Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W moim własnym "Tygodniku" na pierwszej stronie poprzedniego numeru przeczytałam o werdykcie sądowym skazującym "morderców z »Wujka«". Myślę, że nie wolno nam było użyć takiego słowa. To dlatego kolejne procesy przeciwko sprawcom śmierci strajkujących górników toczyły się tak długo (od 1993 r.), bo nie były w stanie znaleźć dowodów, że to właśnie pocisk wystrzelony przez tego to zomowca spowodował śmierć tego to a tego górnika. Sądzeni byli ludzie z imienia i nazwiska. Jest strasznym obciążeniem przeszłości stanu wojennego, że tak wyjątkowo starannie zatarte zostały ślady zbrodni, ale wyroki sądu uczciwego nigdy nie będą mogły zapadać inaczej niż w pełni praworządnie. Ludzie zostali więc skazani za udział w działaniach, które spowodowały śmierć dziewięciu niewinnych - i to jest wszystko, co wolno o nich powiedzieć. Chcę jeszcze dodać, że jakkolwiek nikt z nas nie mógł nawet takiego tylko werdyktu przyjąć inaczej niż z ulgą, wstrząsnęła mną sala sądowa, która słuchając sędziego, wybuchła oklaskami...
Nie rozumiem, a chciałabym
Czytam w wielkim wywiadzie z o. Maciejem Ziębą OP, jednym z niewątpliwych autorytetów ("Rzeczpospolita", 6-7 czerwca): "Źle mi się żyje jako obywatelowi i człowiekowi, który kocha swój kraj, bo widać psucie demokracji". A dalej: "Następuje coś szalenie niebezpiecznego: sprowadzanie demokracji do procedur i to niekiedy nagannych. Wykorzystuje się kruczki prawne". I jeszcze dalej: "Dobro wspólne zostało osłabione, narodowa solidarność naruszona, a patriotyzm bywa traktowany instrumentalnie. To boli, bo - powtórzę - mamy do czynienia z psuciem demokracji". A wreszcie: "Gdy słyszę, że Polska jest zagrożona, to sądzę, że owszem, ale w tym głębszym sensie psucia jakości demokracji przez ogół klasy politycznej, bo prawo oraz racje są upartyjnione, a wartości relatywizowane stosownie do potrzeb. Zarazem żyjemy dziś w wolnym, demokratycznym kraju. Mówienie o zagrożeniu ustroju demokratycznego jest absurdalne i śmieszne". Chciałabym zrozumieć ostatnie zdanie w świetle poprzednich, ale nie umiem.
Smutno mi (tak jak poecie)
Felietonista "Gościa Niedzielnego", red. Franciszek Kucharczak (nr 23/07), informuje mnie (przy okazji udzielając reprymendy "Tygodnikowi"), że "od pewnego czasu karierę robi koncepcja »Kościoła otwartego«". Na czym miałaby ona polegać, tłumaczy jasno nieco niżej: jest to "idea wpuszczania w obszar Kościoła ludzi, którzy programowo z nim walczą, tylko po to, żeby »wsłuchać się w ich racje«". Tymczasem powinniśmy wiedzieć, pisze red. Kucharczak, że "Kościół nie jest i nigdy nie był miejscem dla zbłąkanych. Kościół jest dla tych, którzy już znaleźli".
Dlaczego nad tą lekturą przypomniała mi się nagle "Homilia" Zbigniewa Herberta? "(...) bo dla księdza - proszę księdza - to jest wszystko takie proste/Pan Bóg stworzył muchę, żeby ptaszek miał co jeść/Pan Bóg daje dzieci i na dzieci i na kościół/prosta ręka - prosta ryba - prosta sieć/Może tak należy mówić ludziom cichym, ufającym/obiecywać - deszcze łaski - światło - cud/lecz są także tacy którzy wątpią niepokorni/bądźmy szczerzy - to jest także boży lud./Proszę księdza - ja naprawdę Go szukałem/i błądziłem w noc burzliwą pośród skał/piłem piasek jadłem kamień i samotność/tylko Krzyż płonący w górze trwał" (...).
Kiedy Jan Paweł II pisał w "Redemptor hominis" "człowiek jest drogą Kościoła", może miał w pamięci także i ten wiersz Zbyszka z tomu "Rovigo"?