Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Polak nie-rolnik słucha nie wierząc własnym uszom. Warunkiem otrzymania dopłat (minimum kilkaset zł z hektara) jest jedynie wypełnienie i złożenie wniosku. Nie trzeba potem rozliczać się z otrzymanych pieniędzy. Nie trzeba w ogóle nic. Polak nie-rolnik słyszał też tyle razy (zwłaszcza od polityków “ludowych") o biedzie i krzywdzie wsi. A teraz nikt nawet nie próbuje dociec, co powoduje setkami tysięcy ludzi, że nie zamierzają ruszyć palcem w swoim najbardziej osobistym interesie. Ba, nikt też nie ma im tego za złe. Owszem, rozlega się chór zatroskanych - od urzędników odpowiednich resortów aż po duszpasterzy: pomóżmy im, zatroszczmy się, żeby jednak zechcieli te wnioski wypełnić i złożyć. Ustanówmy dyżury i nadgodziny, zmobilizujmy specjalistów. Zapewnijmy, że gdy nawet rolnicy popełnią błędy w wypełnianiu papierka, potem je im poprawimy. Dostarczmy im numery ewidencyjne, po które sami nie przyszli. Zróbmy za rzesze współrodaków całą prawie robotę, byle tylko nie obrazili się na rzeczywistość i sami nie zmarnowali swojej własnej szansy.
Polak nie-rolnik słucha i nie wie, gdzie się znajduje: jeszcze w normalnym państwie dorosłych, odpowiedzialnych obywateli, czy już w powszechnym domu opieki dla niepełnosprawnych, niezdolnych nawet do uruchomienia instynktu samozachowawczego. Przecież chodzi nie o kilka procent ludzi faktycznie bezradnych, lecz o prawie wszystkich. Ponieważ nic nie rozumie (a dziennikarze mu nie pomogą, bo jest nudno i nie ma się czym zająć), nasłuchuje czegoś innego. Dowiaduje się, że powtórne matury w Opolu jednak się odbędą, chociaż przeszło dziesięć tysięcy młodzieży groziło, że do nich nie staną, jako pokrzywdzeni. Czym? Faktem, że prawie wszyscy oni (97 procent) wybrali przy pierwszym podejściu - dziwnym trafem - te akurat tematy, które na dzień przed egzaminem przeciekły do internetu. Nie sposób dowieść, że wszyscy piszący je znali, ale nie sposób też nie stwierdzić, że być może skorzystano nawet i masowo z nieuczciwej formy ułatwienia sobie egzaminu. Dorośli wychowani w warunkach normalnych reguł gry nie mieliby cienia wątpliwości, że trzeba wtedy unieważnić pierwsze podejście i zarządzić powtórną próbę - ale opolska młodzież podniosła lament i bunt wsparty gremialnie przed media. Nawet mój ulubiony prezenter Bogdan Rymanowski z TVN kibicował ze współczuciem ich “rozgoryczeniu" i “krzywdzie", a jedyny głos szczerego zdumienia nad zachowaniem kandydatów do świadectwa dojrzałości (sic!), jaki zauważyłam w prasie, to był głos czytelnika spoza Polski. Ba, nikt się nawet nie zdziwił zachowaniu “dzieci" zwołujących marsz protestu, grożących urzędnikom, rzucających jajkami i pustymi butelkami w wojewodę czy przedstawiciela ministerstwa edukacji. Tylko dla ludzi “wczorajszych", jak ja, było od początku jasne, że tupanie nogami jako reakcja na trudności jest symptomem infantylnym, a więc nawet powtórne zdanie matury nie zagwarantuje młodzieży opolskiej statusu dojrzałości...
Czy to staje się normą: przepraszać i ułatwiać, i broń Boże nie wymagać? Pytanie smutne raczej, choć może mało ciekawe.