Portret artysty w czasie marnym

Ruch „Okupujmy teatry!” ogarnął paryski Odeon i dziesiątki innych scen nad Sekwaną. Jak we Francji ludzie kultury radzą sobie w drugim roku pandemii?
z Paryża

29.03.2021

Czyta się kilka minut

Silas Bassa, pianista i kompozytor / LOUIS TERAN / ARCHIWUM PRYWATNE
Silas Bassa, pianista i kompozytor / LOUIS TERAN / ARCHIWUM PRYWATNE

Odeon jest zamknięty, wejścia bronią kraty i ochroniarze. Tego popołudnia spektakl trwa jednak w najlepsze – sceną jest plac przed budynkiem.

Zebrana przed budynkiem publiczność wpatruje się w otwarte okno teatru na piętrze. Pojawia się w nim kolejny mówca: – Dziś mamy 13 marca 2021 r., to smutna rocznica. Dokładnie rok temu, na początku pandemii, we Francji zamknięto miejsca kultury: teatry, sale koncertowe, kina i muzea – słychać z głośników. – Ale nie będziemy się smucić. Przygotowaliśmy dla was dziś nie jeden, ale dwa uliczne koncerty!

Na placu gra orkiestra dęta, płyną dźwięki bałkańskie. Widzowie podrygują, tańczą i nucą, biją brawo, podchodzą i zagadują muzyków. Uśpiony przez pandemię Paryż na chwilę ożywa. Choć protest jest poważny – okupujący domagają się otwarcia teatrów i kin oraz wsparcia państwa dla artystów-prekariuszy.

Co dzień przed Odeonem gromadzą się dziesiątki, a czasem setki osób. Jedni wspierają protestujących swoją obecnością, inni przynoszą im żywność i napoje. Trwa to od 4 marca – tego dnia kilkudziesięciu artystów i osób z personelu technicznego zaczęło okupację słynnego paryskiego teatru w pobliżu Sorbony – jednego z symboli studenckiej rewolty w maju 1968 r. Zaraz potem ruch okupacji objął inne sceny w stolicy, m.in. prestiżowy Théâtre de La Colline, a także w innych miastach: Strasburgu, Tuluzie, Lille czy Montpellier.

Za protestami kryje się pytanie: jaki jest stan ducha – i kieszeni – młodych artystów czasu pandemii?

Pod parasolem państwa

Francuską specyfiką jest uprzywilejowana pozycja artystów scenicznych i personelu technicznego zatrudnionego przy produkcji spektakli. Przysługuje im specjalny status prawny: intermittent de spectacle, w skrócie intermittent, czyli „pracownik nieregularny”. Dzięki niemu ogromna rzesza aktorów, muzyków, tancerzy, ale także techników scenicznych otrzymuje – prócz honorariów za występy – stałe świadczenie z kasy państwa w wysokości co najmniej ok. 1200–1300 euro miesięcznie. W ten sposób państwo zapewnia im godne życie, gdy nie mają zleceń. Ze statusu intermittent korzysta, według danych z 2019 r., aż 276 tys. osób.

Aby dostawać te świadczenia, jest jeden warunek – trzeba wyrobić odpowiednią „normę” na scenie, minimalnie 507 godzin rocznie. I tu dziś cały kłopot – bo niemal przez cały ostatni rok, oprócz lata i początku jesieni, teatry, kina i sale koncertowe były zamknięte.

W obliczu pandemii ministerstwo kultury zarządziło w drodze wyjątku, że świadczenia będą automatycznie wypłacane „nieregularnym” do końca sierpnia. Ale co potem? Protestujący obawiają się, że od 1 września 2021 r. stracą swoje prawa.

Czy na naszych oczach skończy się mający długą tradycję – co najmniej od epoki generała de Gaulle’a oraz ministra kultury i pisarza w jednej osobie Andrégo Malraux – państwowy parasol nad kulturą? Przed epidemią wsparcie dla kultury ze środków publicznych sięgało 1,4 proc. PKB (dane Eurostatu z 2018 r.). Francuzi zdecydowanie wyprzedzali pod tym względem swoich sąsiadów: Włochów, Niemców i Hiszpanów. Gdy zaś zaczęła się pandemia, rząd ogłosił nadzwyczajną pomoc dla kultury w wysokości 5 mld euro. Jednak dziś, kiedy gospodarka ledwo zipie, artystom trudno będzie dalej liczyć na specjalne względy.

Aktor sprzeda nerkę

Tancerka, pianista, aktor komediowy: troje artystów, trzy różne losy. I bardzo różne, bardzo osobiste historie na czas lockdownu.

Antoine Lucciardi miał pecha. Showman, stand-uper i filar grupy improwizacji teatralnej Les Z’Indépendants kilka lat temu rzucił wszystko na jedną kartę. Zrezygnował z pracy w szkole, żeby poświęcić się teatrowi. Jego monolog sceniczny zaczął podbijać serca paryskiej publiczności. Artysta liczył, że w 2020 r. wypracuje upragniony status intermittent. Wszystko na nic, bo nadeszła pandemia.

Antoine, sceniczny wulkan szalonego humoru i werwy, nie kryje dziś goryczy: – Od marca 2020 r. miałem zagrać 46 razy, ale w końcu udało mi się wystąpić 11 razy, między sierpniem a połową października. Pozostałe spektakle odwołano. To nie wszystko. Spadła na mnie podwójna kara: nie tylko nie gram i nic nie zarabiam, ale w dodatku, jako właściciel firmy produkującej moje spektakle, muszę stale odprowadzać fiskusowi składki – mówi.

Aktor mieszka dziś w Rouen w Normandii, z żoną i dwojgiem dzieci w wieku 10 i 14 lat. – Nadal prowadzę kursy teatralne dla dzieci i młodzieży, a obecnie piszę na zlecenie wydawnictwa biografię rapera Orelsana. To mnie trochę napędza. Gdyby nie to i nie fakt, że moja żona-pisarka ma sporo pracy, to aby wyżywić dzieci, musiałbym sprzedać nerkę lub napaść na bank. A kompletnie nie nadaję się na kasiarza – żartuje Antoine.

Co myśli o okupowaniu teatrów? – Gniew artystów narasta i to normalne. Mamy już dość ciągłych obietnic otwarcia scen, które rząd stale przekłada. A czy okupując teatry, komuś przeszkadzamy? Nikomu. To trochę jak walka Don Kichota z wiatrakami. Czy teatry otworzą się dla publiczności przed sezonem letnim? Jestem pesymistą.

Antoine sądzi, że nawet jeśli miejsca kulturalne znów przyjmą widzów, to bardzo trudno będzie im zachować rentowność. – Jeśli rząd wprowadzi ostre rygory sanitarne, jak ograniczenie liczby widzów do jednej trzeciej miejsc na sali, to się nie utrzymamy. Oczywiście, subwencjonowane teatry, jak Odeon czy Teatr Narodowy w Strasburgu, przetrwają burzę. Ale małym kompaniom i teatrom grozi zniknięcie – kończy Lucciardi.

Oswojona samotność

Z pianistą i kompozytorem Silasem Bassą spotykamy się w jego zacisznym mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy nieopodal placu Republiki w Paryżu. Na progu oprócz gospodarza wita gości jego najbliższy kompan, kot Sasza. Idealny towarzysz. – Tylko on nigdy nie przeszkadza mi w pracy – mówi Silas. – Pies by się łasił, hałasował, chciałby wyjść na spacer. A Sasza tylko czasem usiądzie sobie cicho na pianinie, jakby zasłuchany w muzykę.

W salonie stoi pianino, stary czeski Petrof, na którym artysta komponuje. – Kupiłem je z drugiej ręki 10 lat temu, nie lubię nowych instrumentów, bo nie mają duszy – ciągnie Bassa, z pochodzenia Argentyńczyk, od blisko 20 lat osiadły we Francji. Dla niego mieszkanie to główne miejsce pracy. Spędził w nim prawie cały ubiegły rok. Stamtąd w czasie lockdownu nadawał darmowe koncerty przez internet.


Czytaj także: Szymon Łucyk: Ślimak przyspiesza


Jak przeżył anulowane koncerty i drastycznie ograniczony kontakt z publicznością? – Miałem szczęście, bo gdy nadszedł covid, nagrałem już pierwszą płytę z moimi kompozycjami, zatytułowaną po prostu „Silas”. Gdy odwołano koncerty, zajmowałem się jej promocją, kręciłem klipy, udzielałem wywiadów, zamieszczałem posty w mediach. Lubię to robić, choć mam attaché prasowego. I chociaż większość moich koncertów odwołano, dałem kilka występów przed publicznością w Paryżu i Madrycie. Byłem w stu procentach aktywny. Ale wiem, że dla innych artystów covid był wstrząsem – opowiada.

Silas mówi, że w dobrym znoszeniu lockdownu pomogło mu to, iż przez poprzednie lata oswoił się ze swoją samotnością. Tłumaczy, że żyje prawie jak mnich, z tą różnicą, że jego modlitwą jest muzyka: – To nie znaczy, że stronię od kontaktów z ludźmi i od przyjemności. Ale dla komponowania jest bardzo ważne, żeby być w stanie całkowitego połączenia z samym sobą.

Argentyński pianista nie ma statusu intermittent. Tłumaczy to potrzebą niezależności i obawą przed staniem się „niewolnikiem” systemu zmuszającego do wyrabiania rocznej „normy”. – Dzięki wydaniu płyty miniony rok był nadspodziewanie dobry pod względem finansowym – mówi. I dodaje, nieco tajemniczo, że nie musi martwić się o codzienne troski, bo wspierają go miłośnicy jego muzyki.

Silas zaczął grać na pianinie w wieku pięciu lat, a pierwsze muzyczne kroki stawiał pod czułym okiem matki. Potem w Argentynie i Francji przemierzył mozolną drogę wykształcenia pianisty klasycznego. – Od dawna pragnąłem komponować, a nie tylko być wykonawcą muzyki klasycznej. Zajęło mi wiele czasu, zanim wreszcie się na to ośmieliłem – dodaje. W naszej rozmowie wspomina, że myśli też o komponowaniu muzyki filmowej; wśród swoich inspiracji wymienia polskich mistrzów tego gatunku: Komedę, Kilara i Preisnera.

Kilka tygodni temu w lasach Burgundii nagrał nowy klip do utworu „Letter to Myself” z ostatniego albumu. Scenariusz do klipu napisał ze swoim polskim uczniem z Paryża, 11-letnim Arturem.

Jednak, choć pochłonięty komponowaniem, Silas coraz bardziej tęskni za bezpośrednim kontaktem z publicznością: – Całą nadzieję pokładam w tym, że wkrótce wznowię koncerty.

Jesienią ma wystąpić w rodzinnej Argentynie. Jeśli epidemia pozwoli.

Jak z waty

Jej artystyczne początki przypominają nieco drogę Silasa: od przetartych ścieżek klasyki po podróż w nieznane. Léa Bridarolli wymarzyła sobie od wczesnych lat, że będzie tancerką baletową. Los chciał inaczej.

Naukę baletu zaczęła w wieku 12 lat, potem trafiła pod skrzydła renomowanej profesorki z paryskiej Opery. Po maturze zaczęła podróżować po świecie: pojechała na trzyletnie studia w Central School of Ballet w Londynie, potem do Portugalii i Nowego Jorku. Ciągle jako baletnica.

Punktem zwrotnym był staż taneczny w Nowym Jorku. Léa otworzyła się tam na taniec współczesny i tango. Po powrocie do Francji nie była już tylko klasyczną tancerką – zapragnęła niezależności i eksperymentowania z różnymi dyscyplinami: teatrem, śpiewem, sztuką cyrkową. Ukończyła też studia z zarządzania w kulturze.

Ostatnie trzy lata przed pandemią spędziła jako tancerka-aktorka w eksperymentalnym Teatrze Elizabeth Czerczuk (T.E.C) w Paryżu, prowadzonym od kilku lat przez polską artystkę pochodzącą z Wrocławia. Repertuar T.E.C nawiązuje do dorobku polskiej literatury, zwłaszcza Witkacego i Gombrowicza. Właśnie tu, w T.E.C, Léa zaprzyjaźniła się z argentyńskim tancerzem żyjącym w Paryżu, Eneasem Vaca Bualo. Tuż przed wybuchem epidemii założyli wspólnie grupę Ensemble /K/inêtikos. Prócz nich dwojga należy do niej kilkunastu innych artystów.

Rok 2020 miał być czasem rozkwitu Ensemble. Plany pokrzyżowała najpierw kontuzja Léi, a potem oczywiście pandemia. – Na początku ubiegłego roku przechodziłam rehabilitację po skręceniu kostki. Ale, paradoksalnie, wspominam ten czas dobrze. Miałam czas na odpoczynek po ciężkim roku i myślenie nad rozwojem naszego zespołu – wspomina Léa.

Latem i jesienią, gdy zawieszono lockdown, Léa i Eneas występowali w duecie we Francji, Barcelonie, w Niemczech. Problemy zaczęły się znów w październiku, gdy zaczęła się nowa fala epidemii i powtórnie zamknięto ośrodki kulturalne.

Gdy rozmawiamy w połowie marca, Léa przyznaje się do zmęczenia: – Siedem miesięcy bez występów dla widzów to bardzo ciężkie. Nasza energia spada. Mam wrażenie, jakbyśmy byli odrętwiali, jakbyśmy mieli ciało z waty. Razem z Eneasem próbujemy śmiać się z tej sytuacji, ale jest nam coraz trudniej. Podobnie jak znajomym artystom.

W przetrwaniu najcięższych momentów pomaga jej samodyscyplina wyniesiona z baletu: Léa ma w mieszkaniu drążek baletowy, więc może ćwiczyć codziennie nie wychodząc z domu. Robi też kurs fitness – zdalnie, bo sale sportowe są zamknięte.

Léa i Eneas mają status intermittent, co na razie zapewnia im stałe środki do życia. Na jak długo? Nie wiadomo. Léa: – Poszłam pod Odeon wspierać moich znajomych. Jest ważne, żeby pokazać, że istniejemy, żeby ktoś nas zobaczył. Choć nie mam złudzeń, że władze pozwolą teraz na otwarcie teatrów czy sal koncertowych.

Z opery do ubera

Może skoro teatry są zamknięte, należy sprzedawać bilety na spektakle w internecie? Niektóre sceny nad Sekwaną właśnie tak walczą o przetrwanie.

Jednak opór jest silny. – Naszą misją jest goszczenie publiczności i tworzenie żywych spektakli, a nie ich nagrywanie i transmitowanie. Nie będziemy ścigać się z kinem czy Netfliksem. Pomysł, żeby teatry przestawiły się na zarabianie w ten sposób, to aberracja – mówi mi Xavier Croci, dyrektor Théâtre du Beauvaisis w Beauvais (na północ od Paryża), mającego status sceny narodowej.

Podobnie uważa Antoine Lucciardi: – Wielu moich znajomych zdecydowało się zarabiać na transmisjach wideo swoich spektakli. Ale dla mnie przekaz internetowy, nawet na żywo, nie ma nic wspólnego z żywym spektaklem. Jeśli tak ma wyglądać świat przyszłości, to odpadam. Ja pochodzę ze świata szaleńców i marzycieli.

Czy francuskich artystów teatralnych i estradowych czeka los prekariuszy? Tak jak pewnego śpiewaka operowego z miasta Blois nad Loarą, o którym mówiła ostatnio chyba cała Francja? Sébastien Soules, artysta operowy z 20-letnim stażem na największych scenach świata, na początku pandemii wrócił z Austrii do rodzinnej Francji. I tu zaczęły się kłopoty: opery zamknięto, a nikt inny nie chciał go zatrudnić. Z powodu długiego pobytu za granicą we Francji mógł liczyć jedynie na najniższy zasiłek dla bezrobotnych. Aby zarobić na życie, Soules przekwalifikował się więc na rowerowego kuriera dostarczającego jedzenie.

Komentując ten przypadek – zaznaczyć trzeba, że mało typowy – Antoine wspomina na swoim facebookowym profilu własne doświadczenia jako bezrobotnego odwiedzającego regularnie urząd pracy. I zastanawia się, z właściwym sobie przekornym humorem, jaką „ścieżkę kariery” wybrać, skoro perspektywa otwarcia teatrów się oddala: „O ile wykluczyć pierwszą opcję, czyli wyrwanie włosów mojej doradczyni w urzędzie pracy, rozważam trzy inne: grabarz-specjalista od osób wagi lekkiej; pieszy kurier rzeczy bezużytecznych; minister kultury. Ta ostatnia opcja wydaje się najłatwiejsza. Z góry dziękuję wam za radę”. ©

Dziękuję Hannie Borys za pomoc w kontakcie z bohaterami artykułu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2021