Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już wtedy miał opinię świetnego spowiednika, lecz ja nie próbowałam spowiadać się u niego, ponieważ był z nami tylko dwa tygodnie - potem wyjeżdżał na co najmniej dwa lata do Rzymu. Bałam się zatem, że jeśli raz spróbuję, będzie mi go później bardzo brakować. Odbywały się jednak rozmowy, z których mi wiele pozostało aż po dziś dzień.
W konfesjonale jego uklękłam po raz pierwszy pewnego grudniowego dnia 1950 r. I od razu poczułam się jak w domu. Znalazłam Ojca. Właśnie, Ojca! Bo określenie “kierownik duchowy" brzmi jakoś gorzej. Jest to niewątpliwie jedna z największych łask, jaką Pan mnie obdarzył. Zdaję sobie sprawę, że jest to w dodatku łaska raczej rzadka, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę czas trwania owej relacji: całe pięćdziesiąt pięć ziemskich lat.
Na początku uczył mnie, co to znaczy. Kiedyś zaczęłam mu opowiadać coś o moich rodzinnych troskach i nagle przerwałam, pytając, czy powinnam o tym mówić, bo przecież to nie jest materia spowiedzi. Na co odpowiedział mi z pewnym naciskiem: “Wszystko zależy, jak ty na to patrzysz. Jeśli to ma być tylko spowiedź, nie ma po co ją przeciągać. Jeśli jednak kierownictwo, sprawa przedstawia się całkiem inaczej".
Nie tu miejsce na wspominanie wszystkiego, czego się od Niego wtedy czy później nauczyłam. Charakterystyczne jest jednak, że niczego nigdy nie narzucał. On tylko pilnował, żebym nie zbłądziła, nie zeszła z Bożej drogi. Pamiętam, jak kiedyś, gdy mu relacjonowałam moje, jak sądziłam, przemyślenia, on zawołał z radością: “Widzę, że Duch Święty prowadzi cię właśnie w tym kierunku, który ja przeczuwałem!". A więc nie on sam, ale Duch Święty.
Jego wstąpienie do Opactwa Tynieckiego uderzyło we mnie jak piorun. Nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym żyć bez niego. Bóg jednak jest przemądrym Pedagogiem. Dał nam - jego córkom i synom warszawskim - najpierw cały rok na przygotowanie. Decyzja dotarła do nas pod koniec lata 1954 r., Ojciec zaś wstąpił ostatecznie do Tyńca we wrześniu 1955 r. W czasie tego roku powtarzał nam chyba kilka razy: “Si licet magna comparare parvis (jeżeli wolno porównywać do tego, co małe, rzeczy wielkie), pożyteczne jest dla was moje odejście". Drugi człon zdania to słowa Chrystusa z 16. rozdziału Ewangelii św. Jana (J 16, 7).
Przynajmniej dla mnie spełniły się one w sposób cudowny. Przez rok nie miałam żadnego kontaktu z Ojcem, ale - o dziwo! - nie przestałam być Jego córką. Wręcz przeciwnie, coraz lepiej rozumiałam, co to znaczy. Potem przyszły jeszcze długie lata stałej korespondencji i krótszych spotkań. Lubiłam mówić Ojcu o mojej nadziei, że kiedy spotkamy się “po tamtej stronie", będę do niego podobna, bo przecież jestem jego córką. Nigdy się przed tym nie bronił. Z biegiem czasu spotkania stawały się rzadsze, a nasza relacja może bardziej ludzka, ale i coraz bliższa. Pewno bym gorzej przeżyła Jego ostateczne odejście, gdyby nie doświadczenie tamtego odejścia do Tyńca. Wierzę, że także i teraz okaże się ono dla nas pożyteczne. A Ojciec Augustyn, podobnie jak Pan Jego, “nie zostawi nas sierotami"(J 14, 18).
Prof. Anna Świderkówna jest filologiem klasycznym, historykiem świata starożytnego i pogańskiego, bada miejsce Biblii w historii kultury. Autorka m.in. trzech tomów “Rozmów o Biblii".
Pogrzeb o. Augustyna Jankowskiego odbył się 11 listopada w Opactwie Tynieckim.