Przyszłość już tu jest

Oto kraj, gdzie technologia i rynek całkowicie wymykają się polityce. Oto bohaterowie bezradni wobec społecznej katastrofy, która przyniosła populizm. Oto serial, który wzywa do przebudzenia.

05.08.2019

Czyta się kilka minut

Emma Thompson w serialu HBO „Rok za rokiem” /  / MATERIAŁY PRASOWE HBO
Emma Thompson w serialu HBO „Rok za rokiem” / / MATERIAŁY PRASOWE HBO

Mamy świetny, lecz najbardziej przerażający i przygnębiający serial, jaki można w tym roku zobaczyć. Nawet bardziej niż „Czarnobyl” – tamten opowiadał historię katastrofy sprzed ponad trzech dekad, spowodowanej przez system, który sam implodował i zszedł przegnany z areny historii. Wyprodukowany przez BBC One, dostępny na kanale HBO miniserial „Rok za rokiem” przedstawia katastrofy, jakie mogą nas dotknąć tu i teraz. Takie, od których dzieli nas jeden zły kwartał dużego banku, jedne wygrane przez populistów wybory, jedna nieodpowiedzialna decyzja sprawującego władzę polityka.

Twórcą serii jest, uważany za jeden z największych talentów piszących dziś dla brytyjskiej telewizji, Russell T. Davies, w Polsce znany przede wszystkim jako showrunner nowej wersji kultowego serialu science fiction „Doktor Who” – przedstawiającego przygody podróżującego przez czas i przestrzeń przybysza z obcej planety, odwiedzającego Ziemię. Fani „Doktora” rozpoznają zresztą w „Rok za rokiem” kilka rozwijanych w tej serii motywów – tu przeniesionych we względnie realistyczną konwencję „fantastyki bliskiego zasięgu”, bez podróży w czasie i kosmitów.

„Rok za rokiem” często porównywany bywa do „Black Mirror”. Podobieństw jest wiele, ale też jedna zasadnicza różnica: Daviesa bardziej niż przemiany technologiczne i ich wpływ na współczesną rzeczywistość interesują te polityczne, społeczne i ekonomiczne.

Saga rodu Lyonsów

Akcja toczy się w Wielkiej Brytanii na przestrzeni piętnastu lat, zaczynając od 2019 roku. Każdy rok to kolejny krok w stronę upadku świata. Jego przemiany obserwujemy z punktu widzenia licznej, wielopokoleniowej rodziny Lyonsów z Manchesteru.

Rodzina Lyonsów jest jak współczesna Wielka Brytania – niemal każdy brytyjski widz znajdzie tu kogoś, z kim mógłby się identyfikować. Po pierwsze, jest podzielona na poziomie społeczno-ekonomicznym. Część z niej należy do klasy średniej, część raczej do robotniczej. Nikt z jej członków nie ma jednak dość zasobów, by wykupić sobie bezpieczeństwo od gwałtownych zmian, jakim ulega pokazane w serialu społeczeństwo i cały otaczający go świat. Po drugie, rodzina Lyonsów jest różnorodna etnicznie: najstarszy z czwórki rodzeństwa, Stephen, ma czarnoskórą żonę, a z nią dwie córki; jego siostra z kolei ma jedno dziecko z Azjatą. Po trzecie, Lyonsów różni polityka: młodszy z braci, pracownik samorządu Daniel, głosował za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii i popiera Partię Pracy, jak się można domyślić: czyta „Guardiana”, i ma poglądy typowe dla lewicowo-liberalnej klasy średniej. Jego młodsza siostra, Rosie, mówi z kolei najgorszą brexitową propagandą i daje się uwieść populistycznej polityczce. Druga z sióstr Lyons, Edith, jest anarchistyczną aktywistką, pomaga potrzebującym i rzuca wyzwanie możnym tego świata w szeregu akcji społecznych na całym globie.

Lyonsowie są też rodziną silnie patchworkową. Rosie nie utrzymuje kontaktu z ojcami swoich dwóch synów, czwórka rodzeństwa jest skłócona z ojcem. Całość rodziny skupia wokół siebie seniorka rodu, pełna poczucia humoru babcia, zamieszkująca w wielkim, wiktoriańskim domu, kupionym w znacznie lepszych finansowo dla rodziny czasach – dziś z braku środków na remont popadającym w ruinę. W świecie Lyonsów żadnego problemu nie stanowi też orientacja seksualna. Daniel jest w pełni akceptowanym przez rodzinę gejem.

Z punktu widzenia polskiej prawicy Lyonsowie reprezentują wszystko to, co jest nie tak z przeoranym przez rewolucje obyczajowe i multikulturalizm Zachodem. Davies pokazuje jednak, że także patchworkowa, złożona z par jednopłciowych rodzina jest w stanie dawać sobie emocjonalne i egzystencjalne wsparcie. Że może być schronieniem w momencie, gdy cały świat zmienia się stopniowo w koszmar nie do życia. Nie ma chyba w tym roku w telewizji serialu, który bardziej przekonująco afirmowałby znaczenie rodziny – „wartości rodzinne” w XXI wieku mogą znaczyć bardzo różne rzeczy, niekoniecznie muszą zakładać tradycjonalistyczne style życia.

Autorytaryzm XXI wieku

Co konkretnie dzieje się w serialowej Wielkiej Brytanii 2019-35? Nie chcę psuć państwu zabawy i ujawniać zbyt wielu szczegółów, ale ogólnie można powiedzieć, że „Rok za rokiem” pokazuje, jak stopniowo, często niezauważalnie, imploduje wolne, względnie sprawiedliwie urządzone społeczeństwo. Takie, jakie wykształciło się w niemal całej Europie Zachodniej po II wojnie światowej.

Zmierzch tego porządku nie następuje z hukiem. Długo zachowane zostają pozory i fasadowe instytucje. Autorytaryzm XXI wieku nie atakuje wprost. Zamiast frontowego starcia wybiera wojnę hybrydową ze społeczeństwem. Pomału wysysa powietrze, jakim można swobodnie oddychać, podduszając do omdlenia wszystkich swoich potencjalnych przeciwników.

Lyonsowie budzą się w końcu w społeczeństwie, gdzie zanika klasa średnia i ostatecznie pękają więzi, jakie kiedyś łączyły posiadających i nie, teraz oddzielonych ścisłym przestrzenno-społecznym apartheidem. W rzeczywistości, gdzie przy zachowaniu demokratycznych procedur wygaszane są kolejne instytucje, bez których realna kontrola społeczeństwa nad władzą jest fikcją.

Demokracja przekształca się w państwo rynkowo-policyjne, gdzie represyjne funkcje państwa wykonywane są przez świetnie na tym zarabiający prywatny biznes, a społeczeństwo w politycznej bierności utrzymuje brak podstawowego bezpieczeństwa ekonomicznego, konsumeryzm z coraz trudniej dostępną konsumpcją, zarządzające nim algorytmy i ogłupiające media.

A przy tym mieszkańcy nawet takiego, osuwającego się w nowy postdemokratyczny porządek Zachodu pozostają względnie uprzywilejowani – gdzie indziej jest jeszcze gorzej. Pokazuje to wątek związanego z Danielem uchodźcy z okupowanej przez Rosję Ukrainy, Wiktora. Na tle przestrzeni, w jakie zostaje wrzucony – rosyjskiego Kijowa, gdzie homoseksualiści mają obowiązek „żyć dyskretnie”; obozów dla uchodźców w zachodniej Europie; nielegalnych kanałów, jakimi migranci próbują przedostać się z północnej Francji do Wielkiej Brytanii – wszystkie problemy Lyonsów to ciągle przywileje pierwszego świata.

W serialu atak na instytucje brytyjskiej demokracji płynie ze strony charyzmatycznej, populistycznej Vivienne Rook. W pierwszym odcinku Rook jest jeszcze marginalną polityczką bez szans na władzę. Z dnia na dzień staje się jednak wiralową sensacją, gdy zapytana w programie telewizyjnym, co sądzi o konflikcie izraelsko-palestyńskim, odpowiada: „Pierdolę to. (...) Ja chcę tylko, żeby wywożono mi śmieci, żeby podstawówka dwieście metrów ode mnie zaczęła po sobie sprzątać”.

Wykorzystując nagłą popularność, Rook zakłada partię – Ruch Czterech Gwiazd (od czterech gwiazdek, jakimi prasa zastępuje wypowiedziane przez nią na wizji wulgarne słowo). W każdym kolejnym odcinku nowa siła zdobywa kolejne przyczółki w brytyjskiej polityce.

Rook w błyskotliwej kreacji Emmy Thompson skupia w sobie wszystkie, często wzajemnie sprzeczne cechy nowych populizmów XXI wieku. Przedstawia się jako głos zwykłych ludzi, ktoś, kto rozumie ich realne problemy, choć sama jest milionerką, wygodnie usadowioną wśród potężnych i majętnych. Swoim wyborcom sprzedaje się jako ktoś, kto mówi „jak jest”, nie przejmując się polityczną poprawnością i regułami decorum – głos na nią jest dla jej nieuprzywilejowanego elektoratu jak pokazanie wulgarnego gestu całej klasie politycznej.

Ma też w sobie silnie komiczne, błazeńskie rysy – zamiast zabierać głos w politycznej debacie, ustawia się jako figura telewizyjno-internetowej rozrywki. A przy tym mobilizuje wyborców przez strach i panikę moralną. Do parlamentu po raz pierwszy dostaje się na fali kampanii przeciw internetowej pornografii, na kontakt z którą narażone mają być brytyjskie dzieci.

Nie bardzo wiadomo, kto logistycznie wspiera i finansuje jej ruch. Davies wielo- krotnie daje do zrozumienia, że Rook nie jest działającą samodzielnie wariatką, a za jej niezwykłą polityczną karierą stoją mroczne siły, jakich naprawdę należy się bać.

Nietrudno rozpoznać w Rook odbicie faktycznie wpływowych dziś polityków. Postać grana przez Thompson doskonale odnalazłaby się w towarzystwie Donalda Trumpa, lidera włoskiego Ruchu Pięciu Gwiazd Beppego Grilla czy naszego Pawła Kukiza. Wiele łączy ją także z nowym premierem Zjednoczonego Królestwa Borisem Johnsonem – politykiem, który do najwyższego urzędu w państwie dostał się za sprawą swojej celebryckiej marki dużego dziecka, wiecznego buntownika i rozrabiaki, zawsze gotowego wsadzić kij w parlamentarne mrowisko. Gdy Johnson wprowadzał się na Downing Street, internauci umieszczali na swoich profilach kadry z serialu przedstawiające Rook.

Brytania przeorana

Postać Rook jest przy tym pokazana raczej jako symptom niż przyczyna problemów trawiących brytyjską demokrację. W zachodnich społeczeństwach coś bowiem głęboko załamało się w ich strukturze – agresywny populizm odwołujący się do lęków i poczucia bezradności swoich wyborców tylko doprowadza do logicznego końca od dawna postępujące rozkładowe procesy.

Niepokój, jaki wywołuje „Rok za rokiem”, wynika w dużej mierze z tego, iż niejednokrotnie mamy wrażenie, że przyszłość, przed jaką przestrzega serial, od dawna już tu jest. Antyutopia, jaką widzimy na ekranie, to nie tyle spekulacja co do przyszłości, ile spojrzenie z odpowiedniego punktu widzenia na teraźniejszość.

Najlepiej pokazuje to ciągnący się przez kilka odcinków wątek deklasacji rodziny Stephena. Mężczyzna i jego żona, do tej pory należący do solidnej klasy średniej, nagle znajdują się w nowej rzeczywistości, gdzie nie mogą liczyć na żaden pewny grunt pod nogami. Stephen, doradca ekonomiczny z dyplomem uczelni, traci prawie cały majątek i dobrą pracę. Zostaje wrzucony w wir prekariackich prac poniżej swoich klasyfikacji – głównie jako kurier rowerowy i tester leków – bez prawa do odpoczynku, bez pewności zatrudnienia, praktycznie bez szans na wyjście z biedy. Popyt na pracę żony Stephena, wykwalifikowanej księgowej Celeste, zmniejsza rozwój technologii IT – komputery znacznie lepiej radzą sobie z tym, w czym kobieta się specjalizuje, i są od niej na dłuższą metę tańsze.

Cały ten wątek ogląda się nie tylko jako wizję przyszłości, wyrażającą lęki zachodniej klasy średniej o jej status w nieustannie zmieniającej się, rewolucjonizowanej przez nowe technologie gospodarce. Jest to również wyostrzone w soczewce artystycznej kreacji spojrzenie na Wielką Brytanię ostatnich dziesięciu lat z hakiem. Na kraj przeorany przez finansowy kataklizm z 2008 roku, na który polityczne i gospodarcze elity odpowiedziały hojną publiczną pomocą dla upadających banków i zaciskaniem pasa dla całej reszty. Gdzie technologia i dynamika rynku wymykają się polityce, a dyplom uniwersytecki czy niegdyś dający stabilność zawód nie gwarantują już dłużej podstawowego bezpieczeństwa ekonomicznego.

Nadzieja w dystopii

Lyonsowie wielokrotnie zastanawiają się przy rodzinnym stole, jak to się mogło stać, kiedy to wszystko się zaczęło, kiedy względnie stabilny, oswojony świat po zimnej wojnie nagle zmienił się w koszmar. Pytają nie tylko o bezosobowe, historyczne procesy, ale także o własną winę. „Jak mogliśmy to wszystko aż tak spieprzyć?!” – to pytanie mogłoby kończyć każdy odcinek.

To pytanie „Rok za rokiem” kieruje też do nas, widzów z 2019 roku. Wzywa nas, byśmy się zainteresowali, ruszyli z domu, zaktywizowali, a przynajmniej zagłosowali mądrze i z rozwagą. Tak, by następna dekada nie wyglądała jak z koszmaru. W dystopii, jaką maluje serial, pojawia się ostatecznie nadzieja na możliwość buntu, zmiany społecznej, wyrwania się społeczeństwa z kleszczy opresyjnej władzy.

Indywidualny opór, a przynajmniej przyzwoitość, okazuje się mieć w końcu znaczenie dla tego, jak kształtuje się historia. Przy całym swoim pesymizmie Davies wierzy w ludzką dobroć, w solidarność, w siłę moralnego oporu i niezgody na niesprawiedliwość. Nawet jeśli droga wyjścia, która pojawia się na końcu serii, może nie wyglądać specjalnie przekonująco, sama nadzieja, że jest w ogóle wyjście, to już w dzisiejszej popkulturze niemało. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2019