Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ta praca musiała budzić zdumienie. Po co siać, gdy dokoła pożar i trwoga? Jaki sens tej pracy, skoro trudno przewidzieć, czy ziarno za rok przyniesie plon? Autorka "Pożogi" pisze, że rolnik kierował się po prostu miłością i zaufaniem do ziemi. Siał z nadzieją, choć w smutku i przez łzy.
Czytając przypowieść o siewcy, myślę o ludziach szczególnie powołanych do głoszenia Ewangelii: o biskupach, księżach, diakonach, zakonnikach i zakonnicach, katechetach, wędrownych katechistach. Stojąc na kościelnym i społecznym piedestale, są oni - jak i piszący te słowa - zarówno siewcami, jak i glebą, na którą pada ziarno Słowa. Mimo tej dwubiegunowości ich pierwszym powołaniem jest zawsze siać, czyli dawać ludziom nadzieję płynącą z nauki Jezusa.
Różne są metody siania, czyli ewangelizacji. Można wynajdywać zagrożenia, przekonując, że czekaliśmy na inną rzeczywistość, a w innej przychodzi nam żyć. Można narzekać na glebę, że twarda, kamienista i pełna chwastów zagłuszających dobre ziarno. Obawiam się jednak, że tak postępując, nie rozumiemy naszego powołania. Wydaje się nam, że zostaliśmy zaproszeni na żniwa, podczas gdy jesteśmy siewcami, a nie żniwiarzami! Nie nam oceniać jakość plonu.
Z łatwością przychodzi siać na żyznej ziemi Kościoła "zawsze wiernych". Tu plon i sukcesy są gwarantowane. Potrzeba jednak odwagi siania na ziemi skalistej, na pozór nieprzyjaznej. Potrzeba wychodzenia na manowce, gdzie mieszkają ludzie nam nieznani, obcy, a nawet nieoczekujący na ziarno Ewangelii nadziei. Miast bez końca dyskutować, czy Mszę odprawiać przodem czy tyłem do wiernych, albo czy Kościół miał się lepiej przed czy po Soborze, trzeba siać nadzieję Dobrej Nowiny na ulicach, na ucztach weselnych, na spotkaniach lewicy laickiej, w barach, w dyskotekach, teatrach, radiu, telewizji. Iść tam, gdzie przed nami nie było siewcy, nie oglądając się na statystyki duszpasterskiej skuteczności. Widzieć szansę tam, gdzie inni nie widzą możliwości zyskania pochwał i awansu. Trzeba chyba zacząć czytać przypowieść o siewcy jako opowiadanie o początku pracy siewcy, a nie jako przypowieść o skutecznych plonach.
Ach, ten niepoprawny idealizm, ktoś powie! Czyżby? A kariera Jezusa? Mam wrażenie, że czasem nie jesteśmy świadomi, iż poważną trudnością jest zdolność rozróżniania pomiędzy autentycznym człowieczeństwem a zwykłą popularnością. Gdy myślimy o tym ostatnim, prawie zawsze tracimy okazję podjęcia ryzyka tam, gdzie wymaga tego dobro drugiego człowieka. I wtedy jedynie potrafimy płakać nad tragicznym końcem człowieka, a nie nad jego początkiem.