Psy

Wolne życie nigdy nie jest bezpieczne. Psy pojawiały się w życiu chłopca nagle i nagle znikały.

07.12.2020

Czyta się kilka minut

Psów w tamtych czasach było dużo. Stały na łańcuchach obok zawsze dokładnie wylizanych misek, pilnowały obejść, drapały się bez końca. Pospolite kundle, anioły pozamykane w osobnych jestestwach, każdy w ciepłym, kudłatym sobie. Chłopiec marzył o własnym psie. Już on by zadbał o wszystko, o miskę i o pchły. Pies odwdzięczałby mu się patrzeniem w oczy, łaszeniem się i pozwalaniem na pieszczoty. Ale nie wolno mu było mieć psa. Matka nie pozwalała.

Matka, kiedy się brała do katowania dzieci, korzystała ze stałego repertuaru rytualnych, kwiecistych zapowiedzi. Dawno, dawno temu pewnie się nimi delektowała, ale z czasem one się zużyły, wytarły, straciły znaczenie. Repertuar był wymyślny, ale skąpy. „Bede loła, aż krew bedzie sikała po ścianach”. „Łeb urwe i psom rzuce”. Bóg obdarzył ją hojnie nierozumieniem świata i nic nie wiedziała o dzieciach i o psach. Gdyby się wzięła do bicia chłopca na oczach jego psów, rozszarpałyby ją tak dokładnie, że jej resztki zmieściłyby się w jednej z jej ohydnych nylonowych pończoch. Bo chłopiec, któremu nie wolno było mieć psa, miał psa, i to niejednego. Była to jego tajemnica.

Chłopiec lubił patrzeć na zwierzęta. Po prostu patrzeć. Na krowę, na konia, na kota. Zwierzęta miały wdzięk, którego u ludzi się nie uświadczy. Szczęśliwie nie brakowało w tamtych czasach psów bezpańskich. Urywały się z łańcuchów albo ich właściciele przepili wszystko i puszczali wolno czworonogi, które nie miały już czego pilnować. I od małego chłopiec miał w zwyczaju łazić za nimi. Najpierw żeby tylko patrzeć. Ale kiedy się długo patrzy na psa, to potem chce się go pogłaskać.

Z udomowieniem psa trochę człowiekowi zeszło. Kiedy go porzucić, pies dziczeje szybko, ale nie da się w miesiąc całkowicie odwrócić procesu trwającego tysiące lat. Bezdomny pies już jest dziki, już się zachłysnął swobodą, a jeszcze nie zapomniał bliskości i tęskni za nią, każdy zdradzony to rozumie. I kiedy za takim psem zaczyna chodzić chłopak, pies jest zdezorientowany. Pokazuje zęby, warczy i szczeka, bo zdążył już parę razy oberwać kijem albo kamieniem. Ale nie odchodzi też tak całkiem. Stoi w bezpiecznej odległości i czeka, choć nie wie na co.

Zwykle było tak, że najpierw chłopiec gwizdał, żeby zwrócić na siebie uwagę psa. Zbliżał się, przy czym przemawiał tak długo, aż pies przestawał powarkiwać, a zaczynał przekrzywiać głowę. To był bardzo dobry znak. Potem było dużo cmokania i udawania, że się je. Chłopiec podnosił do ust pustą dłoń, głośno mlaskał i ciamkał powietrze, po czym wysuwał tę pustą dłoń w stronę psa, mówiąc coś zachęcającego w rodzaju: „Oj, jaka dobra kiełbasa”. Niektóre psy od razu widziały, że to oszustwo. Ale inne dawały się nabrać. Ręka ich kusiła. Stawiały uszy, węszyły i powoli jednak podchodziły. Trzeba było być bardzo cierpliwym. I warto było. Jeśli w końcu pies dotykał nosem dłoni albo sam pozwalał się dotknąć, można było mieć pewność, że za pięć minut będzie już trwała zabawa w najlepsze, z czochraniem, podskokami i gryzieniem na niby.

Po pewnym czasie wszystkie niczyje psy w okolicy były jego. Spotykał się z nimi na końcu dużego podwórza w gąszczu porzeczek i malin, w rowie wzdłuż Zakanala, którym kiedyś odpływały ścieki z Cukrowni, ukrywał je w piwnicy albo na budowie. Dokarmiał je ukradkiem, a Matka się cieszyła, że synowi tak wzrósł apetyt na bułki z margaryną. Chyba tylko raz Matka przyłapała go z takim przybłędą, ale nic wielkiego z tego nie wynikło. Pies uciekł, a za pół godziny wrócił. Psy jakby wiedziały, że kiedy w okolicy pojawia się to gderliwe, otyłe coś o nienaturalnie donośnym głosie, nie ma się co afiszować ze swoim istnieniem. Olewały tę wielkość.

Wolne życie nigdy nie jest bezpieczne. Psy pojawiały się w życiu chłopca nagle i nagle znikały. Jedynym, który tak zżył się z chłopcem, żeby doczekać się imienia, był Hopi. Bardzo duży, biały, choć brudny, z obwisłymi wargami. Chłopiec zaczytywał się wtedy książkami o Indianach i imię psa było imieniem indiańskim. W Hopim to było niezwykłe, że nigdy nie było wiadomo, z której strony wyświetli się na horyzoncie, nigdy nie przychodził tą samą Drogą. To też było wspaniałe: wyjść na dwór, gwizdnąć ze dwa razy, a potem wyglądać to na Drogę, to na pola od Cukrowni, to przez płot Zagrody na działki sąsiadów. I kiedy już się ukazał, patrzeć, jak to szczęśliwe bydlę pędzi z językiem na brodzie, żeby spotkać się z drugim szczęśliwym bydlęciem i żeby ich szczęście stało się podwójne. Chwile tuż przed spotkaniem chyba były nawet przyjemniejsze od samego spotkania.

Na koniec filmu o tym pomyleńcu, któremu się wydawało, że rozumie niedźwiedzie, a potem niedźwiedzie zeżarły go razem z jego dziewczyną, Werner Herzog pokazuje widzom z bliska niedźwiedzie oblicze, a sam przemawia z offu. Mówi, że nie widzi w oczach niedźwiedzia tego, co widział w nich jego bohater. „Grizzly Man”. Widzę w tych oczach tylko zimną obojętność natury, mówi Herzog. Prawie się z nim zgadzam. To tak jak z widzeniem barw. Też widzę w tych oczach tylko obojętność, ale ja widzę ją ciepłą. Wydaje mi się, że zwierzęta ułatwiają człowiekowi spotkanie z samym sobą, doskonalą jego samotność. I chwila, kiedy się patrzy w oczy zwierzęcia, to chwila tuż przed tym spotkaniem, niepewnym, w zamiarze ewentualnym. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2020