food zwany torta di riso. Jest to bowiem wypiek z rosnącego po sąsiedzku ryżu odmiany vialone nano, ale my możemy użyć także każdego innego dobrego do risotta (arborio, carnaroli). Doprowadzamy prawie do wrzenia litr mleka ze skórką połowy cytryny i 50 g cukru. Wsypujemy 250 g ryżu, gotujemy na bardzo wolnym ogniu, często mieszając, pół godziny albo i dłużej, aż ryż wypije płyn i utworzy się gęsta papka. Studzimy. Miksujemy 3 jajka z 100 g cukru i odrobiną ekstraktu waniliowego. Łączymy z wystudzonym ryżem. Możemy dodać garść siekanych migdałów albo innych bakalii. Wylewamy do wysmarowanej masłem i oprószonej bułką tartą formy (na wysokość ok. 3 cm). Pieczemy w 180 stopniach ok. 50 minut, aż się ładnie ozłoci z wierzchu. Ciasto powinno być mokre w środku, ale zwarte.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2019