Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Formalnie polityków zaprosił marszałek Marek Kuchciński, ale przecież uczynił to dopiero na wyraźne polecenie swojego prezesa (gdy ten wyraził chęć odbycia pogawędki w przemówieniu, w którym apelował o 120 dni spokoju). Ile ma w istocie marszałek do powiedzenia w polityce, pokazuje fakt, iż cały jego wkład to propozycja wspólnych ponadpartyjnych obchodów na 3 maja – skądinąd zacna, ale w obecnym kontekście zabrzmiała jak głos z innej planety. Tak naprawdę liczy się kto inny, a zamiast dialogu była pokorna audiencja.
W kwestii przywrócenia warunków działania Trybunału Konstytucyjnego padło trochę ogólników o przygotowaniu zmian w tzw. ustawie naprawczej – przypomnijmy, że zawiłe kombinacje prawne, wymyślane, żeby wyjść z pata, byłyby całkiem zbędne, gdyby władza wykonawcza wykonała swoją powinność i wydrukowała orzeczenie TK z marca. Kaczyński zapewnił, iż „formacje polityczne, które chcą coś zaproponować, będą mogły swoje propozycje przedstawić”: to znamienne, że coś tak oczywistego w normalnym procesie politycznym zasługiwało w ogóle na podkreślenie.
Opozycja była w trudnym położeniu – nie wypadało jej zbojkotować tej gry pozorów (zorganizowanej m.in. na użytek przybywających do Warszawy komisarza UE Timmermansa i szefa RE Jaglanda). Grzegorz Schetyna co prawda kontrował, iż nie widzi pola do kompromisu, ale uwikłany głęboko w proces rozkładu własnej partii jest mało wiarygodny jako partner do wymuszania na Kaczyńskim kompromisu. Ryszard Petru, który dał się oczarować i dostrzegł w rozmowie z prezesem PiS „światełko w tunelu”, też na razie nie dorasta do tej funkcji. ©℗