Prawo do dziadostwa. Felieton Olgi Drendy

Odwiedziłam niedawno zupełnie ­niezwykłe miejsce. Była to łąka z zaroślami rozwijającymi się zupełnie przypadkowo, z byle jaką ścieżką, na której łatwo pobrudzić sobie buty.

17.10.2022

Czyta się kilka minut

Witamy w trzecim krajobrazie. / OLGA DRENDA
Witamy w trzecim krajobrazie. / OLGA DRENDA

W gęstym błocie odbijały się ślady licznych psich łapek. Symboliczną barierą oddzielającą tę przestrzeń od osiedla była „brama triumfalna” z opon i pozostałości betonowego ogrodzenia. Za nimi lubiany przeze mnie widok: pryzma ziemi, którą ktoś zostawił na lata i zdążyła doczekać się własnego małego ekosystemu. Stare graffiti na trasie wskazywało na to, że swego czasu musiało być to miejsce lubiane przez wagarowiczów, dzisiaj głównie przez pieski i ich opiekunów. Podobnie opuszczony, historyczny budynek – napisy markerem świadczyły o tym, że niegdyś musiało to być miejsce typowych nastoletnich aktów ­transgresji.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
OLGA DRENDA: Trzeba czasem coś zasabotować, dokonać małego aktu hakerskiego, wsadzić kijek w szprychy. Samodzielnie obrać buraka, ziemniaka. Zrobić coś od zera, kupić składniki na danie niegotowe >>>>


Piszę, że to miejsce niezwykłe, bo jest takich coraz mniej. Umownie, na potrzeby tego tekstu, nazwę taki typ przestrzeni dziadowskim, z uwagi na jego chaotyczność i rozchełstanie. Na ogół można było znaleźć takie zakątki na tyłach linii kolejowych, za garażami, na końcu osiedla, gdzie czasami prowadził prowizoryczny chodnik, do połowy zatopiony w błotku. Rozgaszczał się w nich „trzeci krajobraz”, czyli nieuporządkowana natura w świecie kultury. W niektórych miejscowościach trafiały się w samym centrum. Służyły rozmaitym celom, nie zawsze godnym. Podejrzewam, że większość z nas miała ich dość: łatwo było w coś wdepnąć, „niczyjość” sprzyjała porzucaniu tam kanap i monitorów, czasem przestrzeń dziadowska cieszyła się też złą sławą strefy niebezpiecznej. Sprawiały, że niejeden z nas powątpiewał, czy aby żyjemy w cywilizacji.

Sama kiedyś nie znosiłam przepraw przez przestrzeń dziadowską. Błoto, którego nie miałam szans uniknąć idąc na stację, przypominało, że mieszkam odrobinkę na końcu świata. Widząc w mieście ludzi w białym obuwiu, którego nie imało się błoto, czułam się ogrem, który nie ma prawa dostąpić pewnych godności. Oczywiście przesadzam, ale odtwarzam tu tylko mój dawny stan umysłu, a mało która osiemnastolatka nie przesadza. W mieście czekało mnie przy tym dziadostwo nie lepsze, brudny śnieg i psie kupy, pełen bukiet marnego losu. Wszystko to wyczerpywało, męczyło – o ile nie było się nastolatkiem na wagarach, oczywiście. Wtedy dziadostwo zapewniało enklawę swobody. I miejsce, w którym można się schować.

Teraz uświadomiłam sobie, że margines dziadostwa jest niezbędny. Takich przestrzeni widujemy już niewiele, bo ich istnienie jest nieopłacalne. Nie przynoszą zysku, a przecież można tam coś urządzić. Nawet niekoniecznie sklep, bank czy biurowiec, wystarczy przekształcić praktycznie istniejącą przestrzeń rekreacyjną (czyli na przykład łączkę, na którą wychodzimy z psem) w profesjonalnie zaprojektowaną przestrzeń rekreacyjną. Robi się bezpieczniej i czyściej, niby wszystko gra. A jednak łatwo można się tam poczuć tak, jakby ktoś miał nas zaraz wyprosić, a przynajmniej wylegitymować. W niczyjej przestrzeni za to jest bałagan, ale nikt nie zapyta: „Co pani tu robi?” (zgodna z prawdą odpowiedź „chodzę sobie” nie każdego satysfakcjonuje).


PRZECZYTAJ TAKŻE:
OLGA DRENDA: Mam białego i czarnego kota, więc zgrabnym lifehackiem byłoby noszenie szarych swetrów, żeby sierść nie kontrastowała tak mocno >>>>


Przestrzeń, która po prostu sobie istnieje, jest podejrzana. Zwykłe sobie bycie to bezczelność. Trzeba przywołać do porządku miejsce-darmozjada, miejsce dla bumelanta. To przywodzi na myśl instytucję tak zwanej kary za włóczęgostwo, czyli de facto za istnienie sobie. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych przebywanie gdzieś czy przemieszczanie się „bez wyraźnego celu” było traktowane jako wykroczenie i podlegało karze. Z reguły stawało się pretekstem do pozbywania się z publicznej przestrzeni rozmaitych „ludzi gościńca”. Nie chodziło jedynie o znaną i dzisiaj demonstrację siły, jak karanie za bezdomność czy za życie z datków, ale w ogóle za odstawanie od utartego porządku świata. Pod kategorię „włóczęgostwa” mogli podpadać równie dobrze obwoźni sprzedawcy, kuglarze, wróżki i hippisi. Stanowiło to przełożenie na prawną praktykę powiedzenia „pustym rękom diabeł znajdzie zajęcie”, czyli: nie musisz popełniać żadnego przestępstwa, wystarczy, że potencjalnie możesz go dokonać, nie robiąc akurat nic „społecznie pożytecznego” i po prostu sobie stojąc. Do dzisiaj w Stanach Zjednoczonych można znaleźć tabliczki „no loitering”. Również w początkach PRL-u za włóczęgostwo można było zostać skierowanym na „przymusową rehabilitację przez pracę”, co, jak łatwo się domyślić, nie rehabilitowało nikogo. Miejsca istniejące po nic, „dedykowane” nikomu, wyłamują się z tej logiki. Dlatego odrobina dziadostwa może nas uratować, bo pomaga sobie zwyczajnie poistnieć.

Gdy dziadostwo jest wszędzie, męczy i upokarza. Gdy jednak zabraknie go całkiem, przestrzeń zmienia się w kontrolowany wybieg bez wytchnienia i ucieczki, przeznaczony dla czyichś Simsów, które muszą przemieszczać się wyłącznie po linii od A do B. Niestety, nieśmieszny żart polega na tym, że te Simsy to my.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Prawo do dziadostwa