Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zwykłe centrum europejskiego, betonowego miasta stało się nieprzyjaznym krajobrazem. Nie pomoże chodzenie cienistą stroną ulicy, niewielką ulgę przynosi mijany park. Widzę, jak schnie, muskam nisko wiszącą gałąź, której liście w dotyku są suche, szeleszczą smutno, a to dopiero ostatnie dni lipca. Młode platany już się poddały i sypnęły liśćmi na bruk. Trawa spłowiała tak bardzo chyba w ostatnim tygodniu, wcześniej nie zwracała mojej uwagi. Teraz jest tak sucha, że leżący na niej ludzie wyglądają dziwnie. I tylko pobliskie afrykańskie sklepiki, pełne tamtejszych korzeni, okry, plantanów, o dusznym w upale zapachu wszystkiego naraz, wyglądają, jakby wróciły do siebie.
Słowem, klimat w kryzysie, ocieplenie, susza. Poranny biuletyn o europejskiej polityce wymienia, co i w której części rozprażonej Europy płonie oraz ile upał pochłonął ofiar. O ile bardziej wolę dni, gdy biuletyn donosi, że dawna minister, a dziś europosłanka Anna Zalewska ma urodziny, oraz że prośby parlamentu o zwiększenie zatrudnienia wzburzyły wszystkich. Jeszcze gorzej jest w biuletynie klimatycznym poważnego dziennika. Przychodzi rzadziej, ale niewiele w nim dobrych wieści. Są za to tłuste, dobrze udokumentowane, długie teksty reporterów donoszących o kryzysach w różnych częściach świata. W Indiach w maju z powodu przegrzania upałem z nieba spadały ptaki! Apokaliptycznie. Biedni rolnicy nie są w stanie pracować w polu między godziną 11 a 15, bo mdleją. Klimatyzacje w szpitalach i samochodach nie dawały rady. Lekarze mówią, że tak źle jeszcze nie było. Ile to jest 120 stopni Fahrenheita?
Same przykre wieści, a jak sukces, to też gorzki. W kategorii „sukcesy” opowieść o naukowczyni, która wraz z zespołem umie przewidzieć, gdzie będą pożary w Amazonii. Zwykle tam, gdzie ostatnio ranczerzy wycinali las, te miejsca to pożarowe bomby z opóźnionym zapłonem. Wystarczy czekać. Oto zawody i kompetencje przyszłości. Odciągnijcie swoje dzieci od marzeń o byciu youtuberem i influencerem, siły intelektualne potrzebne są w ochronie klimatu. Pytanie tylko, czy my też się mamy przebranżowić, czy czterdziestolatkom wypada pozostać w dziedzinie pisania kroniki apokalipsy? I wtedy dzwoni z prośbą o przysługę kolega, przy okazji wspominając, że rzucił poprzednią pracę w biznesie i teraz jest w fundacji zajmującej się klimatem, bo co jest ważniejszego? Przebranżowił się też inny mój rówieśnik, z jerozolimskiego artysty stał się działaczem społecznym, którego organizacja – wciąż w artystycznej aurze – przygotowuje miasto i jego mieszkańców na zmianę klimatu. Podglądam jego działania nad zazielenianiem każdego dostępnego skrawka miasta, chłodzeniem go roślinami. To nowe miejskie osadnictwo – tłumaczy, nawiązując do tradycji pierwszych kibucników i osadników.
Od upału komputer zwolnił i prosi, żeby go wyłączyć. Mam czas na myślenie. Chłodzimy dom starą, dobrą metodą zamykania okiennic na dzień, wietrzenia nocą. Kto by pomyślał, że bliskowschodnie nawyki przydadzą się w ponoć deszczowej w lipcu Belgii? To tylko dwa dni, lepiej niż w innych miejscach Europy. Tylko raz słupek rtęci wspina się blisko 40 stopni. Ale czuję na sobie wpływ upału, zmęczenie nocą, gdy temperatura jednak nie spada radykalnie. Irytację w dzień. Ponoć w tych Indiach ludzie gotowi byli się ze sobą bić, gdy w źle wentylowanych samochodach zatrzymało ich czerwone światło. Gdzie ja widziałam zdjęcie rikszy, której kierowca zasadził na dachu ogródek w ramach izolacji?
Nieswojo. Tak się czuję w tym upale. Ale gdy przechodzi, czuje się tak dalej z powodu świadomości, że będzie on wracał, i to coraz częściej. Podobno jest na to słowo. Nowe słowo, ukute po to, by opisać to uczucie obcości w miejscu, które jest twoje, ale zmienia się w oczach. Gdy krajobraz zostaje zrujnowany wycinką, pożarem, kopalnią odkrywkową. Gdy wymierają znajome rośliny, lato jest zupełnie inne, pogoda ekstremalna. Tęsknota za swojskością, choć nigdzie się nie wyjechało. Wymyślił to słowo australijski filozof Glenn Albrecht, który, wróciwszy po latach do rodzinnego Perth, zauważył masowe wymieranie eukaliptusa z powodu suszy. W 2005 r. opublikował artykuł naukowy proponując połączenie sufiksu -algia, jak w nostalgii (oznacza po łacinie „ból”) z solacium oznaczającym komfort. Słowo solastalgia dał nam na określenie czucia się nieswojo we własnym domu, utratę komfortu. To, co sam poczuł. Bierzmy i korzystajmy. ©